Call of Cthulhu: Mroczne Zakątki Świata - recenzja gry
Dla wielbicieli prozy Howarda Phillipsa Lovecrafta, Innsmouth to nazwa kultowa – a Dark Corners of the Earth bardzo intensywnie nawiązuje do literackiego pierwowzoru. Przy czym produkt to bardzo specyficzny, który wymyka się zaszufladkowaniu.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Kiedy 9 czerwca 1999 roku Andrew Brazier z firmy Headfirst Productions zapytał użytkowników jednej z list dyskusyjnych o to, w jaką grę komputerową o tematyce Cthulhu chcieliby zagrać, nie mógł podejrzewać jak trudnego będzie się musiał podjąć zadania. Dziś, po blisko sześciu latach od tamtego wydarzenia zapewne pluje sobie w brodę, że on i jego koledzy ze studia nie zdecydowali się na stworzenie innej gry.
Produkcja Dark Corners of the Earth była drogą przez mękę. Gdy ludziom z Headfirst Productions zaczął sypać się grunt pod nogami, projektem zainteresowała się firma Bethesda Softworks. Ta ostatnia nie zamierzała jednak wydawać tej gry w wersji na PC. Całość została więc cudem dokończona, ale z powstania programu mogli cieszyć się tylko i wyłącznie posiadacze Xboxów. To, że w ogóle czytacie tę recenzję, zawdzięczacie uporowi jednego człowieka. Gareth Clarke, znany w środowisku maniaków dzieł Lovecrafta jako TheHoodedClaw samodzielnie i bez pobierania jakiegokolwiek wynagrodzenia ukończył pecetową wersję gry. Chylę czoła przed tym jegomościem. Dzięki jego ogromnej pracy mogłem zanurzyć się w najlepszej moim zdaniem grze komputerowej pod nazwą Call of Cthulhu, jaka kiedykolwiek ujrzała światło dzienne...
Głównym bohaterem gry jest Jack Walters, prywatny detektyw żyjący na początku ubiegłego stulecia, który długi czas przebywał w Arkham Asylum – szpitalu dla umysłowo chorych. Trafił tam po tragicznych wydarzeniach w posiadłości opanowanej przez kultystów. Panowie urządzili sobie z domu miejsce tajemnego obrządku (opowieść ta pełni funkcję prologu i stanowi zarazem pierwszy etap rozgrywki). Po sześciu latach badań, lekarze wypuszczają Waltersa na wolność. Nie pamiętając przyczyn, z powodu których trafił do wariatkowa, Jack wraca do swojej pracy. Pierwsze zadanie wydaje się być bardzo proste, chodzi o odnalezienie właściciela sklepu, który wraz z utargiem przepadł jak kamień w wodę. Detektyw wybiera się więc w podróż na miejsce zbrodni, do ponurego miasteczka rybackiego o nazwie Innsmouth.
Dla wielbicieli prozy Howarda Phillipsa Lovecrafta, Innsmouth to nazwa kultowa. Stworzona przez samotnika z Providence wizja miasteczka rządzonego przez psychopatycznych wyznawców Dagona (Shadow over Innsmouth), to jedna z najlepszych opowieści grozy, jaką niżej podpisany miał okazję czytać w swoim dotychczasowym życiu. Innsmouth jest bardzo wdzięcznym tematem na jakąkolwiek grę komputerową. Wiedzą o tym z pewnością entuzjaści przygodówek, którzy przed trzynastu latu pomagali Johnowi Parkerowi w ukończeniu gry Shadow of the Comet.
Dark Corners of the Earth bardzo intensywnie nawiązuje do literackiego pierwowzoru. Mamy więc budzących autentyczny strach mieszkańców Innsmouth, szalonego pijaczka Zadoka Allena, rządzącą całym interesem rodzinę Marshów oraz oczywiście Ezoteryczny Porządek Dagona, jedyny w swoim rodzaju kościół, który w krwawych obrzędach zaspokaja żądania plugawego bóstwa. Oczywiście gra nie mogłaby obejść się bez elementów, których w literaturze Lovecrafta raczej nie spotkamy. Jedną z nich jest współpraca z agentem FBI Johnem Edgarem Hooverem, przez blisko pięćdziesiąt lat pełniącego rolę dyrektora tej organizacji.