autor: Szymon Krzakowski
Brothers in Arms: Road to Hill 30 - zapowiedź - Strona 2
„Brothers in Arms” nie będzie klonem „Call of Duty”, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać, ale wprowadzi nowe i niezwykle ciekawe rozwiązania. Gracz wcieli się tu w sierżanta Matta Bakera i wyląduje w Normandii w dniu „D”.
Przeczytaj recenzję Brothers in Arms: Road to Hill 30 - recenzja gry

O ile jednak czekające na gracza zadania są jak najbardziej prawdziwe, to już główny bohater jest postacią fikcyjną. Nie oznacza to mimo wszystko, że twórcy stworzyli go od podstaw, ale po prostu połączyli charakterystyczne cechy kilku różnych dowódców ze 101. DPD. Jednym z tych, na których się wzorowano, jest sierżant Harrison Summers. Swego czasu jednego dnia odbił on, w ciągu pięciu godzin i z pomocą zaledwie kilku żołnierzy, szereg budynków. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że podczas tego ataku nie tylko zabił bardzo wielu Niemców, ale też zmusił kilkudziesięciu do poddania się. Bardzo prawdopodobne jest zatem, że Matt Baker w początkowej fazie gry – zanim dołączą do niego pozostali żołnierze – będzie miał do wykonania podobne zadanie.
Nie ma jednak wątpliwości, że prawdziwa rozgrywka zacznie się dopiero wówczas, gdy do gracza dołączy przynajmniej kilku żołnierzy. Twórcy obiecują, że Matt Baker – a wraz z nim gracz – zżyje się z tymi ludźmi i w trakcie tych ośmiu dni dobrze ich pozna. Będzie widział, jak zachowują się w różnych sytuacjach, jak spędzają czas wolny, jak walczą, jak zwyciężają i jak umierają. Każdy z tych dwunastu ludzi będzie kimś zupełnie wyjątkowym, każdy ma być tak ludzki, jak to tylko możliwe.
Już teraz wiemy, że spośród dwunastu żołnierzy, którzy polecą do Normandii wraz ze swym dowódcą, nie wszystkim dane będzie wrócić do domu. Jednakże niewielu z nich zginie w ściśle określonym przez autorów momencie. To gracz odpowiedzialny będzie za swoich ludzi i śmierć będzie zazwyczaj skutkiem jego błędu. Utrata towarzysza nie zakończy gry, wpłynie natomiast na rozwój fabuły – martwy człowiek siłą rzeczy nie weźmie na przykład udziału w dyskusji przed kolejną misją.
Fire in the hole!
Z chwilą, gdy w drużynie Bakera pojawi się co najmniej kilku żołnierzy, zostaną oni podzieleni na dwie grupy. Zadaniem pierwszej z nich, określanej przez autorów gry jako „fire team”, będzie zapewnianie osłony ogniowej. Jej członkowie, uzbrojeni w karabiny maszynowe, będą odwracać uwagę Niemców i nie dopuszczą ich do ataku. Dzięki temu druga grupa („assault team”) będzie mogła niezauważenie podejść i wyeliminować wrogów. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby gracz z pomocą wszystkich swoich ludzi zaatakował frontalnie. Może również pozostawić żołnierzy z tyłu, aby go osłaniali, i samodzielnie rozprawić się z wrogami. Twórcy obiecują, że każdą misję rozegrać będzie można tak, jak tylko ma się na to ochotę. Możliwości wydają się więc nieograniczone. Tym bardziej że dowodzenie żołnierzami ma być wyjątkowo łatwe i intuicyjne.