Crusader Kings 3 to gra, w której kot zabił moją żonę – a ja byłem zachwycony - Strona 2
Spędziłem 10 godzin z najnowszym Crusader Kings, mającym trafić do osób, dla których „dwójka” nie była dość przystępna. Czy jest łatwiej? To trudne pytanie.
Przeczytaj recenzję Crusader Kings 3 - recenzja. Ta gra nie ma konkurencji
Chcesz pokoju? Szykuj się do wojny
W Crusader Kings 3 bez wahania postawiłem na Piastów. Rozgrywkę możemy rozpocząć w 867 lub 1066 roku – ja zdecydowałem się na tę pierwszą datę, bo chciałem zobaczyć, jak mój ród jednoczy polskie plemiona (albo ginie, podejmując tę próbę), a chrześcijaństwo powoli staje się religią dominującą (albo i nie, w zależności od danej rozgrywki – i moich decyzji).
W ciągu kilkudziesięciu lat rządów moja ekipa z Gniezna radziła sobie całkiem nieźle. Przede wszystkim przeprowadziłem sporo zwycięskich wojen. Sam byłem zaskoczony, jak łatwo przychodziło mi wywoływać je i bez większych konsekwencji kończyć wcielaniem przegranych do mojej domeny (a więc pod moją bezpośrednią władzę). Nie miałem też większego problemu z odebraniem ziemi jednemu z moich lenników. Stefan zarządzający Cedynią od zawsze był moim wrogiem – spiskował, gdy mój władca był niepełnoletni, a potem utrudniał mi życie. Wymogłem więc na najwyższym kapłanie sfałszowanie dowodów na moje prawa do tytułu Stefana, a potem odebrałem mu wszystko. Szczęśliwie obyło się bez wojny domowej. Trudno powiedzieć, czy taki rozwój wypadków to tylko kwestia mojego fartu, czy też praw, które w tym wczesnym okresie pozwalają na więcej agresji – czasami czułem się jednak, jakbym grał w Europę Universalis, a nie w Crusader Kings. Szukasz casus belli, atakujesz wroga, gdy odejdzie z potężnego sojuszu, a następnie wcielasz jego ziemie do swojego państwa. Proste.
Podoba mi się nowa mechanika stresu. Każde negatywne wydarzenie w życiu naszej postaci szarga jej nerwy w mniejszym lub większym stopniu. Gdy pasek zdenerwowania się zapełni, dany nieszczęśnik spróbuje znaleźć sposób na radzenie sobie z emocjami – może być to zapijanie smutków, pisanie dziennika czy też zamęczanie wszystkich wokół swoimi problemami (nasi wrogie mogą to oczywiście wykorzystać). Jeśli stres nadal będzie się zwiększać (może osiągnąć trzy poziomy), naszej postaci grozi wpadnięcie w macki szaleństwa, które może popchnąć ją np. do uduszenia własnych dzieci. Jeden z moich władców, Wratysław, po prostu zaczął regularnie odwiedzać zamtuz...
GRA NIE DLA POLAKA :(
Wiesz, co znaczą określenia „rowdy”, „groomed” czy „shrewd”? Jeśli nie, to mam złą wiadomość – w Crusader Kings jest dużo trudnych angielskich słówek i masa tekstów do czytania – tekstów, które trzeba rozumieć, by w pełni czerpać frajdę z gry (patrz następny rozdział). Niestety, CK3 nie ukaże się po polsku, więc dla pewnej części naszych rodaków będzie trudne w odbiorze...
Prawdziwe RPG
Jeśli lubicie gry RPG, to polubicie Crusader Kings. Jeśli jednak wśród tego typu produkcji cenicie przede wszystkim Wiedźmina 3, to sorry, ale boleśnie odbijecie się od CK. Dlaczego? Bo istotę stanowi tutaj odgrywanie ról (role play) – a nasz ukochany „Wiesiek” jest pod tym względem równie ubogi jak chłopska chata w Białym Sadzie. Dostajemy kompletną postać, więc jeśli już coś odgrywamy, to gotowiec stworzony przez Andrzeja Sapkowskiego. W CK doskonale za to poczują się ci gracze, którzy lubią klasyczne, a najlepiej papierowe gry role-playing, gdzie trzeba umieć samemu stworzyć ciekawą historię – dopowiedzieć sobie to i owo i nie bać się wcielić w bohaterów, którzy są źli, głupi czy denerwujący.
