autor: Emil Ronda
Burnout Revenge - testujemy przed premierą - Strona 2
Najładniejsza gra na PS2 – bez dwóch zdań. Silnik graficzny pokazuje, jak wielkim jest osiągnięciem koderów, a walka na trasie jest w Burnout: Revenge piękna i zacięta jak nigdy dotąd!
Przeczytaj recenzję Burnout Revenge - recenzja gry
3... 2... 1... GO!
Jadę. Pierwsze wrażenie – bardzo znajome. Samochód reaguje na razie identycznie jak wozy z trójeczki, czyli jak dla mnie – bomba! Miasto Detroit. Wjeżdżam jako pierwszy w stawce w wąski przesmyk między budynkami, słońce oświetla od frontu moją prującą maszynę i oślepia mnie zarazem. Czy ja już cisnę turbo? Nie, przecież jeszcze nie nabiłem paska zbijając delikwenta z trasy czy sunąc pod prąd! To ta bliskość śmigających budynków sprawia wrażenie, jakbym gnał na maksymalnej dopałce! Wyjeżdżam na szerszą przestrzeń i co przede mną? Rozjazdy! Od razu trzy! Hej, zaraz... developerzy coś wspominali o takowych – racja! Wybieram jeden z nich, bo tak jakoś ciekawie się zapowiada (nie powiem, żebym akurat miał jakąś dłuższą chwilę na podjęcie decyzji) i... frunę! Wyskocznia! Przemyka mi przez głowę myśl, że do tej pory taka atrakcja była zafundowana tylko dla ukochanego trybu maniaków absolutnej samochodowej rozwałki, czyli Crasha, ale oto i latamy w zwykłym wyścigu! Podoba mi się, szczególnie że zaraz po lądowaniu muszę szybko zapanować na samochodem, by wyrobić się w kolejnym zwężeniu. Uff... iskry poszły z boku, gdy otarłem się o pobliski magazyn, ale dałem radę!
Mknę jak szalony, prosta droga, więc przez chwilę przypatruję się grafice. Nie wierzę! Gołym okiem widzę jeszcze większą dbałość o otoczenie, a Detroit naprawdę ma inny klimat, niż miejscówki z „trójeczki”. Jest mroczniej, posępniej, dojrzalej, ale z jeszcze większym artyzmem. Wszystko upchane detalami tak, że nie wiem, na czym skupić wzrok. Czy to nadal PS2, czy jakiś next-gen? Pytam poważnie!

Raptem przede mną wyrasta jakiś van! Niech to! Zapatrzyłem się na grafikę! Gnam wprost na niego, zaraz wbiję się mu w... wiadomo co! Łup! Myślę – „po mnie”. Nie! Podbiłem gościa w górę, „podniosłem” w powietrze, zobaczyłem jeszcze tylko, jak w locie odrywa mu się maska, a on sam odbija się jeszcze od ściany budynku i... znika za mną straszliwie potraktowany przez moją brykę i pobliskie otoczenie. Ja grzeję dalej z osłupiałą miną, jakbym zobaczył ducha! Po chwili jednak kamera przełącza się ukazując ścigającego mnie twardziela pędzącego tuż za mną i... lecącego na niego, poturbowanego przed momentem vana! Ten spada z hukiem na delikwenta i razem tworzą taki mayhem, że głowa boli! Latają części, kamera robi śliczny przejazd przez miejsce potężnej kraksy i momentalnie umiejscawia się znowu za mną pozwalając na dalszą jazdę. MOGĘ WIĘC TARANOWAĆ UCZESTNIKÓW RUCHU! Tego wcześniej nie było! Jednak sile rozpędu mojego wozu okazują się ulegać tylko pojazdy jadące w tym samym kierunku co ja; nadal nie można ładować się na „czołówki” czy „przesuwać” gości wyjeżdżających z bocznych uliczek. Jeśli by tak było – gra straciłaby sens, prawda?