autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry Metal Gear Solid V: The Phantom Pain - Metal zasypany w piaskownicy
Hideo Kojima wraz z premierą The Phantom Pain prawdopodobnie żegna się z serią Metal Gear Solid. Robi to w bardzo dobrym stylu, choć trudno znaleźć zrozumienie dla wielu popełnionych przy tej okazji błędów.
- ogromna wolność i możliwości przy planowaniu i wykonywaniu misji;
- wspaniały początek gry;
- bardzo dobrze zrealizowana część strategiczna w bazie;
- obszerna gra pełna skomplikowanych zależności;
- angażująca, choć raczej nieporównywalna w skali „epy” z poprzednimi odsłonami fabuła;
- pomimo kilku potknięć w sferze technicznej i projektowej pozostawia w tyle skradankową konkurencję;
- Kojima nadal pozostaje jednym z mistrzów cut-scenek.
- nieliczne scenki przerywnikowe;
- małomówny Big Boss i brak Davida Haytera;
- zdarzające się niewidzialne ściany, niepotrafiący pływać i ginący w kontakcie z wodą Snake;
- całkowicie puste przestrzenie, brak jakiejkolwiek aktywności cywilów;
- otwarty i raczej nieciekawie zaprojektowany świat;
- nie najwyższych lotów oprawa wizualna i chyba najsłabsza w serii oryginalna ścieżka dźwiękowa;
Chciałbym na samym początku powiedzieć jedno ważne zdanie. Otóż od lat jestem oddanym miłośnikiem talentu Hideo Kojmy, a serii Metal Gear Solid w szczególności. Z ogromną przyjemnością ukończyłem jej wszystkie dotychczasowe części, łącznie nawet z uznawanym za niekanoniczne Portable Ops, przy którym ten zasłużony dla branży twórca pełnił jedynie funkcję producenta. Wielkie wrażenie wywarł na mnie również wydany w zeszłym roku prolog The Phantom Pain, czyli Ground Zeroes, który dawał nadzieję, że kolejna odsłona serii przyniesie fanom grę doskonałą. Albo inaczej. GZ dawało nadzieję, na doskonałego MGS-a. Tytuł, który w umiejętny sposób połączy sandboksową strukturę otwartego świata i kolejną wyjątkową opowieść pełną emocjonujących scenek przerywnikowych i zapadających w pamięć postaci.
Postanowiłem, że do nowego MGS-a podejdę ostrożnie i na chłodno, bez zbytniego rozgorączkowania. Późniejsze wielogodzinne obcowanie z Big Bossem upewniło mnie w jednym: The Phantom Pain to bardzo dobra gra, która jednak nie ustrzegła się wielu błędów i uproszczeń. To także niezłe Metal Gear Solid, ale na pewno nie szczytowe osiągnięcie Hideo Kojimy. Nie wiem, ile w tym winy samego twórcy, a ile wydawcy, firmy Konami, z którą ten wszedł w ostry zatarg, czego wynikiem było usunięcie nazwiska dewelopera z pudełka z grą. Zapewne nigdy nie poznamy prawdziwych przyczyn tych niesnasek i nie dowiemy się, jaki faktycznie miały wpływ na ostateczny kształt produktu.
Bezspornym faktem jest jednak to, że MGS V stanowi najbardziej przystępną dla nowych graczy część serii, przygodę z którą można zacząć właściwie bez żadnego przygotowania. Owszem, dobrze jest znać poprzednie dokonania Big Bossa, ale informacje na ich temat (w dość skrótowej, aczkolwiek wystarczającej formie) można przyswoić z otrzymywanych od współpracowników głównego bohatera kaset magnetofonowych, zawierających dialogi i monologi dotyczące obecnej sytuacji oraz wydarzeń dziejących się w tle głównej historii, a poszerzających naszą wiedzę o uniwersum cyklu Metal Gear.
Zabawę rozpoczyna około godzinny, zachwycający prolog, będący moim zdaniem jednym z najlepszych otwarć w historii elektronicznej rozrywki. Wcześniej niemal równie wielkie wrażenie wywarł na mnie początek The Last of Us, ale Kojima swoją partię rozegrał w sposób jeszcze lepszy, bardziej emocjonujący i angażujący. Wstęp to esencja serii, nadzieja na opus magnum twórcy, wciskająca w fotel sekwencja opadów szczęki. Kiedy jednak zaczyna się właściwa gra, emocje również opadają, opadają i... opadają...
Big Boss budzi się po dziewięcioletniej śpiączce spowodowanej otrzymanymi w końcówce Ground Zeroes obrażeniami i pierwsze kroki, po wydostaniu się z oblężonego przez zamachowców szpitala i koniecznej rekonwalescencji w bazie na Seszelach, kieruje do Afganistanu. Jest rok 1984, trwa sowiecka okupacja, a stworzona przez naszego bohatera organizacja najemników o nazwie Diamond Dogs poszukuje wojskowych kontraktów, na których można zarobić i zająć się rozbudową Motherbase – nowej platformy zlokalizowanej na pełnym morzu, pełniącej rolę bazy wypadowej.