Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 19 września 2016, 10:12

Widzieliśmy grę Husk – list miłosny do fanów gier Silent Hill i Resident Evil

Husk wygląda przede wszystkim na laurkę dla horrorów sprzed lat, a dopiero potem na samodzielną produkcję. I to wcale nie przytyk, bo choć niektóre rozwiązania są sztampowe, w budowaniu atmosfery grozy spisują się na medal.

Widzieliśmy grę Husk – list miłosny do fanów gier Silent Hill i Resident Evil - ilustracja #1

Firma IMGN.pro na polską scenę grową wpadła z zaskoczenia: ich pierwszy autorski projekt, klimatyczny, eksploracyjny horror Kholat, zyskał spory rozgłos wśród zarówno rodzimych, jak i zagranicznych dziennikarzy. I choć ostatecznie opowieść o rozwiązywaniu mrocznych sekretów tragedii na Przełęczy Diatłowa nie do końca spełniała oczekiwania, na pewno można ją uznać za przyzwoity debiut. Drugi tytuł, w którym spółka z Bielsko-Białej maczała palce, czyli izometryczne RPG SEVEN: The Days Long Gone, tworzone we współpracy ze studiem Fool's Theory, także zapowiada się wyśmienicie. Na tym tle ogłoszony w kwietniu Husk wypada nieco blado – to bardzo klasyczny horror bez żadnych rewolucyjnych mechanik. Fanom starszych odsłon Silent Hilla oraz Resident Evil takie podejście może jednak przypaść do gustu.

Inspiracje tymi klasykami widać jak na dłoni już w scenariuszu, zresztą wcale nie ukrywają ich też sami twórcy. „Nie mamy zamiaru odkrywać na nowo koła” - twierdzi Łukasz Kubiak, producent i scenarzysta Huska, który prezentował nam grę. „W ostatnich latach zaczęto szukać wyszukanych sposobów na straszenie gracza, tymczasem te najbardziej tradycyjne wciąż sprawdzają się najlepiej”.

Głównym bohaterem tej produkcji jest Matthew Palmer, zwyczajny mężczyzna, który wraz ze swoją rodziną przeżywa wykolejenie się pociągu. Gdy odzyskuje przytomność, jego bliskich – ani nikogo innego – nie ma w pobliżu wypadku, toteż zaniepokojony mąż i ojciec rusza na ich poszukiwania do miasteczka Shivercliff. Jak nietrudno się domyślić, skąpana we mgle miejscowość nie należy do najbardziej gościnnych – szybko zauważamy, że po opustoszałych z mieszkańców ulicach przechadzają się krwiożercze potwory i rozpoczynamy paniczną walkę o przetrwanie. Jak mówi Kubiak, deweloperzy starają się, by miejsce akcji nie było tylko domem dla różnego rodzaju maszkar, ale też dokładało cegiełkę do budowania interesującej historii. W ramach uważnej eksploracji odkryjemy więc historię Shivercliff oraz (zapewne mroczną) przeszłość głównego bohatera.

Widzieliśmy grę Husk – list miłosny do fanów gier Silent Hill i Resident Evil - ilustracja #2

Gra ma być przy tym zdecydowanie bardziej interaktywna niż Kholat. Co prawda, jest to produkcja, która nadal skupia się głównie na przemierzaniu kolejnych lokacji i chłonięciu klimatu, jednak od czasu do czasu gracze będą musieli wysilić swoje szare komórki lub wykazać się refleksem. Przede wszystkim pojawią się bronie – najczęściej obuchowe, które tylko ogłuszą przeciwników i dadzą nam kilka sekund na ucieczkę, ale z rzadka również rewolwery, którymi rozprawimy się z potworami na dobre.

Znacznie więcej będzie też interakcji z otoczeniem. W prezentowanym demie deweloper musiał nawet uporać się z samodzielnym składaniem latarki – co oczywiście zbyt skomplikowaną czynnością nie było, ale w porównaniu do bardzo ograniczonego w tym względzie Kholata jest sporym krokiem naprzód. Są więc proste, środowiskowe zagadki, które jednak nikomu nie powinny sprawić większych kłopotów. Sam Kubiak stwierdził zresztą: „Chcemy, by gracze czerpali przyjemność z atmosfery, a nie kluczyli i szukali przedmiotów”.

Widzieliśmy grę Husk – list miłosny do fanów gier Silent Hill i Resident Evil - ilustracja #1

W Husku mają pojawić się bossowie. Twórcy nie zdradzili co prawda, ilu ich będzie i jak mają wyglądać przykładowe starcia z nimi, jednego jednak możemy być pewni: zwyczajne opróżnienie magazynka w takiego delikwenta z pewnością tu nie wystarczy. Możliwe, że wskazówki potrzebne do pokonania najpotężniejszych wrogów znajdą się w ich życiorysach – każdy z nich będzie mieć bowiem własną historię, nierozerwalnie powiązaną z mrocznymi losami Shivercliff.

