Juiced: Szybcy i Gniewni - zapowiedź - Strona 4
Juiced to wyścigi samochodowe będące kombinacją realistycznej symulacji oraz prostoty sterowania i efektowności rozgrywki typowej dla dynamicznych gier arcade’owych.
Przeczytaj recenzję Juiced: Szybcy i Gniewni - recenzja gry
Kolejną atrakcją, która ma przesądzić o sukcesie „Juiced”, będzie rozbudowany multiplayer. Gracze będą oczywiście mogli startować w tradycyjnych wyścigach (podzielony ekran/LAN/Internet), przy czym w centrum uwagi mają się znaleźć imprezy drużynowe. Ma to być zrealizowane na podobnej zasadzie do prowadzenia własnego teamu w singlowej karierze. Gracze będą się mogli łączyć w zespoły i walczyć o specjalne puchary. Zachowany zostanie też system komend, które będzie można przekazywać kolegom z teamu. Do tego celu ma służyć specjalne okienko, które w każdej chwili będzie można przywołać.
Jedynym elementem, który nie wywołuje jeszcze okrzyków zachwytu, jest oprawa wizualna. Nie ma co ukrywać, „Juiced” prezentuje się na tym polu bardzo przeciętnie. Daleko mu do wielu współczesnych gier, z wydanym ostatnio „NFS: Undergroundem” na czele. Tyczy się to zarówno pojazdów, jak i otoczenia. Przykładowo, trasy zlokalizowane w miastach sprawiają wrażenie pustych. Nie widać żadnych przechodniów, że nie wspomnę nawet o pojazdach cywilnych. Mam nadzieję, że zostanie to dopracowane. Sterowany przez gracza pojazd wygląda już nienajgorzej, przy czym na niektórych screenach dość kiepsko prezentują się domontowane spojlery, progi czy inne elementy tuningu zewnętrznego. Na tym konkretnym polu autorzy „Juiced” powinni wzorować się na hicie EA.
Pomimo tego, iż do premiery „Juiced” pozostało jeszcze kilka miesięcy, to już teraz można śmiało powiedzieć, iż o tej grze będzie się głośno mówiło. Osobiście mam nadzieję, że w samych superlatywach. Są jednak spore szanse na to, iż będziemy mieli do czynienia z wielkim hitem, a to dlatego chociażby, iż trzon zespołu produkującego „Juiced” stanowią osoby, które były odpowiedzialne za „eRacera”. Trzymajmy więc kciuki, a już jesienią przekonamy się, czy warto było czekać na ten tytuł.
Jacek „Stranger” Hałas