Metal Gear Solid V: The Phantom Pain - idealne połączenie sandboksa i skradanki? - Strona 2
Dziś mija dokładnie 28 lat od premiery pierwszej gry z serii Metal Gear. Przez ten czas cykl przeszedł wiele zmian, ale też zyskał grono fanatycznych wyznawców. "Piątka" spróbuje otworzyć się też na miłośników skradanek, którzy MGS-a nie znają.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Metal Gear Solid V: The Phantom Pain - Metal zasypany w piaskownicy
Kompania braci z psem i ponętną snajperką
Mniej skrupulatni gracze nie będą karani za niedokładne przygotowanie ekipy w bazie, bo jeszcze w śmigłowcu, w drodze na miejsce zrzutu, będziemy mieli okazję poczynić ostatnie poprawki. Same przygotowania, poza analizą mapy na naszym wielofunkcyjnym iDroidzie i doborem rynsztunku, zakładają też wybór kompana. Nowością w serii ma być „buddy system”, który pozwoli na wsparcie określonych członków naszej małej armii. Ku radości fanów skradania i mało wybaczającej rozgrywki nasi podopieczni nie okażą się nietykalnymi NPC z jednostajną sztuczną inteligencją. Będziemy ich kontrolować za pomocą rozkazów, a każdy z nich ma posiadać swoje mocne i słabe strony – zlekceważenie których poskutkuje natychmiastowym urlopem. Na jednej z prezentacji twórcy chwalili się ponętną snajperką Quiet, która poza sokolim okiem ma wesprzeć nas nadprzyrodzonymi zdolnościami. A jeśli, przykładowo, misja będzie wymagać zaprawionego w bojach tropiciela, z pomocą przyjdzie dość nietypowy pomocnik... czworonóg o imieniu D-Dog. Poza D-Dogiem i Quiet wiadomo jeszcze o rumaku zwanym D-Horse i innych postaciach ludzkich, ale jak na razie Konami nie odkrywa wszystkich kart. W zależności od zwerbowanych wojaków (oraz zwierzaków) i postępów w grze lista dostępnych kompanów ma się powiększać, a my znajdziemy partnera do nawet najbardziej wymagającego zadania. Towarzysze broni mają być czymś w rodzaju żywego narzędzia, które będziemy mogli w trakcie misji zamienić na inne w razie złego przygotowania przed akcją. Jednak takie zagrania będą skutkować ujemnymi premiami – dziura w budżecie i głodni żołdacy mają nas zmotywować do grania z głową. Pozostaje tylko pytanie: jak zasilimy szeregi naszej armii? Zwyczajnie – za pomocą systemu ewakuacji Fultona.
Panie, bez Fultona to nie robota
System Fultona był jednym z kluczowych elementów Peace Walkera, jednak nadużywanie go na jednej z prezentacji nie zachwyciło widowni. Niemniej, jak idiotyczne nie wydawałoby się pozyskiwanie losowych pudeł i zwierząt za pomocą balonów – nie unikniemy tego. Obezwładnieni lub nieprzytomni przeciwnicy zostaną przeniesieni do Mother Base, by tam mogli zdecydować, czy chcą do nas dołączyć, czy też nie. Część armii trzeba będzie zbudować właśnie w ten sposób, bo wszystko wskazuje na to, że tak jak w Peace Walkerze tylko garstka żołdaków wesprze nasze szeregi dzięki postępom poczynionym w fabule. Poza tym system Fultona posłuży do zdobywania wartościowych surowców czy pojazdów – a osoby kreatywne i z dobrym refleksem będą mogły wykorzystywać go jako prowizoryczną windę. Za pomocą balonów mamy też ewakuować odbijanych więźniów wojennych, ale zawsze istnieje ryzyko, że przeciwnicy wypatrzą balon i zestrzelą go – przy okazji dowiadując się, gdzie jesteśmy i posyłając tam mały oddział. Wprawne korzystanie z tego gadżetu, jak i z innych zabawek, za których różnorodność seria jest chwalona, ma stanowić klucz do sukcesu. By podejść większą grupę, przydatny może okazać się wabik, innym razem ten sam wabik może po celnym rzucie zepchnąć patrolującego skarpę strażnika w przepaść. Mimo że nasz heros w Metal Gear Solid 3: Snake Eater był czymś pomiędzy Jamesem Bondem a MacGyverem, w Phantom Pain mamy polegać na nieco większych cudach technologii. Jako dowódca Diamond Dogs będziemy mogli zażyczyć sobie zrzutu terenowego Humvee czy nawet małego mecha, kiedy misja okaże się bardziej skomplikowana. Zrzuty to kolejny element opcjonalny – weterani skradanek na pewno będą woleli zaczekać, aż się ściemni i wrodzy żołnierze zasiądą przy ognisku lub zmienią swoje ścieżki patrolowe.