autor: Borys Zajączkowski
Far Cry 2 - już graliśmy! - Strona 3
Tu nie będzie żadnych bajek dla dzieci o supermutantach. Będzie za to opowieść o człowieku, który nie ma nic do stracenia i ma zabić drugiego człowieka, który gdzieś tam jest. Na 50 kilometrach kwadratowych Afryki. Jak żywej.
Przeczytaj recenzję Far Cry 2 - recenzja gry
I wtedy wychodzą braki w sztucznej inteligencji gry. Niby przeciwnicy są w stanie okrążać gracza, współpracować ze sobą, gdy są ranni uciekają, gdy gracz ucieka samochodem, sami sobie jakiś znajdą, żeby go gonić, a tymczasem moja zasłona z opon okazuje się dla nich nie do przezwyciężenia. Przyczajają się za nią nie mogąc oddać do mnie strzału (bo karabin trzymają na biodrze), ja zdejmuję ich zaś jeden po drugim, gdy tylko dojrzę czyjąś głowę. A mógłby któryś z nich rzucić mi granat... Ci, którzy decydują się zaczekać na mnie w większej odległości, znajdują sobie stosowną osłonę i wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że mnie wystarczy wystawić pół oka ze swojej kryjówki, by trafić w cokolwiek, oni zaś nie są w stanie mi się odwzajemnić. Jest tu jeszcze to i owo do poprawki i mam wielką nadzieję, że do premiery gry zostanie poprawione, bo psuje doskonały ze wszech innych miar efekt.
Na tych, których nie dałem rady wystrzelać ze swojego schronienia, przypuszczam frontalny atak. Ostateczna rozgrywka ma miejsce w baraku, do którego się schowałem, gdy zrobiło się gorąco i musiałem się podleczyć – zastrzyk w nadgarstek zrobił swoje. Gram na wyższym (z dwóch dostępnych) poziomie trudności i... gram kiepsko. Powinienem już zostać zabity, ale udaje mi się wyjść cało z zamieszania i ponownie podreperować siły zastrzykiem. Nie dość wysoki poziom trudności, w połączeniu z omyłkami SI pozwalają mi przeżyć – ale absolutnie należy to wyregulować.
Idę do wskazanej rury, montuję na niej ładunek wybuchowy i uciekam. Bum! Tak prawdę powiedziawszy różnego rodzaju efekty – w tym niektóre wybuchy, czy tryskającą wodę – również pasowałoby jeszcze ulepszyć.
Opuszczam obóz i schodzę skalną ścieżką nad rzekę – tam czeka na mnie łódź. Wsiadam do niej i płynę. Brzegi odbijają się w wodzie, ta bryzga zza burty, cienie drzew przemykają po poszyciu. Przy wodopoju dostrzegam dwie zebry, więc zatrzymuję się, puszczam ster i biorę do ręki snajperkę. Zebry padają martwe. (Hej! To tylko dla eksperymentu było). Na zakolu wysiadam na brzeg i biegnę przez wysoką trawę w stronę wioski za wzgórzem, po drodze wchodzę w posiadanie miotacza ognia, który znajduję przy dwójce zabitych (ich martwe ciała padają na ziemię bardzo realistycznie), niemniej to już nie był eksperyment, to było w obronie koniecznej.