autor: Marek Grochowski
Need for Speed ProStreet - zapowiedź - Strona 3
Pomimo tego, że Carbon, ostatni twór kanadyjskiego oddziału EA, sprzedał się doskonale, jego twórcy postanowili zerwać wreszcie z ideą nielegalnych wyścigów. Czy oznacza to koniec ich widowiskowej serii? Przekonamy się grając w Need for Speed Pro Street.
Przeczytaj recenzję Need for Speed ProStreet - recenzja gry
Niedoskonałości rzeczy martwych chcą wykorzystać programiści z Vancouver, którzy z pomocą studentów tamtejszego uniwersytetu pracują nad stworzeniem realistycznego, pokrywającego się z prawami fizyki, systemu uszkodzeń wozów. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to w wyniku ich prac dane nam będzie rozbijać efektownie nie tylko własne cztery kółka, ale także te należące do przeciwników. Każdy z postrachów szos opatrzony zostanie trzema stopniami zniszczeń. Pierwszy – wizualny – objawi się jedynie obniżeniem wartości estetycznej pojazdu, np. wskutek wybicia szyb (szkło pozostanie w nienaruszonym stanie tylko w przypadku maszyn ze stajni BMW, które wynegocjowało sobie u EA specjalne traktowanie). Drugi stopień, powstały po porządnym uderzeniu w inny element martwej natury, spowoduje ściąganie samochodu na boki, problemy z elektroniką oraz znaczny spadek osiągów. Trzeci poziom natomiast całkowicie zakończy nasz występ i praktycznie pożegna z ukochaną gablotą, chyba że zdecydujemy się na kosztowną naprawę w warsztacie mechanicznym.

Reperacji aut będziemy mogli dokonywać po każdym z czterech etapów wyścigowego weekendu. Jeśli jednak nie starczy nam pieniędzy, zadowolimy się zestawem „taśma plus nożyczki” i po krótkiej wizycie w garażu ponownie wyruszymy na najpopularniejsze trasy Azji, Europy i Ameryki. Wśród dostępnych torów ujrzymy najprawdopodobniej m.in. kalifornijski Infineon Raceway oraz umiejscowiony w Jokohamie Daikoku Futo. Zanim je jednak podbijemy, rozgrzejemy swe wozy na treningowym szlaku Dyno albo w... tunelu aerodynamicznym, będącym integralną częścią systemu tuningowego.