Graliśmy w Uncharted 4: Kres Złodzieja - pożegnanie z serią? - Strona 2
Podczas pokazu w Warszawie mieliśmy okazję przetestować, na nieco ponad miesiąc przed premierą, grę Uncharted 4: Kres Złodzieja. Studio Naughty Dog najwidoczniej utrzymuje wyśmienitą formę.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Uncharted 4: Kres złodzieja - najlepszy tytuł ekskluzywny na PS4
Pozostaje jednak pytanie, jak często podobne etapy będą występować w finalnej wersji? Choć przejażdżka z Nathanem, Sullym oraz Samem (bratem głównego bohatera) to zdecydowanie przyjemne przeżycie, nietrudno mi sobie wyobrazić, jak szybko mogłoby się ono przejeść, gdyby każdy większy segment akcji był poprzedzony potrzebą kilkuminutowego dojazdu z paroma przystankami – np. by wyciągnąć auto z błota czy odkryć sposób na przedostanie się przez zablokowaną trasę – na drodze. Główny projektant w studiu Naughty Dog, Ricky Cambier, wydaje się jednak zdawać sobie z tego sprawę: „Utrzymywanie właściwego tempa zawsze było dla nas ważne. Takie duże, otwarte przestrzenie to dla nas zaledwie jedna z kilku opcji. Nadal będzie sporo oskryptowanych, efektownych fragmentów, jednak stworzenie takich lokacji jak ta w Madagaskarze pozwala nam m.in. na oddanie graczom większej swobody w starciach”.

Kolejne odsłony serii Uncharted zawsze w mniejszym lub większym stopniu obierały za tło wydarzenia historyczne – i nie inaczej będzie tym razem. Nathan Drake wraz ze swoim bratem Samem oraz Victorem Sullivanem będzie poszukiwać zaginionego skarbu Henry'ego Avery'ego. Ten XVII-wieczny pirat zasłynął spektakularną akcją z 1695 roku, kiedy to napadł dwa statki należące do imperium Wielkich Mogołów i złupił niewyobrażalną jak na tamte czasy sumę około 600 tysięcy funtów w biżuterii i metalach szlachetnych. Rabunek ten sprawił, że za schwytanie Avery'ego wyznaczono nagrodę tysiąca funtów, czyniąc go pierwszym przestępcą poszukiwanym na całym świecie. Pirat zdołał jednak jakby rozpłynąć się w powietrzu: podejrzewa się, że przy pomocy skradzionej fortuny zmienił imię, nazwisko oraz wygląd.
Po rozegraniu etapu trudno mi się z Cambierem nie zgodzić. Na moment przed podjęciem walki Uncharted 4 wyglądało wręcz jak trzecia lub czwarta odsłona cyklu Far Cry. Jest tu oznaczanie wrogów poprzez namierzanie, oglądanie ich konturów przez ściany, wskaźniki zagrożenia – zabrakło tylko minimapki. Te dodatkowe elementy z pewnością nie wszystkim przypadną do gustu, na szczęście jednak można je bez problemu wyłączyć w menu. Mimo tych nowinek fani poprzednich części od razu poczują się tutaj jak w domu: strzelanie jest nadal bardzo satysfakcjonujące i tak naprawdę niewiele różni się od dotychczasowych trzech odsłon. Z dodatkowych gadżetów pojawia się tylko linka z hakiem, dzięki której możemy pokonywać znacznie większe przepaści, przyciągać do siebie niektóre obiekty, a nawet atakować z powietrza przeciwników – choć akurat ostatni z tych elementów zdecydowanie wymaga pewnej wprawy.