autor: Tomasz Chmielik
Gra Battlefield 4 - multiplayerowe pole walki nowej generacji - Strona 2
W trakcie targów E3 2013 mogliśmy przekonać się, jak Battefield 4 radzi sobie w akcji. Czy nowa gra studia DICE spełni wymagania fanów?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Battlefield 4 - wkraczamy na pole walki nowej generacji
Całość ma zaś zostać uzupełniona przez kilka elementów znanych z trybu multiplayer, takich jak tabela wyników lub śledzenie poszczególnych statystyk. W Battlefieldzie 4 nie uświadczymy za to trybu kooperacji, który w poprzedniej odsłonie serii w ogóle się nie sprawdził. Tym razem deweloperzy postanowili z niego zrezygnować i skoncentrować się na stworzeniu grywalnej i wymagającej kampanii oraz satysfakcjonującego multiplayera.
Mała wojna, mała sława; wielka wojna, wielka sława
O rozgrywce wieloosobowej nowego Battlefielda wiemy już całkiem dużo. Jedną z najbardziej interesujących kwestii jest z pewnością powrót trybu dowódcy, który ostatni raz pojawił się w Battlefieldzie 2142. Osoba, która wcieli się w takowego komendanta, zyska duży wpływ na poczynania swojej drużyny, ponieważ wyznaczy jej członkom cele i będzie zarządzać dostępnymi zasobami. A wśród nich znajdą się między innymi pojazdy oraz specjalne nagrody, przyznawane za osiągnięcia podczas zmagań. W ten sposób dowódca będzie w stanie wspomóc swoich kolegów na przykład precyzyjnym ostrzałem zdalnie kierowanymi pociskami.
Zabawa w tym trybie przypomni nieco grę strategiczną. Do dyspozycji komendanta zostanie bowiem oddana mapa, na której będzie mógł on śledzić to, co dzieje się na obszarze całego pola bitwy. W ten sposób w Battlefielda 4 da się zagrać na tablecie!
W produkcji tej pojawią się trzy grywalne frakcje: Stany Zjednoczone, Rosja i Chiny. Jak poprzednio zdecydujemy się na przedstawiciela jednej z czterech klas postaci: szturmowca (ang. assault), inżyniera (engineer), zwiadowcę (recon) lub specjalistę od wsparcia (support). Inżynier wyposażony zostanie w wyrzutnię rakiet przeciwpancernych oraz miny, co z pewnością sprawi, że okaże się niezbędny w trakcie potyczek z wrogimi pojazdami. Tych zaś pojawi się w grze całe mnóstwo, poczynając od helikopterów, poprzez czołgi i pojazdy opancerzone, a na łodziach kończąc. Dodatkowo będziemy mogli dowolnie modyfikować ich wygląd oraz przystosowanie do walki, wybierając broń główną i opcjonalną, kamuflaż, a także szeroko pojęte inne „ulepszenia”. Co ciekawe, pewne umiejętności klas ulegną przetasowaniu – po obrazkach z wersji alfa można wnioskować, że to zwiadowca odziedziczy ładunek C4, natomiast żołnierz wsparcia pudło z nabojami będzie mógł zamienić na pistolet maszynowy.

Starcia mają toczyć się na mapach (o rozmiarach porównywalnych do tych z poprzedniej odsłony serii), których scenerię zniszczymy podczas rozgrywki. Ma to zapewnić Battlefieldowi 4 większą niż w poprzednich odsłonach serii taktyczną głębię i dynamikę rozgrywki. Czy jednak na pewno tak się stanie? Po targach E3 pojawiły się pierwsze wątpliwości i głosy krytyczne. Sean Hollister z The Verge, który miał okazję zagrać tam na mapie Oblężenie Szanghaju (tej samej, którą chwalili się podczas swego pokazu deweloperzy z DICE), twierdzi, że możliwość rozniesienia w proch niemalże każdego elementu planszy to wyłącznie chwyt marketingowy. Podczas rozgrywki spędził on ponad pięć minut w czołgu Abrams, strzelając do wszystkiego, co znajdowało się w zasięgu wzroku, i zdołał jedynie wybić szyby w oknach. Na tej podstawie uznał więc, że to, co można na danej mapie zniszczyć, jest z góry ustalone przez twórców. Dodatkowo Hollister zwrócił uwagę na fakt, że do części budynków nie dało się w żaden sposób dostać, a w pozostałych korytarze świeciły pustkami.

Kierownik produkcji Patrick Bach odniósł się do krytyki Hollistera, tłumacząc, że niezniszczalność części obiektów na mapach jest decyzją projektantów. Burzyć da się więc wyłącznie te fragmenty plansz, których likwidacja nie będzie mieć negatywnego wpływu na doświadczenia płynące z rozgrywki. W ten sposób na przykład drzewo, które ma stanowić kluczową kryjówkę przed ostrzałem przeciwników, pozostanie nienaruszone. Podobnie jak i dziesiątki innych obiektów, znajdujących się obok tych podatnych na całkowitą destrukcję. Jest w tym jakiś sens – totalna rozwałka otoczenia wyraźnie wspierałaby pojazdy, no chyba że piechota wreszcie mogłaby się okopać.