Graliśmy w Watch Dogs Legion – sandbox bez głównego bohatera - Strona 2
Seria Watch Dogs od lat próbuje być konkurencją dla GTA, z każdą częścią szukając własnej tożsamości. Tym razem trafimy do Londynu w niedalekiej przyszłości, hakowanie nie będzie już główną atrakcją, a wśród dziesiątek bohaterów trafimy także na Polaków.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Watch Dogs: Legion - bardzo bezpieczna i grzeczna rewolucja
Każda gra ma dziś elementy RPG
Prawie każda gra ma dzisiaj elementy RPG, które często są zupełnie zbędne, ale czasem wprowadzają minimalne urozmaicenie do rozgrywki, nie przeszkadzając specjalnie ani też za wiele nie dodając. W Watch Dogs 2 za wykonywanie misji „kolekcjonowaliśmy” na przykład obserwujących nas ludzi, dzięki czemu z czasem dostawaliśmy dostęp do nowych umiejętności. W przypadku Watch Dogs Legion elementy RPG widzimy w dwóch miejscach – po pierwsze, w trakcie profilowania przechodniów zauważamy ich statystyki pasywne, o czym już zresztą pisałem; kiedy jednak rekrutujemy taką osobę do DedSec, otwiera się zupełnie nowy etap zabawy z postacią.
Nasz agent ma szansę zdobywać poziomy doświadczenia i choć nie powiedziano na pokazie dokładnie, w jaki sposób, myślę, że śmiało można przyjąć, iż robimy to poprzez realizację misji i zadań pobocznych. Nasze postacie mogą osiągnąć maksymalnie 15 poziom doświadczenia, a jednocześnie co 5 leveli pojawia się opcja odblokowania jednego z czterech dostępnych perków. Dzięki temu dopasowujemy postać do swojego stylu rozgrywki, wzmacniamy jej silne strony lub kompensujemy te słabsze.
Dochodzi do tego jednak jeszcze jedna rzecz: w Watch Dogs Legion mamy system klas, do których przynależy każdy z naszych rekrutów. I tak oto w momencie przyjęcia mieszkańca Londynu do DedSec wybieramy mu jedną ze specjalizacji, a są to: enforcer, czyli wojownik, hacker, który... zapewne sami domyślacie się, co robi, oraz infiltrator, którego nazwa powinna być równie oczywista.
Każda z tych klas posiada unikatowe umiejętności, które przydają się w trakcie walki. Enforcer ma do dyspozycji przylepiające się do powierzchni miny. Nie trzeba zresztą zawsze przyczepiać ich jedynie do otoczenia – można przecież rzucić taką minę na pojazd, a następnie skorzystać z podstawowych sztuczek hakerskich i posłać go w stronę przeciwników. Hacker korzysta z pomocy robota-pająka, który pomaga w infiltracji wrogich terenów i wykazuje podstawowe umiejętności radzenia sobie z przeciwnikami. Potrafi on zmieniać się w stacjonarną wieżyczkę wartowniczą albo rzucać się przeciwnikom na twarz, jak facehugger z Obcego. Infiltrator używa za to kamuflażu, opartego na rozszerzonej rzeczywistości (AR), co ułatwia przekradanie się do miejsc, które wymagają od nas fizycznej interakcji. Muszę przyznać, że jest to wszystko całkiem zgrabne.
Zmiany i rozwój
Podczas próby odbicia Londynu i oddania go obywatelom niejeden raz wpadniemy w tarapaty i będziemy uciekać przed stróżami prawa. Im większą zrobimy zadymę, tym intensywniej będą za nami podążać ludzie chcący się z nami rozprawić. W sumie nie tylko ludzie – tym razem miasto patroluje masa dronów. Oczywiście system odpowiednio się skaluje i kiedy ruszymy na władzę z pięściami, nikt nie będzie próbować nas na miejscu zastrzelić; jeśli jednak sami wyciągniemy broń lub po prostu zatłuczemy odpowiednio wiele osób, w pewnym momencie ktoś wyda rozkaz „strzelaj, by zabić”. Jeśli jednak chcemy grać ostrożnie i nie planujemy stać się maszyną do zabijania, mam kolejną dobrą wiadomość: około połowa dostępnego w grze uzbrojenia nie będzie zabójcza, a jedynie... okaleczająca.
