autor: Przemysław Zamęcki
Testujemy wersję beta gry Kingdom Come: Deliverance - pierwszy zgrzyt - Strona 3
Przełożenie premiery Kingdom Come: Deliverance w kontekście niedopracowanej wersji beta nakazuje zadać pytanie, czy Czechom ze studia Warhorse uda się dopiąć wszystko na ostatni guzik.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Kingdom Come: Deliverance - między Gothikiem a Wiedźminem
Na tym etapie poważne zastrzeżenia powinno się mieć także do braku synchronizacji ruchu ust z wypowiadanymi kwestiami lub wręcz mówienia z zupełnie zamkniętą buzią i tragikomicznego dubbingu. Spokojnie, ten ma być w ostatecznej wersji nagrany całkowicie od nowa i przez profesjonalnych aktorów. Tyle tylko, że jeżeli do tej pory tego nie zrobiono i nie zaimplementowano w tak ograniczonej becie, to skąd mamy mieć pewność, że ostatecznie wszystko zostanie dopięte na ostatni guzik?
Obawiam się też o jakość zlecanych zadań. Pal licho te pomniejsze, polegające na odszukaniu kluczy czy dowiedzeniu się, dlaczego karczmareczka zamierzała otruć klienta, bo tu motywacje różnych osób mogą być dowolnie idiotyczne. Jednak kiedy w zadaniu głównym, uważana za kobietę lekkich obyczajów pracownica łaźni mówi zupełnie nieznajomej osobie, czyli bohaterowi, gdzie jej gach zakopał pieniądze i że jej samej nie chce się iść ich wykopać, bo to po drugiej stronie wsi, ale leżą one „o tam, pod płotem”, to trudno nie złapać się za głowę.
Żeby nie pozostawić wrażenia, że zadania są tylko kiepskie, napiszę dla odmiany o czymś, co mi się niezmiernie spodobało. Szukając kryjówki niejakiego Hynka, dostajemy od drwala instrukcję, jak do niej dotrzeć. Koleś mówi, że sobie popili i zabrakło im wódy, a Hynk miał gdzieś w lesie odłożoną gorzałę, więc kolega go w to tajemnicze miejsce zaprowadził. Drwal tłumaczy, że trzeba dotrzeć do zarośniętej dróżki, przy krzyżu skręcić w lewo, iść z biegiem strumienia, potem znaleźć duży kamień, rozejrzeć się za powalonym drzewem i gdzieś tam już wypatrywać kryjówki. I co? Myślicie, że po włączeniu mapy w menu pokazuje się jakaś wielka kropa z podpisem: „Tu jestem, kryjówka”? A guzik. Trzeba iść i szukać samemu. A że, jak już pisałem, las wygląda, jakby go ręcznie sadzono, to i taka zabawa w podchody i odnajdywanie punktów orientacyjnych sprawia, iż łażenie w tym gąszczu drzew nie wydaje się tylko nudną koniecznością.