A na atmosferę z pewnością nie można narzekać. Husk czerpie wielkimi garściami z Silent Hilla i Resident Evil, stawiając raczej na nieustająco rosnące napięcie, niż potwory wyskakujące zza rogu. Sztampowe rozwiązania z horrorów sprawdzają się tutaj doskonale: migoczące światła w korytarzach, przebiegające na granicy pola widzenia sylwetki czy przerażające malunki na ścianach to w nowej produkcji IMGN.pro chleb powszedni. Dużą rolę odgrywa w tym ciekawie zaprojektowana ścieżka dźwiękowa. Za oprawę audio w Husk odpowiada Arkadiusz Reikowski, kompozytor muzyki do Kholata. Tutaj łączy on spokojne, gitarowo-perkusyjne kawałki z nagłymi, przeciągłymi hałasami, co daje bardzo niepokojący efekt.

Ciekawie zapowiadają się także przeciwnicy. Choć ten podstawowy, którego widziałem, niewiele różnił się od setek innych wariacji na temat opętanych przez złe moce ludzi, miałem też okazję zobaczyć projekt maszkary, którą twórcy żartobliwie nazywają Porem. Ta kreatura ma twarz złożoną z kilku oddzielonych od siebie płatów skóry, z niektórych miejsc na jej ciele wystają mięśnie, a ręce są zakończone przedłużeniami nerwów. Dodajcie do tego odgłosy, podobne do pamiętnego klikania z The Last of Us, oraz gwałtowne konwulsje całego ciała, a otrzymacie istotę, na którą nieprzyjemnie patrzyło się nawet w środku dnia, w dobrze oświetlonym pomieszczeniu.

Widzieliśmy grę Husk – list miłosny do fanów gier Silent Hill i Resident Evil - ilustracja #2

Nieźle zaprojektowane są także lokacje, które oczywiście także nieco trącą sztampą (ileż to już razy odwiedzaliśmy w horrorach opuszczony szpital czy komisariat policji?), lecz klimatu odmówić im nie sposób. Samo Shivercliff jest wprost przepełnione częściami lalek (co ma fabularne uzasadnienie) oraz przerażającymi graffiti na ścianach – niby nic, czego w horrorach nie widzieliśmy, ale jako straszak sprawdza się dobrze. Graficznie jest nieźle, choć prezentowana wczesna wersja nie ustrzegła się paru błędów – silnik Unreal Engine 4 zapewnia dobre oświetlenie oraz szczegółowe otoczenie. IMGN.pro postanowiło pójść w stronę liniowych etapów, oddając do dyspozycji graczy zaledwie kilka większych obszarów. Dzięki temu otrzymamy dość skondensowaną przygodę, która zamknie się w pięciu, sześciu godzinach.

Husk to ładna laurka dla kultowych horrorów sprzed kilkunastu lat. Statusu takiego, jak Silent Hill czy Resident Evil z pewnością nie osiągnie, ale osobom spragnionym tego rodzaju przeżyć zapewne przypadnie do gustu. Przede wszystkim cieszy fakt, że polskie studio uczy się na popełnionych przy okazji Kholata błędach, nie ograniczając swojego nowego dzieła wyłącznie do eksploracji i nieco wydłużając zabawę. Sam Kubiak przyznał zresztą, że w debiutanckim dziele ekipy z Bielsko-Białej było zdecydowanie za mało straszenia. Najbardziej interesującym projektem, w którym obecnie macza palce IMGN.pro, nadal pozostaje eksperymentalne SEVEN: The Days Long Gone, ale to wcale nie oznacza, że na Husku można postawić krzyżyk. Dla fanów gatunku może się okazać całkiem interesującą propozycją.

Jakub Mirowski

Jakub Mirowski

Z GRYOnline.pl związany od 2012 roku: zahaczył o newsy, publicystykę, felietony, dział technologiczny i tvgry, obecnie specjalizuje się w ambitnych tematach. Napisał zarówno recenzje trzech odsłon serii FIFA, jak i artykuł o afrykańskiej lodówce low-tech. Poza GRYOnline.pl jego materiały na temat uchodźców, migracji oraz zmian klimatycznych publikowane były m.in. w Krytyce Politycznej, OKO.press i Nowej Europie Wschodniej. W kwestii gier jego zakres zainteresowań jest nieco węższy i ogranicza się do wszystkiego, co wyrzuci z siebie FromSoftware, co ciekawszych indyków i tytułów typowo imprezowych.

więcej

Husk

Husk