Graliśmy w Wolfensteina II: The New Colossus – w III Rzeszy bez zmian - Strona 2
Podczas wizyty w Londynie mieliśmy okazję przetestować grę Wolfenstein II: The New Colossus. Następna odsłona przygód B.J. Blazkowicza nadal serwuje mnóstwo świetnej i satysfakcjonującej zabawy. Zabraknie za to znaczących nowości.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Wolfenstein II: The New Colossus – mocarny kolos
...i bracie, ta branża kwitnie!
Ale to nie ten fragment zapamiętałem najlepiej z całej prezentacji. Tak jak podkreślałem, w The New Colossus nie uświadczymy świeżego podejścia do rozgrywki, za to w przypadku scenariusza jest to całkiem możliwe. Największym problemem poprzedniej części było jak dla mnie to, że gra miała momentami skłonność do traktowania siebie zdecydowanie zbyt poważnie. Zdaję sobie sprawę, że jestem tu w mniejszości – większość dziennikarzy chwaliła MachineGames właśnie za „uczłowieczenie” Blazkowicza – ale nie kupuję poważnej drugowojennej narracji w The New Order, jeśli na pięć minut przed emocjonalnym przerywnikiem filmowym wyrżnąłem co do nogi niemiecki batalion żołnierzy i całą fabrykę robotów. Natomiast wraz z podróżą naszego bohatera za Wielką Wodę jest szansa, że już wkrótce zapomnę o tych zarzutach.
A to dlatego, że przedstawiona w najnowszej odsłonie Wolfensteina hybryda amerykańskiej kultury z nazizmem po prostu rozbraja. Mamy tu monolog oficera Trzeciej Rzeszy na temat walorów smakowych truskawkowego shake’a, próby żołnierza, chcącego podszkolić nowo poznanych kolegów z Ku Klux Klanu w języku niemieckim, wreszcie popularne teorie spiskowe, przerobione w taki sposób, by wplątać w nie nazistów...
Stany Zjednoczone po podboju to miejsce spotkania dwóch całkowicie odmiennych stylów życia, a to daje scenarzystom ogromne pole do popisu. Zresztą nawet bez tego widać, że historia w The New Colossus zostanie opowiedziana w nieco luźniejszy sposób: jest tu i ukochana Blazkowicza, która z ciążowym brzuszkiem odstrzeliwuje głowy hitlerowcom, i granie na flecie w trakcie ostrzału, i odloty na kwasie podczas misji... Mam szczerą nadzieję, że cała fabuła zostanie utrzymana w podobnym, lekkim, nieco absurdalnym klimacie.

W The New Order już w pierwszym rozdziale Blazkowicz musiał wybierać pomiędzy życiem dwójki bohaterów – Fergusa i szeregowego Wyatta. W zależności od naszej decyzji fabuła przebiegała inaczej – spotykaliśmy np. inne postacie. Wygląda na to, że wybór ten wpłynie także na wydarzenia w kontynuacji – w zwiastunie widać zarówno Fergusa, jak i Wyatta. Ciekawe, czy rozbieżności między dwiema wersjami będą równie znaczące jak w poprzedniej części.
Przymusowa reedukacja
Na tym w zasadzie mógłbym zakończyć opisywanie swoich przeżyć z Wolfensteinem II: The New Colossus, gdyby nie jeden mały szczegół. Zdaję sobie sprawę, że do premiery zostało jeszcze trochę czasu – trzy miesiące, jeśli twórcy dotrzymają obietnic – i normalnie nie zwracałbym uwagi na błędy, jakie na tym etapie produkcji mogą się zdarzać. Ale w przypadku nowego dzieła MachineGames wersja, w którą miałem okazję zagrać, była w tak kiepskim stanie technologicznym, że zacząłem wątpić, czy do października uda się to naprawić. Największym problemem były crashe – pod koniec pokazu gra wyłączała się dosłownie co kilkadziesiąt sekund, co uniemożliwiło mi ukończenie etapu. Poza tym o pomstę do nieba woła rozmieszczenie niektórych automatycznych zapisów – jeden z nich odradzał mnie np. tuż pod lufami trójki przeciwników.
Ostatecznie więc deweloperom udało się dokonać czegoś, co wydawałoby się niemożliwe: prezentację opuściłem jednocześnie usatysfakcjonowany i skrajnie sfrustrowany. Gdy Wolfenstein II: The New Colossus działa, rozprawianie się z kolejnymi falami nazistów stanowi niesamowicie przyjemną zabawę, która na pewno zadowoli każdego, kto dobrze wspomina poprzednią część. Ale na trzy miesiące przed premierą ta gra ma ogromne problemy technologiczne. A jeśli nawet zaufać twórcom i uwierzyć, że do października wszystko naprawią, nie mogę zignorować braku znaczących nowości w rozgrywce. Niektóre kontynuacje potrafią rozwijać idee swoich poprzedników i wypływać na szersze wody. W przypadku MachineGames wygląda jednak na to, że studio to zadowoli płynięcie z nurtem.
O AUTORZE
Z Wolfensteinem II: The New Colossus spędziłem około dwóch godzin, podczas których mogłem przetestować dwa etapy gry. Poprzednią część serii przeszedłem i bawiłem się bardzo dobrze, chociaż postawienie na bardziej ludzką stronę Blazkowicza nie do końca przypadło mi do gustu.
ZASTRZEŻENIE
Koszt wyjazdu autora na londyński pokaz gry Wolfenstein II: The New Colossus opłacił jej polski wydawca, firma Cenega.