Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 28 października 2008, 09:24

autor: Maciej Jałowiec

Command & Conquer: Red Alert 3 - recenzja gry

Rzuć w kąt uprzedzenia, przestań patrzeć na nowe RTS-y przez pryzmat starych gier studia Westwood i daj się wciągnąć w trzecią już część kultowej wojny między Aliantami i Sowietami. Naprawdę warto.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Command & Conquer: Red Alert 3, jak inne gry wydawane przez Electronic Arts, tuż po zapowiedzeniu zostało naznaczone pewnym piętnem. Gracze szybko stwierdzili, że zadaniem tytułu będzie tylko i wyłącznie napchanie kieszeni producenta, bez względu na to, co o grze powiedzą jej odbiorcy. Co więcej, miała być to trzecia już część wyśmienitej serii RTS-ów. Pojawiło się zatem ryzyko, że RA3 nie przeskoczy poprzeczki ustawionej wysoko przez wcześniejsze odsłony cyklu. Jakby tego było mało, odpowiedzialne za powstanie C&C studio Westwood zostało wchłonięte przez EA, stając się w oczach graczy swoistym męczennikiem. Ot, przepis na katastrofę gotowy.

RA3 rzeczywiście może stać się taką katastrofą, jeśli – odpalając tę grę – będziesz oczekiwać zwiększonej dawki tego, czego dane Ci było zaznać w RA i RA2. Zostaw więc uprzedzenia za drzwiami, wytrzyj łezkę i na chwilę odpuść sobie sentymenty. Wszystko po to, aby nic nie denerwowało Cię podczas zabawy przy naprawdę solidnie wykonanej strategii czasu rzeczywistego, jaką jest Command & Conquer: Red Alert 3.

Przerywniki filmowe nakręcone z udziałem znanych aktorów to jedna z mocniejszych stron gry.

Cała zabawa zaczyna się od poznania zalążka fabuły, który jest wspólny dla wydarzeń przedstawionych we wszystkich trzech kampaniach. W chylącym się ku upadkowi Związku Radzieckim dwóch rosyjskich dowódców, panowie Czerdenko (Tim Curry) i Krukow (Andrew Divoff), udaje się do podziemi moskiewskiego Kremla, gdzie od dwunastu miesięcy budowany jest wehikuł czasu. Pomimo protestów twórcy machiny, doktora Zelinsky’ego (Peter Stormare), mężczyźni cofają się do roku 1927. Trafiają na konferencję uczonych, gdzie właśnie swoje przemówienie kończy Albert Einstein – człowiek odpowiedzialny za technologiczną przewagę Aliantów nad Sowietami. Rosjanom łatwo udaje się zlikwidować wybitnego uczonego. Po powrocie do współczesności okazuje się że świat wygląda zupełnie inaczej niż przed podróżą w czasie. Choć spełniły się ich marzenia o wyparciu Aliantów z Europy Zachodniej, nie przewidzieli że bez Einsteina (a więc i bez broni jądrowej), Ameryka nigdy nie miała okazji zadać Japonii potężnego, nuklearnego ciosu. W ten sposób do wojny totalnej o dominację na planecie dołącza kolejna frakcja: rozwinięte technologicznie Imperium Wschodzącego Słońca.

Być może na papierze początek fabuły prezentuje się banalnie (w dodatku niektórzy z Was już zapewne mieli okazję go poznać), ale dalszy rozwój tej historii może okazać się w kilku momentach nadspodziewanie zaskakujący. Co więcej, o kolejnych wydarzeniach opowiadają bardzo dobrze zrealizowane przerywniki filmowe.

Maciej Jałowiec

Maciej Jałowiec

Specjalista do spraw marketingu gier wideo. Łączy pasję do gier ze spostrzeżeniami na temat branży i światowej gospodarki. Zawodowo związany z firmą Techland, a wcześniej m. in. z Activision i Perfect World.

więcej

Command & Conquer: Red Alert 3 - Multiplayer
Command & Conquer: Red Alert 3 - Multiplayer

Recenzja gry

Seria Red Alert od zawsze zachwycała świetnie opracowanym trybem gry wieloosobowej. Nie inaczej jest w przypadku najnowszej, trzeciej części tego cyklu.

Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization
Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization

Recenzja gry

Millennia miały doprowadzić do ekstremum to, co najlepsze w serii Civilization. Niestety, twórcom przyszło do głowy nazbyt wiele pomysłów, jak tego dokonać, i potknęli się o własne nogi.

Recenzja gry Against the Storm. City builder prawie doskonały
Recenzja gry Against the Storm. City builder prawie doskonały

Recenzja gry

Zdawałoby się, że przepis na współczesnego city buildera jest prosty – robimy to, co wszyscy, dodajemy tylko jakąś oryginalną nowinkę – i gotowe, pora na CS-a. Na szczęście polscy deweloperzy z Eremite Games podeszli do sprawy zupełnie inaczej.