Mass Effect: Legendary Edition - lepszej okazji do zagrania nie będzie! - Strona 3
Mass Effect i historia Sheparda jest dla dzisiejszych graczy wspomnieniem czasów świetności Bioware. Widziałem fragmenty remastera, rozmawiałem z twórcami i oto czym chcą przekonać graczy do ponownego stawienia czoła Żniwiarzom.
Przeczytaj recenzję Recenzja Mass Effect: Legendary Edition - drogo, ale dobrze
Nie wszystko złoto, co się świeci
Nie da się ukryć, że najwięcej mówiono o pierwszej grze z cyklu, bo i też na jej przykładzie najbardziej widać wprowadzone zmiany. Im dalej w serię, tym mniej trzeba było przy danej części dłubać i tym bliżej było jej do tego, co dostaniemy w Legendary Edition. Oczywiście i tak zobaczymy różnicę między Mass Effectem 3 a remasterem, ale nie będzie ona już tak imponująca.
Kiedy zestawimy obok siebie ujęcia z oryginału oraz remastera, wszelkie różnice widać gołym okiem, ale przyznam, że niektóre sceny, głównie z ostatniej części, bez odpowiedniego oznaczenia wymagały chwili namysłu, nim z całą pewnością wskazałem ujęcie z Legendary Edition. Zakładam, że winą za to należy obarczyć właśnie Unreal Engine 3, który wciąż ma poważne ograniczenia, oraz fakt, że transmisja przez sieć prowadzona była w 1080p.
Zaprezentowane materiały oznaczone jako „work in progress” zaskoczyły mnie też dość słabo zrealizowaną synchronizacją ruchu ust z dźwiękiem (lip sync). Co prawda twórcy podkreślali, że na potrzeby prezentacji wykorzystali też nagrania nawet z czerwca zeszłego roku, więc wiele rzeczy od tamtej pory poprawiono. Mam nadzieję, że nie będzie to powodem, dla którego poczujemy się zmuszeni zostawić Shepardowi na stałe hełm na głowie.


Mako ma być nie tylko ładniejszy, ale także lepiej się prowadzić.
Jednym ze sporych zaskoczeń w przypadku Mass Effecta 3 był multiplayer, który wielu osobom przypadł do gustu. Zdziwiła nas więc informacja, że w remasterze trybu multi nie będzie, i twórcy otwarcie się do tego odnieśli.
Na pewnym etapie wszystko było możliwe. Ostatecznie musieliśmy uwzględnić to, ile pracy wymagałoby przygotowanie multiplayera. Oczywiście byłoby sporo przeszkód, bo trzeba spojrzeć na wszystko, poczynając od tego, co zrobić z kwestią crossplaya – bo dziś się tego oczekuje – co zrobić z ludźmi, którzy nadal grają w tryb multiplayer w ME3, jak to uznać, jak ich ściągnąć do nowej wersji, a może jesteśmy w stanie jakoś połączyć te dwa elementy? To nie są oczywiście przeszkody nie do pokonania, do wszystkiego dałoby się jakoś odnieść, rozwiązać ten problem i wprowadzić multiplayer, ale kiedy spojrzeliśmy na ogrom wysiłku, jakiego by to wymagało, okazało się, że jest on porównywalny – jeśli nie większy – z wszystkimi usprawnieniami, które wprowadziliśmy do pierwszego Mass Effecta. Ostatecznie skupiliśmy się więc na doświadczeniu dla jednego gracza i na pewnym etapie musieliśmy po prostu powiedzieć sobie „dość”. [...] Cały Mass Effect: Legendary Edition jest bardziej reprezentatywny dla oryginalnej trylogii, ponieważ mogliśmy skupić się na momentach singlowych.
Mac Walters, Project Director
Co dostaniemy w zestawie?
Mass Effect: Legendary Edition to tak naprawdę trzy gry w jednej paczce, które przychodzą w wersjach kompletnych – z wszystkimi DLC, dodatkowymi postaciami, pakietami broni czy zbroi. Wszystko odpalimy z jednego launchera, chociaż nie sklejono gier w całość i nie ma tu płynnego przejścia między kolejnymi etapami historii Sheparda (całe szczęście). Ujednolicenie elementów interfejsu, sposobu prezentacji informacji w menu czy chociażby klawiszologii na pewno należy zaliczyć na plus, szczególnie gdy ktoś będzie zapoznawać się z tymi grami po raz pierwszy. Dostaniemy nawet drobne poprawki w audio (jak chociażby odgłosy niektórych typów broni), acz nie spodziewajcie się tu ogromnej różnicy na poziomie wsparcia dla Dolby Atmos czy 3D Tempest Audio na PS5.
Wszyscy fani FemShep powinni być bardzo zadowoleni, gdyż w końcu będziemy mogli skorzystać z ikonicznej prezencji pani komandor wcześniej niż w trzeciej grze. Twórcy pochylili się nad tą postacią, by teraz już od samego początku można było wybrać domyślny wygląd żeński, o ile ktoś nie lubi bawić się kreatorem (ja zawsze stawiam na domyślnego MaleShepa). Sam kreator również został rozbudowany, zyskując trochę więcej wariantów do wyboru.
Autorzy w żaden sposób nie ingerowali w historię, więc czeka nas ta sama przegenialna przygoda, którą BioWare rozpoczęło w 2007 roku. Epicka opowieść, wyjątkowi towarzysze, na których faktycznie będzie nam zależeć, nieprzerwana kalibracja dział, genialna kreacja Martina Sheena oraz „Scientist Salarian” w wykonaniu Mordina. Wszystko to będziemy mogli przeżyć ponownie w przystępnej oprawie wizualnej, a dla tych z Was, którzy odbili się od tej serii właśnie przez jej leciwość – nie będzie lepszego momentu na wskoczenie na pokład Normandii z Garrusem, Liarą czy Tali. Dla wszystkich zastanawiających się – Extended Cut zakończenia Mass Effecta 3 jest integralną częścią Legendary Edition i jest jak najbardziej uznawany za kanon.
Premiera Mass Effecta: Legendary Edition już 14 maja i przyznam, że nie mogę się doczekać. Spędziłem z tą serią setki godzin i wszystkie questy znam już pewnie na wylot, ale... nic nie szkodzi. Do ME wracam regularnie i faktycznie momentami bolesne było odpalanie „jedynki” (szczególnie gdy ma się awersję do instalowania modów). To wydanie eliminuje dla mnie główny problem, jaki w tym momencie mają oryginalne gry, więc z całego serca polecam Wam tę najlepszą grową space operę, jaka kiedykolwiek powstała. A potem na dokładkę obejrzyjcie sobie jeszcze The Expanse – najlepszy telewizyjny (nie-)Mass Effect, jaki zna świat