W Crusader Kings potrzebna jest naprawdę bogata wyobraźnia, która pozwoli Wam czerpać frajdę ukrytą za technicznym opisem postaci, ich statystykami czy różnymi wydarzeniami. Jeśli więc lubicie wymyślać sobie w głowach historie, to CK da Wam fundamenty, żeby stworzyć opowieści o szalonych władcach, okrutnych trucicielkach własnych dzieci czy... słowiańskich kanibalach. Pod tym względem serii znacznie bliżej od wspomnianego Wiedźmina jest do istoty tego, czym jest RPG.
Jak to wygląda w praktyce? W Crusader Kings 3 Siemowit, mój pierwszy władca z rodu Piastów, wpadł w pewną manię – ubzdurał sobie, że koniecznie musi złapać białego jelenia, który wymknął mu się na jednym z polowań (tak, to motyw znany z „dwójki”). Ta obsesja zdominowała jego życie, często wpływając negatywnie na statystyki postaci, ale było to ciekawsze od mozolnego zbierania właściwych punktów potrzebnych do rozwoju prowincji czy armii.
Wratysław, syn owego miłośnika polowań, okazał się świetnym władcą – choć przejął koronę, mając raptem 7 lat, to przetrwał, dorósł i okazał się sprawnym administratorem. Jednak po 30 latach rządów pewna niepokojąca myśl zakiełkowała w jego głowie – zapragnął bowiem zakosztować ludzkiego mięsa. Teoretycznie mogłem do tego nie dopuścić, ale ciekawiło mnie, co stanie się dalej. Niestety, nie zdążyłem się tego dowiedzieć, bo zabrakło mi czasu, ale sami widzicie, że w Crusader Kings trzeba balansować gdzieś pomiędzy sensownym rozwojem swojej dynastii a ryzykownymi zabawami w tworzenie niezapomnianych historii. Przyznajcie sami: gdyby dziad Mieszka I okazał się szalonym kanibalem, pewnie zapamiętalibyśmy więcej z najdawniejszej historii Polski.
Czy to znaczy, że minmakserzy albo miłośnicy skupienia się na rozwoju czy ekonomii nie mają czego w CK3 szukać? Nie, ale jest znacznie więcej tytułów, nawet i samego Paradoxu, które lepiej pozwolą takim graczom zrealizować swoje pragnienia. Crusader Kings to przede wszystkim dzieło o ludziach (postaci jest tu około 20 000). Dopiero w drugiej kolejności jest to strategia.
DWÓR BEZ KOTA TO GŁUPOTA
Pewnego razu książę Wratysław zaopiekował się małym kotkiem. Panem Łapką go nazwał, dokarmiał najlepszymi kąskami i zabierał wszędzie ze sobą. Kot, z początku miły i sympatyczny, szybko zaczął dokazywać i nie raz Wratysław musiał wynagradzać swoim współpracownikom straty, jakich dokonał mały gagatek. Mimo tego książę kota bardzo lubił i nikomu nie dał powiedzieć złego słowa na jego temat.
Niestety, nowa żona Wratysława, kobieta dosłownie genialna, krótko po ślubie zaczęła chorować. Kaszlała, kasłała i dusiła się – aż w końcu nie wytrzymała i oskarżyła Pana Łapkę. To on miał być winien jej niedoli. Książkę Wratysław początkowo nie chciał się ugiąć, ale gdy żona powiedziała „kot albo ja”, to się złamał. Oddał futrzaka pod opiekę swojej matki, licząc na to, że błyskotliwe dzieci, jakie niewątpliwie urodzi mu żona, wynagrodzą bark Pana Łapki. Stan małżonki jednak się nie poprawił i krótko później umarła. I tak to książę został bez żony i bez kota.