autor: Marcin Serkies
Deus Ex: Bunt Ludzkości - już graliśmy! - Strona 4
Wybraliśmy się do Londynu, by móc przetestować fragment nowej gry z serii Deus Ex, noszącej podtytuł Bunt ludzkości. Jak przedstawiają się przygody Adama Jensena? Sprawdźcie sami!
Przeczytaj recenzję Wielki powrót legendy - recenzja gry Deus Ex: Bunt ludzkości
Ogłuszonego delikwenta zaciągnąłem za nogę do czegoś w rodzaju szopy. O porządkach w Deus Ex trzeba pamiętać, bo strażnicy, zauważywszy nieprzytomnego lub martwego kolegę, podniosą alarm. Ofiarę przeszukałem, zabrałem, co się dało i ruszyłem dalej. Przeciwników, chociaż czasem bywa to męczące, warto zbadać dokładniej, bo ważna jest nie tylko każda sztuka amunicji, ale też informacje, które przy nich znajdujemy – mogą pomóc w rozwinięciu akcji. Dzięki tymże informacjom poznajemy także tło fabularne. Ciche dostanie się do budynku wymagało ruszenia głową, wspięcia się po kilku rampach, przeniesienia jednej skrzynki, przeczołgania się tunelem, odłączenia zasilania od kilku kabli i voila – byłem na miejscu. Gotowy do wyjścia z kanału wentylacyjnego do hali pełnej przeciwników.
Dzięki radarowi, który Adam ma wbudowany w głowie (chyba), zapoznałem się z trasami, jakimi poruszali się strażnicy. Powoli przekradłem się przez halę, skacząc od skrzynki do skrzynki i przy okazji dowiadując się, jak działa system osłon w nowym Deusie. Działał, jak na razie, dziwnie, chowając się za jednym bokiem skrzynki, musiałem nacisnąć przycisk, żeby Adam ukrył się za drugim. Ciężko też wyczuć, dlaczego między niektórymi osłonami bohater przeskakiwał bez problemu, a między innymi nie było takiej możliwości. Wielkim bólem okazał się również brak opcji wskoczenia za osłonę znajdującą się przed nami. Trzeba było zwyczajnie wyjść z dotychczasowego ukrycia i na własnych nogach podreptać tam, gdzie chcieliśmy się schować. Może to przyzwyczajenie do systemu osłon z Gears of War, niemniej odczułem pewien dyskomfort.

Niemal udało mi się przedostać przez halę, kiedy dochodząc do drzwi prowadzących dalej, zostałem zauważony przez jednego ze strażników i zaczęło się strzelanie. I tu bardzo ważne informacje. Po pierwsze, amunicja nie jest nieskończona, przeciwnie, w wersji, którą testowałem, było jej bardzo mało, co wymuszało bardzo dokładne celowanie. Nie dane mi było poszaleć jak w rasowej strzelance. Musiałem raczej chować się, ostrożnie mierzyć i liczyć na łut szczęścia. W wymianach ognia jedyną nadzieją są osłony, tylko one pozwalają czuć się bezpiecznie, o ile przeciwnicy nie postanowią zaatakować z flanki. Druga istotna rzecz to regeneracja zdrowia. Nie wiem, jak będzie w późniejszych etapach – bo tę modyfikację chyba da się rozbudowywać – ale na początku, tak czy inaczej – dwa, trzy, cztery strzały przeciwników i leżymy. Regeneracja daje tylko tyle, że możliwe jest czasem przebiegnięcie od jednej osłony do drugiej. Tempo regeneracji jest na tyle małe, że nie opłaca się wystawiać na strzały, bo zatrzymuje to akcję na dość długo.
Kilka pomieszczeń dalej trafiłem na kolejny element, który w grze będzie pojawiał się dość często, a jeśli byliście na stronie internetowej firmy Sarif Industries, zapewne wiecie, o co mniej więcej chodzi. Mam na myśli włamywanie się do systemów – w przypadku testowanego przeze mnie poziomu musiałem poradzić sobie z zamkami w drzwiach. Nie wnikając zbytnio w szczegóły, powiem jedynie, że hackowanie to składająca się z kilku elementów minigierka, wymagająca nie tylko taktycznego myślenia, ale i szybkich i nieprzypadkowych reakcji na działania komputera. Początkowo – szczególnie przed obejrzeniem filmiku wyjaśniającego – trochę się w tym gubiłem, ale potem załapałem, o co chodzi i hacking mi się spodobał.