autor: Szymon Liebert
NecroVision - przedpremierowy test - Strona 2
Na gliwickiej Farmie 51, mieszczącej się w samym sercu pozornie sennego i leniwego Śląska, powstaje produkt niezwykły – prawdopodobnie jedna z najdynamiczniejszych gier akcji w całej historii pecetów.
Przeczytaj recenzję NecroVision - recenzja gry
Całość utrzymana jest więc w konwencji horroru, którego poszczególne karty odkrywamy w rozmowach, przerywnikach filmowych czy odnajdywanych przez nas listach żołnierzy (prezentowanych także podczas wgrywania poziomów). Te ostatnie, odczytywane są zresztą drżącymi głosami ich już nieżyjących autorów, co ciekawie buduje klimat. Tak naprawdę niuanse fabuły są tu jednak mocno drugorzędne czy raczej dobrowolne – sami autorzy podkreślają, że ich zignorowanie nie wpłynie negatywnie na jakość zabawy. Czasem jednak warto posłuchać, co mają do powiedzenia postacie i przeszukać dokładnie wszystkie dostępne pomieszczenia. W grze ukryto bowiem sporo dodatkowych przedmiotów, mocno zwiększających szanse gracza. Oprócz nich bardziej wprawieni poszukiwacze natkną się na mnóstwo niespodzianek i żartów. Żeby nie zdradzać zbyt wiele, wspomnę jedynie, że w grze można spotkać młodego Adolfa Hitlera, próba zgładzenia którego wyjawi pewną mroczną tajemnicę.

Twórcy z Farm 51 mocno zdynamizowali samą narrację. Już w pierwszych momentach gry nasz bohater przechodzi prawdziwe piekło, biegając, walcząc, czołgając się, doświadczając wspomnianych majaków, trafiając do niewoli, by 5 minut później się z niej wydostać. Chociaż początkowo rzeczywiście hasamy sobie po kilku polach bitew i okopach, walcząc zarówno z ludźmi, czołgami, jak i z pierwszymi napotkanymi demonami, to później akcja przenosi się do podziemi tych drugich, a nasz bohater otrzymuje przymusowe wsparcie wampirów, jednocześnie zyskując ich wyposażenie. Przebijając się przez lochy, docieramy do samego piekła. Można więc domyślić się, z kim przyjdzie nam stanąć w szranki w epickim finale. Warto tutaj zaznaczyć, że chociaż w tle snuje się pewien wątek fabularny, to jest on właściwie przede wszystkim pretekstem do walki, gdyż produkt ten raczej w małym stopniu przypomina survival horror, będąc głównie grą akcji.
Necrovision to produkcja przede wszystkim okrutnie dynamiczna, chociaż sami twórcy wielokrotnie podkreślają, że można grać w nią na co najmniej dwa sposoby. W tym drugim, sprawdzą się więc miłośnicy nieco wolniejszej i bardziej taktycznej zabawy – wciąż można chować się i wykańczać wrogów z daleka, chociaż – szczerze mówiąc po kilku godzinach testów – takie rozwiązanie nie zawsze jest możliwe. Produkt stworzony przez gliwicką ekipę jest bowiem całkiem niepowtarzalny w kwestii dynamiki akcji, którą często wymusza na graczu. W mało której grze walka z hordami różnych wrogów jest aż tak szybka i bezpardonowa, przy czym trudno tu o momenty wytchnienia – wrogowie w zdolności dyplomatyczne wyposażeni nie zostali i sensem ich wirtualnej egzystencji jest ściganie gracza. Wysokie tempo akcji osiągnięto nie tylko dzięki szybkości i zawziętości przeciwników, ale również za pomocą pewnych bardzo ciekawych rozwiązań w kwestii mechaniki.