autor: Szymon Liebert
Testujemy Enemy Front - II wojna światowa i polski klon Call of Duty - Strona 5
CI Games wraca do II wojny światowej w strzelance Enemy Front. Czy polski producent wróci do tendencji zwyżkowej po słabszym Sniper: Ghost Warrior 2? Mieliśmy okazję zagrać kilka misji, więc mamy wstępną odpowiedź na to pytanie.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Enemy Front - II wojna światowa w polskim wydaniu
Podobieństwa są widoczne również na linii samej rozgrywki, szczególnie w przypadku broni snajperskiej. Celując z niej możemy wstrzymać oddech, czy raczej wręcz spowolnić czas, by zyskać większą precyzję. Najlepsze ze strzałów są wieńczone efektownym ujęciem kamery podążającym za pociskiem. Snajperzy będą czuli się w Enemy Front jak w domu. Tym bardziej, że jak obiecał Paul Robinson, jeden z producentów, sztuczna inteligencja przeciwników będzie lepsza – nie dadzą nam tyle czasu na bezkarne ostrzeliwanie ich. Warto dodać, że prócz kampanii autorzy szykują tryb multiplayer złożony z kilku raczej standardowych trybów rozgrywki i paru dodatków w postaci drużynowych form zabawy opartych na bardziej złożonych zasadach.
Co powstanie z tego powstania?
Przyznam szczerze, że Enemy Front jest dla mnie twardym orzechem do zgryzienia. Z jednej strony to potencjalnie ciekawa produkcja wracająca do atmosfery, której dawno w gatunku nie widzieliśmy (jeśli nie liczyć serii Sniper Elite). CI Games ma też swoje pomysły na zbudowanie nieco bardziej złożonej rozgrywki niż w typowej strzelaninie (o ile o takowej można jeszcze dzisiaj mówić). W tym wszystkim brakuje jednak wyrazistości, błysku i wyczucia – ja przynajmniej odnoszę takie wrażenie po przejściu paru fragmentów misji. Ukończyłem je bez większych emocji, co działa w obu kierunkach. Nie byłem zirytowany ani znudzony, ale nie byłem też zachwycony czy szczególnie zainteresowany. Byłem raczej obojętny, a to trudno uznać za komplement.
Na razie wygląda więc na to że w Enemy Front będzie można sobie postrzelać – niezobowiązująco i w miarę przyjemnie. Ale czy będzie to gra na punkcie której oszalejemy? Albo tytuł, który przeniesie CI Games do pierwszej ligi producenckiej? Wątpię, chyba, że ci mają w zanadrzu jeszcze jakieś asy w rękawie (w całym katalogu firmy takim asem może okazać się raczej Lords of the Fallen) „Sprawdzam!” krzykniemy w czerwcu tego roku – na razie zachowujemy pokerową twarz. Robienie gier to przecież duże pieniądze i duże ryzyko.
Szymon Liebert | GRYOnline.pl