BioShock - już graliśmy! - Strona 5
Bioshock to bardzo dobra strzelanina, której zaletą jest mroczny klimat, a także interesująco zapowiadająca się fabuła. Produkt nie jest pozbawiony wad, ale i tak bez wątpienia warto na niego poczekać.
Przeczytaj recenzję BioShock - recenzja gry
Tatuśkowie to jedyni przeciwnicy w grze, którzy nie wykazują otwartej wrogości wobec naszego bohatera. Można zatem przejść koło tych stworów bez groźby narażenia się na utratę energii. Istoty te koncentrują się wyłącznie na ochranianiu małych dziewczynek, które w Rapture poszukują substancji o nazwie Adam (dzięki niej można kupować nowe plazmidy w specjalnych maszynach, przypominających automaty na napoje – tak jak w System Shock 2). Jeśli dziecko zostanie zaatakowane przez gracza lub innego mieszkańca miasta, natychmiast do akcji wkraczają Tatuśkowie. Oczywiście frontalny atak na nurka również spowoduje, że odpowie on ogniem.
Potyczka z Tatuśkiem to droga przez mękę, nawet jeśli gramy na najłatwiejszym poziomie trudności. Stwór jest silny, wytrzymały i na dodatek niezwykle szybki jak na swoje rozmiary. Generalnie w walce z tymi istotami należy uciec się do sposobu – broń palna (przynajmniej ta, która jest dostępna na początku) okazuje się zbyt słaba, żeby szybko wyłączyć Tatuśka z akcji. Na szczęście mamy plazmidy – możemy zatem podpalić stwora, razić go prądem, a także wywołać u niego furię, dzięki czemu wróg zwiąże się walką z innymi mieszkańcami kompleksu. W połączeniu ze zwykłymi środkami zagłady kombinowany atak daje zamierzony efekt, chociaż i tak potyczka kosztuje sporo nerwów.

Po wyeliminowaniu wielkiego stwora gracz musi zadecydować o dalszym losie dziecka. Dziewczynki można zabić lub ocalić, wybierając odpowiednią opcję w pojawiającym się na ekranie menu – w obu przypadkach nasz bohater otrzyma substancję o nazwie Adam, ale będzie jej zdecydowanie więcej, jeśli mała nie przeżyje procesu pozyskiwania cennego surowca...
Przyznam szczerze, że w kwestii małych dziewczynek autorzy poszli na całość i autentycznie podziwiam ich za odwagę, tym bardziej że od czasów Fallouta nie pamiętam gry, w której można zabijać dzieci. Co prawda egzekucja zrobiona jest w taki sposób, że praktycznie nic nie widać, ale przecież nie o kwestie wizualne tak naprawdę tu chodzi. Firma Irrational Games włożyła sporo wysiłku, aby po stracie opiekuna, uciekające przed graczem dziecko zachowywało się niezwykle realistycznie. Podchodząc do dziewczynki i widząc jak reaguje na moją postać (potyka się, szlocha, próbuje skryć się w kącie, generalnie boi się), zrobiło mi się jej po prostu żal. Nie wiem, czy kiedykolwiek jakaś gra zmuszała użytkownika do tak podłego zachowania, na dodatek prezentując je w tak sugestywny sposób. Czapki z głów Panie i Panowie przez autorami tego programu, bo hasło „wybór moralny” w Bioshocku nie jest tu w żadnym wypadku marketingowym bełkotem.
Skoro o wrogach mowa, kilka słów na temat uwzględnionych w programie środków zagłady. W wersji zaprezentowanej w Nowym Jorku, Bioshock oferował klucz francuski, rewolwer, strzelbę i karabin maszynowy Thompson. Bronie nie psują się w wyniku eksploatacji, ale ponoć można je modyfikować (niestety nie wiemy w jaki sposób, gdyż demo nie zawierało takiej opcji). Warto podkreślić, że w grze spotkamy różne rodzaje amunicji, przewidziane do walki z określonymi typami przeciwników.