autor: Marcin Serkies
Deus Ex: Bunt Ludzkości - już graliśmy! - Strona 5
Wybraliśmy się do Londynu, by móc przetestować fragment nowej gry z serii Deus Ex, noszącej podtytuł Bunt ludzkości. Jak przedstawiają się przygody Adama Jensena? Sprawdźcie sami!
Przeczytaj recenzję Wielki powrót legendy - recenzja gry Deus Ex: Bunt ludzkości
Idąc dalej, trafiłem na pomieszczenie obsadzone przez kilku przeciwników, a ja musiałem dostać się do windy po jego drugiej stronie. Spędziłem dobre dwadzieścia minut, próbując przejść je w sposób, który sobie wymyśliłem – bo przecież Deus ma pozwalać grać tak, jak chcemy – i jak się okazało, dało się. Mimo że początkowo zdecydowałem się na ciche podejście, udało mi się załatwić sprawę w sposób łączony, skradając się, ogłuszając jednego czy dwóch przeciwników, a reszty pozbywając się dzięki amunicji zdobytej u ich kolegów. Przy okazji wykorzystałem też granat ogłuszający – wywołujący świetnie wyglądający efekt – i dowiedziałem się, że granaty, podobnie jak inne środki zagłady, będzie można ze sobą łączyć, uzyskując przeróżne wynalazki.
W dalszej zabawie wspomniane już elementy powtarzały się. Kosiłem albo omijałem przeciwników, unikałem kamer, obszedłem ukrytym przejściem strzelającą wieżyczkę (za co zyskałem dodatkowe doświadczenie, gra premiuje szukanie tzw. „secretów”), zebrałem kolejne informacje, aż w końcu trafiłem w miejsce, w którym akcja z jednym z napastników rzuciła nowe światło na wydarzenia tego dnia. Nie, żebym poznał jakieś szczegóły, raczej okazało się, że obrazek jest większy, niż się to początkowo wydawało. Nie będę wnikał w detale, żeby nie psuć Wam pierwszego podejścia do tytułu. Odniosłem wrażenie, że gra przez długi czas będzie karmiła nas coraz to innymi niespodziankami, które z czasem zaczną się – dzięki naszym działaniom – łączyć w coś konkretnego.

W końcu wykonałem zadanie, odzyskałem dokumenty, prototyp i przyszła pora na zajęcie się zakładnikami. Spotkanie z osobą odpowiedzialną za całe to zamieszanie pokazało, że wybory, jakich dokonamy, rzeczywiście mogą mieć spore znaczenie dla dalszej rozgrywki. Sytuację mogłem rozwiązać na kilka sposobów: zabić napastnika (przy okazji życie traci zakładnik) spróbować załatwić sprawę tak, żeby koleś został pojmany, a zakładniczka zachowała życie, ewentualnie puścić faceta wolno, bo wydarzenie, o którym mowa w poprzednim akapicie, i dla mnie, i dla niego było sporą niespodzianką. Zgadnijcie, co postanowiłem, skoro do helikoptera zabierającego mnie z miejsca akcji przyciągnąłem niezbyt żywą zakładniczkę?
Zakończenie misji wiązało się z rozmową na temat moich poczynań, wyszło na to, że nie wszystko, co zrobimy, spodoba się naszym współpracownikom. A my w różny sposób możemy zareagować na ich pochwały i obiekcje.
Tyle udało mi się pograć i dowiedzieć. Bawiłem się naprawdę fajnie i rzeczywiście – całość dość mocno przypomina rozgrywkę w starym Deusie. Robiłem, co chciałem i jak chciałem, gra w żaden sposób mnie nie ograniczała (nie licząc kilku niewidzialnych ścian, które uparcie próbowałem przekroczyć). Pod tym względem Human Revolution jak na razie wydaje się być godnym następcą pierwszej części. Niestety, nie dane mi było przetestować rozmowy jako sposobu na rozwiązywanie wielu sytuacji, tak więc, jak to faktycznie działa, dowiecie się prawdopodobnie dopiero z recenzji.
Udostępniona wersja pokazuje, że przed programistami jest jeszcze trochę pracy, głównie dotyczącej animacji postaci, synchronizacji ruchu ust i tym podobnych spraw. Graficznie nie należy spodziewać się nie wiadomo jakich fajerwerków. Deus Ex: Human Revolution wygląda jak stary dobry Deus, mocno podrasowany współczesnymi efektami graficznymi. Niektórym może to nie przypaść do gustu, ale przecież w tej grze nie chodzi o fajerwerki, tylko o historię na wskroś cyberpunkową, a jak na razie wszystko wskazuje na to, że taka właśnie będzie.
Marcin „yasiu” Serkies