autor: Przemysław Zamęcki
Lost Planet 3 bliżej Dead Space i The Thing Carpentera - wrażenia z rozgrywki - Strona 2
Po dwóch częściach serii Lost Planet można by się spodziewać, że kolejna będzie rozwijać poprzednie pomysły. Nic bardziej mylnego. Lost Planet 3 to praktycznie "inna bajka".
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Lost Planet 3 - zwrot w stronę Gears of War i Dead Space
Świetnym pomysłem twórców była składająca się z trzech poziomów baza główna. To tutaj odbywają się liczne konwersacje z pozostałym personelem, tu otrzymujemy zadania od szefostwa bądź z laboratorium, a u kwatermistrza możemy zaopatrzyć się w lepszą broń lub udoskonalić już posiadaną oraz zająć się modyfikacjami mecha. Lodowe korytarze budowli przywodzą na myśl bazę Echo z Imperium kontratakuje zmiksowaną z którąś ze stacji Metra 2033. Świetny pomysł, przydający dodatkowego klimatu.
Muszę jednak wytknąć grze jej najpoważniejszą, moim zdaniem, wadę. Są to niekończące się loadingi. Zarówno w bazie, jak i na zewnątrz lokacje okazują się bardzo małe, co prawdopodobnie jest wynikiem niewielkiej pamięci sprzętu obecnej generacji. Mimo to ładowanie trwa dość długo – być może jednak w przypadku konsol da się je skrócić, instalując grę na twardym dysku. Choć mamy wrażenie obcowania z ogromnym światem, rozgrywka w dużej mierze jest zupełnie liniowa (wyjątek stanowią opcjonalne misje dodatkowe).

Zdecydowanie najbardziej zachwycił mnie klimat gry – niesamowity i tajemniczy. Kiedy wędrujemy przez lodowe pustkowia, często obserwujemy wspaniałe widoczki, które wraz z dochodzącą z głośników muzyką wywołują przejmujące uczucie osamotnienia. Oprawa audiowizualna stanowi bardzo mocną stronę gry, a autor muzyki zasłużył na ogromne brawa. Nie należy także zapomnieć o licencjonowanych utworach, których możemy posłuchać bądź w menu, bądź kiedy siedzimy w mechu. Te akurat mocno przywoływały atmosferę Starcrafta, ale to może tylko moje skojarzenie...

Twórcy zrobili wiele, by nowa odsłona Lost Planet była zupełnie inna od poprzednich. Nieco wolniejsze tempo akcji i mocne postawienie na fabułę być może sprawią, że tytuł przyciągnie osoby, którym nie za bardzo przypadły do gustu wcześniejsze dwie części. Szczególnie druga, stawiająca na kooperację. Tym razem przygoda skierowana jest do samotnych wilków, poszukujących nie tylko frajdy ze strzelania do różnej maści kreatur, ale także lubiących od czasu do czasu spędzić parę romantycznych chwil, przypatrując się zachodowi słońca, szalejącej wichurze czy otulonym chmurami wierzchołkom gór.