Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Przed premierą 23 lutego 2017, 15:00

Graliśmy w Mass Effecta: Andromedę – nie tylko dla fanów Inkwizycji - Strona 3

Spędziwszy trzy godziny z grą Mass Effect: Andromeda, możemy wreszcie udzielić odpowiedzi na pytanie: czy to coś więcej niż Dragon Age: Inkwizycja w kosmosie? Wprawdzie oba tytuły wiele łączy, ale to wciąż stary, dobry Mass Effect.

Tak więc walki są emocjonujące i przyjemne, ale nie wszystko budzi w nich zachwyt. Najbardziej rozczarowani będą miłośnicy taktyki – wydawanie rozkazów członkom drużyny ograniczono do wskazywania miejsca, w które mają się udać, lub wroga, którego mają atakować. Swoje specjalne zdolności aktywują samodzielnie, nie trzeba też dbać już o stan ich zdrowia. Poza tym odniosłem wrażenie, że spadło znaczenie „headshotów” – bardziej liczy się to, żeby w ogóle trafiać przeciwnika i władować w niego wiadro ołowiu niż celowanie w konkretne części ciała. No i sztucznej inteligencji przydałoby się trochę poprawek – nieprzyjaciele nie grzeszą sprytem, a któregoś z towarzyszy przyłapałem raz na strzelaniu do wroga przez ścianę.

Zoptymalizowana kombinatoryka

Miejsca zaplanowane jako areny do walki nadal wyraźnie się odznaczają za sprawą nienaturalnie dużego zagęszczenia osłon na metr kwadratowy - BioWare nie do końca wyeliminowało jeden z problemów projektu poziomów z poprzednich Mass Effectów.

Na koniec jeszcze sprawy techniczne. Mass Effect: Andromeda okazuje się zaskakująco dobrze zoptymalizowaną pozycją, zwłaszcza jak na wersję alfa. Pokaz przeprowadzono, korzystając z komputerów wyposażonych w procesory Core i5-6600K (3,5 GHz), 8 GB RAM-u i karty GeForce GTX 1070 G1 Gaming (8 GB), a grę odpalono na ustawieniach ultra w rozdzielczości 2560x1080. Efekt? Płynność utrzymująca się nieustannie na poziomie ok. 60 klatek na sekundę, z co najwyżej sporadycznymi spadkami. Cóż, silnik Frostbite nie po raz pierwszy pokazuje klasę.

Jest to godne pochwały tym bardziej, że mamy do czynienia z bardzo ładnym tytułem – przynajmniej w ogólnym zarysie, bo do paru aspektów oprawy wizualnej można się przyczepić. Odległe krajobrazy na udostępnionej mi do zwiedzania planecie Kadara robiły kiepskie wrażenie (konkretnie rozpaćkane łąki na górskich zboczach), a mimika twarzy – mimo iż wygląda porządnie – nie umywa się chociażby do tej z Wiedźmina 3. Jednak nie spisujmy jej jeszcze na straty, bo organizatorzy pokazu zapewniali mnie, że BioWare wciąż szlifuje animacje podczas dialogów.

Przygodom towarzyszy słuchanie mnóstwa dialogów, częste wpisywanie informacji do kodeksu i regularne natykanie się na jakieś zapiski - kto lubi słuchać i czytać, będzie zadowolony.

Błędy? Tak, zdarzały się, jak to w wersji alfa, ale prawie wcale mi nie doskwierały (nie licząc jednego „crasha”), więc nie ma się nad czym rozwodzić. Bardziej martwią mnie zakamuflowane ekrany wczytywania – dotyczą one nie tylko wspomnianych lotów przez galaktykę, ale również przejść między małymi fragmentami lokacji w miastach. Na dłuższą metę może to irytować. Do tego dochodzą rozmaite głupstewka w sterowaniu. Za skok i podciąganie się na krawędzie odpowiadają dwa różne przyciski, zamykanie okna dziennika czy ekwipunku wymaga każdorazowo przejścia przez główny ekran menu, a sunąc wzdłuż osłony w obie strony, kamerę trzeba ręcznie przestawiać sobie nad lewe lub prawe ramię postaci. Jasne, można się do takich rzeczy przyzwyczaić, ale z początku potrafią napsuć krwi.

Jestem komandor Shepard, a to mój ulubiony sequel w galaktyce?

