XCOM: Enemy Unknown – graliśmy w nowe UFO od twórców Cywilizacji - Strona 2
Czy XCOM: Enemy Unknown zadowoli miłośników kultowego UFO czy może skierowany jest do zupełnie nowego odbiorcy? Po dwóch godzinach gry próbujemy odpowiedzieć na to pytanie.
Przeczytaj recenzję Strzelając do E.T. – recenzja gry XCOM: Enemy Unknown
Uproszczona, ale poukładana
Jeśli chodzi o część taktyczną, produkt firmy Firaxis Games sprawuje się nadzwyczaj dobrze, mimo że areny nie porażają wielkością, a grający może kierować maksymalnie czterema żołnierzami. Jak już zapewne doskonale wiecie, nasi podopieczni w XCOM-ie zostali podzieleni na klasy i nie jest to podział czysto kosmetyczny – każda z profesji charakteryzuje się zupełnie innymi zdolnościami. W zależności od wkładu, jaki komandosi wnieśli w wykonanie danego zadania, otrzymują oni odpowiednią liczbę punktów doświadczenia, które z kolei decydują o awansie na wyższy stopień. Każda ranga pozwala odblokować jedną z dwóch unikatowych zdolności, np. możliwość oddania celnego strzału w głowę bądź wyrzucenia granatu dymnego. Oczywiście z misji na misję żołnierz staje się coraz lepszą maszyną do zabijania – znacznie poprawia się jego celność, zasięg itd. Jak nietrudno się domyślić, utrzymanie podkomendnych przy życiu szybko okazuje się kluczowym aspektem gry. Co prawda zabici członkowie oddziału są automatycznie zastępowani po misji przez żądnych obcej krwi rekrutów, ale ci ostatni rozpoczynają karierę od pierwszego poziomu doświadczenia. A że żółtodziób w otoczeniu weteranów to kiepska perspektywa, nie muszę Was specjalnie przekonywać. Zwłaszcza w późniejszej fazie zabawy.

Podczas misji mamy pełną swobodę sterowania naszymi podopiecznymi, wszystkie starcia są oczywiście podzielone na tury. Każdy z żołnierzy ma do dyspozycji dwie akcje, które można spożytkować na ruch bądź na zajęcie dogodnej pozycji i oddanie strzału. Podczas przemieszczania się po polu bitwy istotne staje się zakończenie marszu za którąś z przeszkód terenowych, zarówno tych naturalnych, jak i sztucznych – osłony zapewniają różny poziom defensywy, niektóre z nich można zniszczyć jednym strzałem, np. drewniane pudła, inne z kolei stanowią solidniejszą ochronę przed wrogimi pociskami. Fani pierwowzoru z zadowoleniem przyjmą fakt, że najnowsze dzieło firmy Firaxis Games oferuje pełną destrukcję otoczenia. W trakcie jednej z misji nie mogłem wykurzyć Sectoidów, którzy wycofali się do niewielkiej chatki, więc po prostu zrównałem ją z ziemią, oddając strzał z bazooki. Radykalne rozwiązanie okazało się w pełni skuteczne.

Twórcy oprawy graficznej włożyli sporo wysiłku, żeby akcja - mimo osadzenia rozgrywki w turach - nabrało filmowego charakteru. W trakcie zmagań oglądać będziemy sporo dynamicznych scenek, przedstawiających wydarzenia z różnych ujęć kamery.
Nasi żołnierze mogą otrzymywać na placu boju różne rozkazy – początkowo ich liczba jest niewielka, ale z czasem ilość opcji rośnie. Punkty akcji można spożytkować nie tylko na ruch i strzał, ale również na wprowadzenie wojaka w tryb Overwatch (pozwala atakować przeciwników podczas ich tury), na przeładowanie pukawki lub rzucenie granatu. Bardzo przydatne okazują się umiejętności zdobywane na kolejnych poziomach doświadczenia. Przykładowo snajper może dokładniej przymierzyć w cel i strzelić z większym prawdopodobieństwem trafienia, ale tylko raz na trzy tury. Po wykorzystaniu zdolności trzeba cierpliwie odczekać, aż znów będzie ona dostępna. W przypadku wspomnianej wyżej bazooki ograniczenie jest większe. Żołnierz ma szansę wystrzelić rakietę tylko raz w trakcie całej misji.