autor: Maciej Kurowiak
Hellgate: London - recenzja gry
Hellgate: London jest trochę jak ładna dziewczyna (lub facet, by uniknąć seksizmu), z którą nie ma niestety o czym rozmawiać. Mimo dużej ilości potworów, zadań i przedmiotów, to gra nie wymaga od gracza właściwie niczego.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Kopiowanie nie zaczęło się od funkcji copy-paste, ani klonowanie od owcy Dolly. Kopiowano wszystko przez stulecia i proces ten nie ominął czegokolwiek, co tylko wytworzył człowiek. Klony zaatakowały nawet naszą ojczyznę, ale przede wszystkim nie ominęły gier. W tej branży wyjątkowo mało jest pozycji, których by na dziesiątki sposobów nie skopiowano, sklonowano czy splagiatowano – czasem zupełnie bezczelnie i na żywca, a czasem z woalką i w rękawiczkach. Oczywiście, mimo że na przykład taki Grand Theft Auto III ma już bardzo wielu swoich braci bliźniaków, nie ma absolutnie powodów, by na taki stan rzeczy się obrażać. Dobrze skrojony klon może być czasami lepszy niż oryginał, zawierając obok skopiowanych i świeże pomysły, idee i tak dalej. Historia kołem się toczy także w świecie gier. Mając ten fakt na uwadze, grupa dawnych twórców z trzęsącej od lat rynkiem MMO korporacji Blizzard, postanowiła na własną rękę stworzyć ideowego potomka prekursora współczesnych rąbanek – Diablo. Zgromadzeni pod szyldem Flagship Studios, wzięli się ostro do pracy i tak zrodził się Hellgate: London. Zapowiadany od wielu miesięcy i oczekiwany przez tysiące wiernych fanów obu części Diablo, wyszedł właśnie z czeluści piekielnych wprost na sklepowe półki. Miejmy jednak na uwadze, że w tym świecie nie ma nic za darmo. Szanując więc swoje portfele, przygaśmy nieco kuchenkę z piekielnym żarem i sprawdźmy czy Piekielne Wrota są naprawdę tak bardzo diabelskie czy też inni szatani są tam czynni.
Hellgate przenosi nas do Londynu roku 2038, gdzie wśród zgliszcz Downing Street i Piccadilly Circus niedobitki ludzi walczą o przetrwanie, przeciwstawiając się inwazji demonów wprost z czeluści piekieł. Moment, gdy śmiecący i brudzący homo sapiens miał wreszcie zostać zastąpiony przez rogatych nieprzyjaciół z zaświatów był tuż tuż. Tak się jednak złożyło, że pomimo, iż parzystokopytnym rogaczom kibicowała cała biosfera, ostatni obrońcy Londynu zdołali schronić się w gigantycznym labiryncie tuneli metra. Ruch oporu kierowany przez masonów, wyklętych od czci i wiary przez niemal wszystkie betonowe stowarzyszenia, zdołał przetrwać. Z pomocą ostatnich potomków templariuszy, wytrenowanych w zwalczaniu wszelkiego, co rogate, możesz stanąć do walki o to co najdroższe, czyli wygodne życie na powierzchni, po której w najlepsze chodzą teraz różnorakie bestie. Historia nie jest więc specjalnie skomplikowana i w zupełności wystarczy jako tło do całkiem przyzwoitej nawalanki z gatunku siecz i rąb. Jeśli ktokolwiek łudził się, że Hellgate to MMORPG z dodatkową opcją single, niech porzuci wszelką nadzieję – gra, owszem, posiada pewne elementy rzeczonej kategorii, ale nie wychodzi poza ramy narzucone przez aksjomat zawierający się w zdaniu: zabij go, zanim on zabije ciebie. Zarówno tryb dla jednego gracza, jak i multiplayer pokrywają się ze sobą i rozgrywają w dokładnie tych samych miejscach. Można więc swobodnie stwierdzić, że opcja dla wielu graczy to nic innego jak standardowy co-op, gdzie łączymy swoje siły z innymi graczami, by skuteczniej drażnić biesy.