Graliśmy w Mass Effecta: Andromedę – nie tylko dla fanów Inkwizycji - ilustracja #3

Podczas pokazu ten element był nieobecny, jednak na wcześniejszych materiałach z Andromedy dało się zauważyć, że system rozwoju dotyczy nie tylko kierowanych postaci, ale również Nexusa – statku matki służącego jako baza dla całej wyprawy poza Drogę Mleczną. Czyżbyśmy na którymś etapie zabawy mieli dostać we władanie lokalny odpowiednik Podniebnej Twierdzy z Inkwizycji i wykorzystywać go do podejmowania działań (np. politycznych) na większą skalę?

Podsumowując, Mass Effect: Andromeda wydaje się mieć bardzo solidny fundament, na którym można zbudować świetną grę. Pewnie nie zabraknie malkontentów, którzy skupią uwagę na licznych naleciałościach z Inkwizycji i wyzwą tę pozycję od quasi-sandboksowego łajna – ale każdy zainteresowany powinien być w stanie znaleźć tu dla siebie tyle starego, dobrego Mass Effecta, ile potrzebuje, spychając na bok tę całą eksplorację (mniej lub bardziej).

Jednak o sukcesie lub porażce Andromedy tak naprawdę przesądzi czynnik, którego jeszcze nie jesteśmy w stanie ocenić – to, czy BioWare wypełni grę dostateczną ilością interesującej treści. Wygląda na to, że będziemy mieć do czynienia z gigantyczną pozycją – w owej czwartej misji fabularnej, którą rozgrywałem, Ryder był już na 15 poziomie, a miernik postępu wskazywał dopiero 9% ukończenia przygody. Gdy zapytałem dewelopera, ile czasu zajmie przejście samego głównego wątku, dowiedziałem się, że na takie pytanie nie da się odpowiedzieć, bo twórcom skupiającym się na tzw. „krytycznej ścieżce” zajmowało to mniej więcej od 50 do 100 godzin. Czy system progresji jest dość głęboki, a planety i misje wystarczająco zróżnicowane, by czwarty Mass Effect nas nie znudził przez tak długi czas? Oto jest pytanie.

Jeśli o mnie chodzi, nie mogę się doczekać, aż położę ręce na pełnej wersji Andromedy. Nowa galaktyka i tocząca się w niej opowieść bardzo mnie zaintrygowały, więc możecie być pewni, że gdy tylko udostępniona zostanie wersja próbna w programie Origin Access (i EA Access), dołączę do Inicjatywy Andromeda, by znaleźć nowy dom dla ludzkości. Byle do 16 marca!

O AUTORZE

Jak wspomniałem, rozgrywka podczas pokazu gry Mass Effect: Andromeda trwała ok. trzech godzin i obejmowała dwie różne sekwencje. Jestem wieloletnim fanem tej serii (i gier studia BioWare w ogóle), więc nowej odsłony cyklu wyglądam jak kania dżdżu. Mój optymistyczny stosunek do quasi-sandboksowego charakteru Andromedy pewnie wynika po części z faktu, że eksploracja w Dragon Age’u: Inkwizycji przypadła mi do gustu (nawet jeśli grę jako całość uważam za dość daleką od ideału).

ZASTRZEŻENIE

Wyjazd autora tekstu na warszawski pokaz gry Mass Effect: Andromeda sfinansowała firma Electronic Arts Polska.

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej

The Elder Scrolls VI - jaki powinien być następca Skyrima?
The Elder Scrolls VI - jaki powinien być następca Skyrima?

Przed premierą

Bethesda Softworks nie pozostawia nam złudzeń – upłynie jeszcze dużo czasu, zanim The Elder Scrolls VI trafi do naszych rąk. Jednak od premiery Skyrima minęło już prawie pięć lat, więc to pytanie samo ciśnie się na usta: czego oczekujemy od jego następcy?

Elveon - przed premierą
Elveon - przed premierą

Przed premierą

Gods: Kraina Nieskończoności nie było może wielkim hitem, ale też nie było kompletną porażką. Czy to samo, słowiańskie spojrzenie na RPG, wsparte silnikiem Unreal 3 i kilkoma dobrymi pomysłami, może przynieść Elveonowi sukces?

Widzieliśmy gameplay Beyond Good & Evil 2 – oto 5 najważniejszych cech BG&E2
Widzieliśmy gameplay Beyond Good & Evil 2 – oto 5 najważniejszych cech BG&E2

Przed premierą

Drugi rok z rzędu Ubisoft pokazuje na E3 świetne trailery Beyond Good & Evil 2. Problem polega na tym, że to czyste CGI, na podstawie którego nie da się niczego powiedzieć o samej grze. My mieliśmy możliwość zobaczenia gameplaya z BG&E2.