autor: Luc
Graliśmy w Tom Clancy's The Division - my, zrujnowany Nowy Jork i horda bandytów - Strona 5
Do premiery Tom Clancy’s The Division zostało już zaledwie kilka tygodni. Gra zbliża się do swojej finalnej wersji, a my na specjalnym pokazie mieliśmy okazję przekonać się, jak bardzo przypomina w obecnej wersji to, co obiecywali twórcy.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Tom Clancy's The Division - jest nieźle, ale co dalej?

Zestaw dostępnych misji zapowiada się bardzo obiecująco. W trakcie gry natrafiłem przynajmniej na kilka typów zadań, wymagających całkowicie innego podejścia. Niektóre z nich polegały na zwykłym zabijaniu przeciwników lub minibossów, inne z kolei to na przykład poszukiwanie jakichś przedmiotów na czas, zabezpieczanie stref czy odbijanie zakładników.
Dość jednak o samym gameplayu, który – choć nie jest idealny – zwyczajnie mi się podobał. Natomiast pewne zastrzeżenia niewątpliwie można mieć do oprawy audiowizualnej. O ile dźwięki, głosy oraz muzyka stoją na przyzwoitym poziomie i tu do premiery niewiele się zmieni, o tyle w przypadku grafiki potwierdziły się moje obawy z poprzednich sesji z grą. Jakość tekstur wyraźnie spadła i grze (przynajmniej w wersji na Xboksa One) bardzo daleko do tego, co obiecywano w początkowej fazie. Nie oznacza to, że tytuł wygląda brzydko – wręcz przeciwnie. Świat pełen jest detali, a efekty świetlne, zwłaszcza wewnątrz budynków, naprawdę rzucają na kolana, ale nie ma co udawać, że The Division nie dotknął downgrade. Twórcy ewidentnie poświęcili jakość grafiki na rzecz zwiększenia płynności, choć miejscami widać, że nawet i to nie do końca się udało. Ogrywana przez mnie wersja nie była ostateczna, mam więc nadzieję, że uda się wszystko dopieścić na premierę, bowiem podczas zabawy liczba klatek na sekundę spadała niekiedy grubo poniżej gwarantowanych trzydziestu. Miejscami szwankowały także animacje i postać na przykład, zamiast biec, po prostu sunęła w powietrzu. Nie psuło to radości z gry, ale w konsolowej wersji tytułu z pewnością trzeba jeszcze dopracować kilka elementów.
Ubisoft zapewnia, że po premierze ma zamiar bardzo aktywnie wspierać swoją produkcję. Season Pass oraz sklep są dostępne w menu, spodziewać można się więc płatnych DLC, ale podczas prezentacji twórcy obiecali także szereg całkowicie darmowych dodatków. Mają być one wypuszczane w regularnych odstępach czasu, choć tego, co dokładnie zaoferują, niestety nie ujawniono.
Dywizja solidności
Mimo tych pojedynczych wpadek The Division w ogólnym rozrachunku trzymało mnie w napięciu przez cały czas, jaki spędziłem z padem w dłoni. Powiedzmy to sobie jasno – to nie jest tytuł, który z miejsca stanie się hitem dekady i masowo zgarnie nagrody za grę roku 2016, nie wystrzeli też graczy swoimi możliwościami na inną orbitę. Praktycznie wszystkie części składowe produkcji Ubisoftu już gdzieś widzieliśmy – twórcy jednak na tyle zgrabnie połączyli je w unikatową całość, że po Nowym Jorku po prostu biega się z przyjemnością. To, co szalenie przypadło mi do gustu, to to, w jaki sposób rozwiązano kwestię grania tak samodzielnie, jak i w zespole. Obie opcje są w pełni satysfakcjonujące i nie jesteśmy na siłę zmuszani do którejkolwiek z nich. Co więcej – ewentualna kooperacja z innymi graczami wydaje się banalnie prosta do zainicjowania i dostępna z każdego miejsca. Bez względu na to, na którą z form zabawy się zdecydujemy, tytuł ma swój własny klimat, ciekawy system progresji, przypadnie także do gustu zarówno nałogowym zbieraczom sprzętu, jak i tym, którzy szukają dużego zróżnicowania w wykonywanych misjach. The Division nie wymyśla więc koła na nowo, ale swoje przedpremierowe obietnice spełnia póki co bardzo solidnie. Miejmy nadzieję, że da się to powiedzieć o tej grze także po 8 marca.