Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Hyde Park 20 listopada 2001, 14:32

autor: Prezes

Wiedźmin - wrażenia z kina

"Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza, jedno wyraźnie tępe" - moje impresje z seansu Wiedźmina.
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.

Żebrowski jednak ratuje dzieło bo to naprawdę dobry fighter. Jego styl stanowi osobliwy kompromis między wyrazistą manierą Stevena Seagala (ach to aikido!) a starymi dobrymi hieroglifami, jakie kreślił w powietrzu szablą imć Wołodyjowski. Walka jest nieźle wyważona: dynamika ciała rodem z karate nie przeradza się w ów beznadziejnie sztuczny idiotyzm, którym Amerykanie usiłują ożywiać postać Xeny albo Herkulesa. Ośmielił bym się nawet powiedzieć, że w tym względzie nasz film może być inspirujący dla przyszłych kreatorów kina fantasy. Brawo! Niemniej już na poważnie: fakt, że widziało się gorsze rzezie na ekranie, nie oznacza że można go z czystym sumieniem polecić co wrażliwszym kobietom i dzieciom.

Co do efektów specjalnych polskie kino fantastyczne będzie chyba musiało w najbliższym czasie dokonywać wyboru: albo bawimy się w to na poważnie i tworzymy rasową rzeczywistość wirtualną albo staramy się ograniczyć ją do oszczędnego minimum. „Wiedzmin” jest w tym względzie stałym polem eksperymentu. Przy czym wcale nie gorsze są ujęcia „naturalistyczne” bez piorunów, błysków i jak to nazwał Sapkowski „sałaty magicznej” Dzieciarni wychowanej na mandze we wszystkich kolorach tęczy się to nie spodoba. Ale ktoś chyba mówił o szukaniu polskiej drogi, niekoniecznie za miliony dolarów wpłacanych na konto Industrial Light and Magic. A. Buzek wyjąca niewidzialną magią robi wrażenie, tylko trzeba na nią spojrzeć inaczej niż na Matrix i Gwiezdne Wojny. Bo to nieco inny gatunek kina. Powiedzmy szczerze: nieszczęsny smok nie wyszedł naszym grafikom komputerowym. Z czystego i brutalnego braku forsy. Nie dobrych chęci ani umiejętności. W kinie jednak padały trafne komentarze typu „Jurassic park”... A ostatnia horda potworów rozbawia już do łez. Z jakiej planety oni właściwie przylecieli???

To co najgorsze zostawiłem na koniec: film jest ociupinkę zbyt ponury. Humor Sapkowskiego został znacznie zredukowany . Było to nieuniknione bo krył się on głównie w języku: jurnym, niepowtarzalnie rubasznym i mocno zarchaizowanym. Słownik autora wycięto niemal w pień ( aby nie wpieniać autorytetów moralnych??) i skastrowano (by widz młodzieżowy nie musiał się dodatkowo zastanawiać nad znaczeniem słowa „chędożyć?”) Parokrotne użycie słów „morda” i „dupa” brzmi na tym tle niesmacznie, jak cienki parawan. Kilka dobrych komentarzy Jaskra nie ratuje sytuacji. Paradoksalnie więc największe salwy śmiechu wywołuje efekt skojarzenia aktorów z ich alter ego z innych filmów albo głupawych sitcomów ! W tradycji polskiej, gdzie kultura filmowców tworzy mały i hermetyczny światek a aktorzy są wiecznie ci sami, jest to niesłychanie naturalny i silny odruch psychologiczny. W duchu sam nie nazwałem maga Stregobora inaczej jak Albercik...Ciekawe czy sztab produkcyjny zaplanował to zjawisko, czy „efekt Paździocha” był tylko miłym zaskoczeniem...

Wnętrza w „Wiedźminie” są ciemne niczym dymna chata w grudniu, tonacja najczęściej mroczna, stroje w odcieniach, jakich nie powstydził by się klasztor o surowej regule. Kruki kraczą, na dworze jesień której Żeromski by się nie powstydził pisząc o klęsce jakiegoś powstania. Tworzy to owszem swoisty nastrój ale na pewno mało wspólnego ma z Sapkowskim jako twórcą pewnego ulotnego klimatu fantasy.

Reasumując. Nie jest to wielkie dzieło. Ale po Przedwiośniu i Quo vadis pierwsza w pełni strawna, duża produkcja polska. Duża bo na pewno nie zasługuje na miano super.

Piotr „Prezes” Plichta