BioShock - już graliśmy! - Strona 2
Bioshock to bardzo dobra strzelanina, której zaletą jest mroczny klimat, a także interesująco zapowiadająca się fabuła. Produkt nie jest pozbawiony wad, ale i tak bez wątpienia warto na niego poczekać.
Przeczytaj recenzję BioShock - recenzja gry
Napisałem wyżej, że Bioshock to rasowa strzelanina. Nie będę nikomu mydlił oczu mówiąc, że dziecko firmy Irrational Games jest grą RPG lub produkcją zawierającą charakterystyczne dla tego gatunku elementy. W stosunku do drugiej odsłony System Shocka mamy tu do czynienia z regresem. Obie gry są w wielu aspektach bardzo do siebie podobne (co pewnie zauważycie w dalszej części tekstu), ale autorzy podarowali sobie kluczowy dla poprzednika system rozwoju postaci, co niewątpliwie zubożyło zmagania. Udostępniane w sieci filmy nie kłamią – Bioshock koncentruje się przede wszystkim na zabijaniu. Oczywiście daleko temu produktowi do bezmózgich strzelanin w typie Serious Sama czy F.E.A.R.-a, ale przynależność gatunkowa jest jasno określona. Ken Levine nie kłamał mówiąc kiedyś: Bioshock is a shooter. Zakładam, że wielu z Was wyda w tym momencie jęk zawodu, ale mimo wszystko nie jest źle – bez względu na poczynione zmiany to nadal dobra, a nawet bardzo dobra gra.
W cieniu System Shocka
Jedną z największych zalet System Shocka 2 był system rozwoju postaci. W debiutanckim produkcie firmy Irrational Games gracz musiał kilka razy zastanowić się, na co przeznaczyć dostępne punkty, gdyż miało to ogromne znaczenie dla rozgrywki. Rozwinąć możliwość modyfikacji broni, podszkolić się w mocach psychicznych, a może podnieść liczbę punktów życia, a co za tym idzie zwiększyć szanse na przetrwanie? W Bioshocku takich dylematów nie ma, bo brakuje najważniejszego – umiejętności. Gracz może włamywać się do urządzeń elektronicznych bez jakiegokolwiek przygotowania, a o tym jak wiele wrogich ataków wytrzyma nasz podopieczny, decyduje wyłącznie to, ile strzykawek zwiększających pasek energii życiowej uda nam się znaleźć w podwodnym mieście. Szumny „rozwój postaci” na który tak liczyliście, nie różni się niczym od tego zastosowanego w F.E.A.R.: First Encounter Assault Recon.

Rezygnacja z umiejętności doprowadziła także do tego, że charakterystyczne dla drugiego System Shocka elementy, pojawiające się także w Bioshocku, zostały odpowiednio zmodernizowane. Dobrym przykładem jest tu wspomniane w powyższym akapicie hackowanie urządzeń, z którym mamy do czynienia w obu produktach firmy Irrational Games. W System Shock 2 kwestia, czy uda nam się włamać, uzależniona była od poziomu umiejętności Hack (program sprawdzał nawet, czy próba może być w ogóle podjęta – jeśli gracz nie był doświadczony, o hackowaniu nie było mowy). W Bioshocku nie są obliczane współczynniki, dlatego też autorzy znaleźli alternatywne rozwiązanie, którym jest – uwaga! – wariant zręcznościowy. Jeśli zdecydujemy się na włamanie, program uruchamia mini-grę, nasuwającą skojarzenia ze starą produkcją koncernu LucasFilm Games, zatytułowaną Pipe Mania. Celem zmagań jest ułożenie rurociągu, który doprowadzi wodę z jednego punktu do drugiego. Problem polega na tym, że kolejno odsłaniane elementy na ogół nie pasują do naszego układu, rozpoczyna się więc nerwowe klikanie w poszukiwaniu właściwego fragmentu. Biorąc pod uwagę nieubłagalnie upływający czas, zabawa jest mocno stresująca. Szczerze powiedziawszy, to chyba najgorszy pomysł, na jaki mogli wpaść ludzie z Irrational Games. Nie podoba mi się i uważam, że jest on beznadziejny.
Zaimplementowane przez autorów gry rozwiązania sprawiły, że Bioshock nie jest w stanie zaoferować takich samych możliwości, co jego kultowy poprzednik. W drugim System Shocku było sporo walk ze stworami, ale stanowiły one zaledwie jedną z kilku najważniejszych cech gry. Wszystko, co robiłem w Rapture podczas pokazu, sprowadzało się właściwie do jednego – efektywnego eliminowania przeciwników i otwierania kolejnych przejść prowadzących w głąb kompleksu. Bioshockowi zdecydowanie bliżej w tej kwestii do tradycyjnych strzelanin. Może w pełnej wersji programu coś się w tej materii zmieni, ale szczerze – śmiem w to wątpić.