autor: Janusz Burda
World of Warcraft: Wrath of the Lich King - już graliśmy! - Strona 2
Choć największym wydarzeniem podczas WWI08 była zapowiedź trzeciej odsłony cyklu Diablo, to jednak drugi z kolei oficjalny dodatek do World of Warcraft dzielnie podążał tuż za Panem Ciemności, niemal depcząc mu po ogonie.
Przeczytaj recenzję World of Warcraft: Wrath of the Lich King - recenzja gry
Pierwsza z rzeczy, która od razu rzuca się w oczy, to grafika – jakaś taka ładniejsza, bardziej szczegółowa, świeższa. Jakby więcej polygonów w obiektach a tekstury w wyższej rozdzielczości. Oczywiście WoW nie zamienił się nagle w Age of Conan z super realistyczną grafą - wciąż utrzymana jest ona w typowym dla tej produkcji, nieco rysunkowym stylu. Gram dalej. Po chwili zauważam kolejne, niby nic nie znaczące, ale bardzo miłe dla oka drobnostki – graficzne bajery. Koniec z cieniami w postaci kółek, teraz wyglądają one o wiele bardziej realistycznie, widać zarys rzucających je postaci. Trawa też nabrała plastyczności, zgęstniała. Na próżno szukam obiektów znanych mi z pozostałych dwu dostępnych w grze krain Azerothu czy chociażby Outlandów. Wszystkie elementy otoczenia posiadają własny, unikalny, nowy wygląd i to zarówno te większe, jak budynki i drzewa, jak i te mniejsze, na przykład płotki czy lampy przy drogach. Nie widać tu żadnych kompromisów, wszystko jest tip-top, zrobione na nowo.
Tuż za wioską spotykam pierwsze mobki, duże drzewce ze świerkiem rosnącym im na głowie i trykające się porożami jelenio-byko-mamuty. Wszystkie prezentują się bardzo, bardzo atrakcyjnie – mam ochotę podejść do nich i odpalić parę czarów – powstrzymuje mnie tylko fakt, że niektóre z nich to elity – level 75.

I choćby przyszło tysiąc … hmm … drwali? Na szczęście to drzewko już leży.
Wracam jeszcze do wioski, gdyż o czymś sobie przypomniałem. Jednym z elementów WoWa, który od zawsze bardzo mi się podobał, jest możliwość zwiększania swojego poziomu doświadczenia wyłącznie poprzez wykonywanie questów, bez konieczności tzw. grindowania. Z oczywistych powodów nie jestem w stanie szybko sprawdzić, czy podobnie będzie i tym razem, ale ilość wykrzykników, które widnieją nad głowami stojących wokół NPCów sprawia, że jestem pewien, iż Blizzard raczej mnie pod tym względem nie zawiedzie. Poziom osiemdziesiąty osiągnę przeżywając (solo lub ze swoimi przyjaciółmi) epickie przygody, a nie zabijając bezmyślnie setki tych samych potworów.
Postanawiam nieco pozwiedzać. Przy pomocy łańcuchowej windy wyjeżdżam na szczyt pokaźnego wzgórza, wsiadam na mounta i ruszam w drogę. Mijam lasy, polany, wioski, pokryte śniegiem wzgórza, kipiące zielenią doliny, rzeki, mostki – wszystko to robi bardzo dobre wrażenie i jestem pełen podziwu dla projektantów odpowiedzialnych za kreowanie świata gry – ich wyobraźnia jest naprawdę olbrzymia. W pewnej chwili na horyzoncie wyłania się olbrzymi powalony pień drzewa... WOW! Widok to zapierający dech w piersiach – robię więc fotkę. Niestety, bardzo miła pani z obsługi zwraca mi uwagę, że powinienem schować aparat. No cóż, szkoda.
Uznaję, że będzie to dobry moment, aby zakończyć moją pierwszą sesję z grą. Może dlatego, że właśnie rozpoczyna się jeden z tzw. paneli poświęconych WOTLK. A może z powodu grymasu na twarzy jednej z osób stojących nieopodal w kolejce oczekujących. Co ja mu zrobiłem? Czemu patrzy tak złowrogo? A... rozumiem, siedzę na JEGO miejscu.