autor: Maciej Kurowiak
Brothers in Arms: Road to Hill 30 - recenzja gry
Wcielasz się w rolę dowódcy jednostki, bez żadnych ogródek wzorowanej na tej z „Kompanii Braci” czy „Szeregowca Ryana”. Bohater jest targany licznymi rozterkami i pomiędzy poszczególnymi misjami możemy wsłuchać się w potok jego myśli o życiu i śmierci...
Niemcy to niesłychanie zasłużony dla cywilizacji naród – jego córy i synowie, jak Goethe, Kant czy Beethoven, będą zapewne pamiętani, dopóki ludzkość nie uwolni tej pięknej planety od swego istnienia. Niestety na zakręcie historii ten wspaniały filozoficzno-liryczny wagon pod przewodnictwem pewnego kaprala postanowił podbić świat i uwiecznił się na zawsze... w grach wideo. Nawet najmłodsza dziatwa znająca naszych sąsiadów jedynie od strony skoków narciarskich, piłki nożnej i pewnej sieci sklepów „tylko dla mądrali”, wie, jak odpowiednio powinno się zareagować słysząc za sobą gromkie hende hoch. A jeśli nie wie, to się nauczy...
Na rynku mamy już sporo tytułów nawiązujących tematyką do II Wojny Światowej. Temat ten był zresztą nośny od zawsze – ilu z nas pamięta, jak w podstawówce na zajęciach technicznych czy informatyce męczyło się Wolfensteina... Od tego czasu powstało już multum strzelanin wojennych, by nie wspomnieć chociażby o tych najsławniejszych, jak Medal of Honor czy Call of Duty. Problem w tym, że w gruncie rzeczy były to zwykle strzelaniny, które realia najbardziej piekielnych lat w historii wykorzystywały jedynie jako tło. Równie dobrze wszystko mogłoby się rozgrywać 200 lat później, a żołnierze zamiast z karabinów mogliby strzelać do siebie z laserów czy karabinów plazmowych. Na szczęście są na świecie twórcy, którzy zamiast kolejnej strzelaniny osadzonej w realiach drugiej wojny światowej, zafundowali nam zupełnie nowy, oryginalny produkt. W najnowszej produkcji Gearbox Sofware, wojna nie jest tylko tłem akcji, ale przenika wszystkie elementy rozgrywki.
W Brothers in Arms wcielasz się w rolę dowódcy jednostki, bez żadnych ogródek wzorowanej na tej z Kompanii Braci czy Szeregowca Ryana. Nasz bohater jest targany licznymi rozterkami i pomiędzy poszczególnymi misjami możemy wsłuchać się w potok jego myśli o życiu i śmierci. Gra nie jest typową strzelaniną w stylu gier FPP. Wprawdzie wydarzenia obserwujemy w pierwszej osobie, to jednak nie możemy tutaj ruszyć do przodu i w biegu, z rozwianymi włosami, wystrzelać wszystkich żołnierzy Wehrmachtu. Samotny żołnierz na froncie może tak naprawdę bardzo niewiele i dopiero przy wsparciu przyjaciół, jego działania mogą przynieść jakikolwiek efekt. Może zabrzmi to złowieszczo, ale BiA to poniekąd także gra strategiczna. Nie kojarzcie tego automatycznie z przesuwaniem po planszy tępych jednostek, reagujących na nasze rozkazy głośnym aye sir! To ludzie z krwi i kości, z których każdy ma swoją historię i marzenia. Od gracza zależy, czy pozwoli im wrócić do domu całymi i zdrowymi, czy po prostu poświęci ich w walce w imię ojczyzny i wyższych racji.
Dowodzenie rozwiązano w nadzwyczaj prosty sposób: ot, wystarczy przytrzymać lewy spust i nie puszczając go wybrać miejsce, gdzie odział ma przejść. Jeśli wskażemy leżący konar lub murek, nasi ludzie automatycznie zajmą przy nim pozycję obronną. Możemy w ten sposób dowolnie kierować ogień na wrogie jednostki, samemu na przykład obchodząc przeciwników od flanki. Tego typu akcje jesteśmy w stanie zaplanować, dzięki trójwymiarowej mapie, na której zaznaczone są oddziały nasze i wroga. Nasze jednostki dzielą się na dwie grupy, jedna uderzeniowa i jedna do stawiania ognia zaporowego i osłony. Twoim zadaniem jest takie manewrowanie tymi grupami, by maksymalnie efektywnie zniszczyć wrogie oddziały.