Może się tak zdarzyć, że nasz operator zostanie schwytany lub ciężko ranny. W tym drugim przypadku wyląduje w szpitalu i przez pewien czas będzie niedostępny. Kiedy nasza postać wpadnie w ręce wroga, będziemy mieć dwa wyjścia: albo przeczekamy okres odsiadki, albo wybierzemy się na odpowiedni posterunek policji, by wyczyścić kartotekę schwytanego. Jeśli jednak nie lubicie się poddawać i uważacie, że byciem rannym jest dla słabych, Wasza postać może też zginąć. Nie wczytacie wtedy ostatniego zapisu, a faktycznie stracicie tego bohatera. Nieodwołalnie. Koniec. Kropka. Uwierzcie mi, robiłem podczas zabawy wszystko, co tylko mogłem, by mój Polak przeżył misje, na które został wysłany. Udało się!
Warto również zauważyć, że do naszej dyspozycji zostanie oddana spora część Londynu, w związku z czym często będziemy musieli przebyć daleką drogę, by wykonać zadanie. Pojawi się wtedy kilka opcji, z których pierwsza to oczywiście samochód, tryb śledzenia celu misji i przejażdżka tradycyjna lub z użyciem autopilota. Autonomiczny pojazd będzie jednak przestrzegać wszystkich przepisów drogowych, przez co podróż potrwa wyraźnie dłużej. Druga opcja to skorzystanie z systemu szybkiej podróży rozwiązanego w całkiem zmyślny sposób – punktami do takiego przenoszenia się są prawdziwe londyńskie stacje metra. Najciekawsza jest jednak opcja trzecia, która wynika z największej rewolucji w serii. W Legionie możemy po prostu przełączyć się na innego agenta, który jest bliżej celu misji niż my, i to jego wykorzystać do realizacji zadania. Proste.
40 minut w Londynie
Miałem więc okazję spędzić dziś 40 minut z tymi wszystkimi nowościami i muszę wyznać, że była to zabawa przednia. W grze nie zmieniło się aż tak dużo od strony samego gameplayu i kontroli postaci. Nadal poruszamy się podobnie, choć nie widziałem za wiele parkourowej wspinaczki – może też dlatego, że zaczynałem od grania babcią hakerką. Przebudowano system walki, ale nie miałem jeszcze za bardzo okazji go przetestować, bo jak z wyciągniętą bronią okładałem kogoś piąchą, to kończyło się to egzekucją. I to wszystko w stylu bardzo przypominającym Johna Wicka. I ja wiem, powiecie, że to teraz hype związany z Keanu Reevesem, powiecie „you’re breathtaking” i zobaczymy memy. Ale nie – twórcy nie zaprzeczają takiej inspiracji przy projektowaniu animacji Zresztą jeden z perków przeznaczonych dla klasy enforcera używa wprost określenia „gun fu”.
Nigdy nie lubiłem modelu jazdy w Watch Dogs, tutaj próbowano go trochę przerobić, ale nie czuję dużej różnicy. Londyn jest za to klimatyczny i historia, którą poznajemy, wydaje się angażująca. Zresztą wielu twórców próbuje teraz uderzać w nuty dystopiczne i pokazuje tę mroczną wizję wydarzeń, ale na ten moment wcale mi się to nie nudzi. Jasne, jeśli dojdzie do plagi, jak swego czasu z survivalowymi grami z udziałem zombie, to się to wszystko przeje, ale aktualnie mam na horyzoncie Watch Dogs Legion oraz Cyberpunka 2077 i taka wizja pierwszej połowy przyszłego roku bardzo mi odpowiada.
Zasada w przypadku Legionu jest podobna jak przy innych seriach Ubisoftu – jeśli podobały się Wam poprzednie odsłony cyklu, to i tutaj wiecie, czego szukać, i możecie liczyć na więcej tego samego. Za to system powodujący, że w tej produkcji nie istnieje jeden bohater, wydaje się bardzo intrygujący, choć jego realizację będzie można sprawdzić dopiero, spędzając z grą minimum kilkanaście godzin, a nie 40 minut w warunkach targowych. Na ten moment jestem zadowolony i mam nadzieję, że deweloperzy dostarczą dzieło, które obiecują. No i koniecznie do Londynu musi zawitać Aiden Pearce.