autor: Szymon Krzakowski
Brothers in Arms: Road to Hill 30 - zapowiedź - Strona 3
„Brothers in Arms” nie będzie klonem „Call of Duty”, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać, ale wprowadzi nowe i niezwykle ciekawe rozwiązania. Gracz wcieli się tu w sierżanta Matta Bakera i wyląduje w Normandii w dniu „D”.
Przeczytaj recenzję Brothers in Arms: Road to Hill 30 - recenzja gry

Założenia wydają się bardzo proste. Po naciśnięciu odpowiedniego przycisku na ekranie pojawi się w – miejscu celownika broni – ikona, która od tej chwili stanie się pomostem między graczem i jego ludźmi. To, co żołnierze zrobią, zależy od tego, co wskaże im dowódca. Jeśli zatem gracz wybierze jakiś punkt, natychmiast doń ruszą. Jeśli wskaże wroga – zaatakują go. W każdej chwili możliwe będzie oczywiście przełączanie się pomiędzy obiema dostępnymi grupami. Co ciekawe, gracz nie będzie miał wpływu na pojedynczych żołnierzy. Jeśli na przykład każe jednej z grup rozpocząć ostrzał, wszyscy najpierw ukryją się przed ogniem wroga, a potem będą się wzajemnie osłaniać. Matt Baker wydaje tylko rozkazy – to, w jaki sposób żołnierze poradzą sobie z ich wykonaniem, zależy już tylko od nich. Jeżeli uznają, że wyznaczone im zadanie jest niewykonalne, mogą postąpić inaczej.
W miarę postępów w rozgrywce, na polu walki pojawią się czołgi. I nie będą metalowe puszki, które – jak w innych grach – zniszczyć jest nader łatwo, ale przerażające maszyny. Autorzy obiecują, że po raz pierwszy mają one autentycznie wzbudzać lęk u gracza i, oczywiście, jego ludzi. Naturalnie zatrzymanie ich będzie możliwe, ale ma być to bardzo trudne – nie wystarczy rzucić granatem czy po prostu podejść i przykleić ładunek wybuchowy. Zupełnie inaczej gracz z pewnością będzie patrzeć na czołg w momencie, gdy przejmie nad nim dowodzenie. Nie będzie mógł co prawda doń wejść, ale już wskazać mu cel bądź ustawić w wybranym miejscu – jak najbardziej. Czołg pojawi się po prostu jako kolejna (obok „fire team” i „assault team”) grupa i dowodzić będzie się nią dokładnie tak samo, jak pozostałymi. Być może będzie można przy tym przejąć kontrolę nad zamontowanym w pojeździe karabinem maszynowym, ale póki co twórcy ciągle to rozważają i jak na tę chwilę niewiele w tej kwestii wiadomo.
Bardzo dużą rolę pełnić będzie w Brothers in Arms osłona ogniowa. Aby zwyciężyć, jedna z grup (najczęściej specjalnie do tego przygotowany „fire team”) koniecznie musi „przycisnąć” wrogów, nie pozwolić im na rozpoczęcie ostrzału. O tym, jak dobrze radzą sobie pod tym względem ludzie Bakera, świadczą zawieszone nad głowami Niemców niewielkie, czerwone okręgi. Im bliżej im do szarości, tym mniej swobodnie mogą poczynać sobie wrogowie. Idealną sytuacją wydaje się wówczas oczywiście okrążanie Niemców i szybkie eliminowanie ich, zanim zdołają się pozbierać, ale z pewnością nie będzie to takie łatwe. Wrogowie również doskonale będą sobie zdawać sprawę z tego, że zajście przeciwnika od flanki może być bardzo dobrym pomysłem.