Recenzja The Quarry - najlepsza gra, w którą się nie gra
W The Quarry się nie gra, to się ogląda! Jeśli od razu tak podejdziemy do tej „gry”, spędzimy z nią naprawdę sporo emocjonujących chwil, bo to jest po prostu wciągający film interaktywny.
Pisanie recenzji takiej gry jak The Quarry przypomina trochę chodzenie po polu minowym. Non stop trzeba bowiem uważać, by nie „sprzedać” jakiegoś istotnego spoilera z fabuły. I to nie tylko przy mówieniu wprost o historii. Czasem wystarczy byle detal lub źle dobrany screenshot, by dać wskazówkę co do rozwoju sytuacji. A fabuła w The Quarry i jej samodzielne odkrywanie to kwintesencja zabawy, bo samej rozgrywki tu praktycznie nie ma. Jest jeden długi film interaktywny i warto od początku brać to pod uwagę, choć wcale nie stanowi to wady tej pozycji.
Studio Supermassive Games to przecież specjaliści w tym gatunku. Wcześniej zaserwowali niezłe Until Dawn z wyłącznością na PlayStation 4, a później serię The Dark Pictures Anthology. Ich najnowsze dzieło wraca do klimatów tego pierwszego tytułu i sztampowych slasherów z udziałem grupy amerykańskich nastolatków, ale tym razem robi to w nieco bardziej wyrafinowany sposób od strony fabularnej. Banalny początkowo horror z upływem czasu zmienia się bowiem w wielowątkową opowieść, a w przykuwaniu naszej uwagi pomaga dobrze dobrana obsada z paroma naprawdę świetnymi kreacjami.
Szybkie fakty o The Quarry
1. Ukończenie gry zajmuje około 10 godzin, ale uśmiercając za wcześnie zbyt dużo postaci, czas ten możemy sobie skrócić.
2. Tryb „co-op kanapowy” polega na kontrolowaniu na zmianę konkretnych postaci na ekranie.
3. Choć twórcy chwalą się 186 zakończeniami, tak naprawdę wynikają one z różnych momentów śmierci poszczególnych bohaterów bądź ich przetrwania przez całą historię w różnych kombinacjach. Takich faktycznie istotnych dla fabuły finałów jest co najmniej dwa.
4. W grze widać inspirację takimi dziełami jak Piątek trzynastego, Teksańska masakra piłą mechaniczną, Wzgórza mają oczy.
5. W The Quarry praktycznie nie ma jump scare’ów. Gra nie jest też zwykłym slasherem – scen gore’u nie pojawia się zbyt dużo, choć ich liczba może być uwarunkowana tym, ilu bohaterów zginęło podczas rozgrywki.
To nie jest „Piątek trzynastego”
- wciągająca fabuła, która z każdym rozdziałem coraz ciekawiej się rozwija, dodając kolejne wątki i wysuwając je na pierwszy plan;
- przekonujące kreacje bohaterów z paroma naprawdę świetnymi rolami, i to nie tylko tych najbardziej znanych gwiazd;
- umiejętna zabawa formułą horroru klasy B, bez nadmiernego epatowania kiczem i kliszami;
- dobrze napisane dialogi, jeszcze lepiej zagrane przez bohaterów;
- ładna oprawa graficzna, zwłaszcza przy wizerunkach postaci;
- klimatyczna ścieżka dźwiękowa z ciekawym doborem piosenek;
- nie takie oczywiste wybory, które potrafią być istotne w związku z późniejszymi wydarzeniami;
- niezwykle bogate opcje konfiguracji gry – od poszczególnych elementów quick time eventów po dostosowanie wyglądu napisów;
- dla chętnych tryb filmu, pozwalający po prostu obejrzeć The Quarry jak serial...
- ...bo generalnie nie ma tu za dużo „grania” – to nie jest gra przygodowa ani survival horror, tylko interaktywny film;
- trochę wypaczająca wagę wyborów mechanika cofania decyzji prowadzącej do śmierci bohatera;
- sporadyczne kłopoty z synchronizacją ust przy dialogach;
- nieco drewniane animacje chodzenia w trakcie eksploracji oraz słaba praca kamery.
Cóż można powiedzieć o fabule, by wiele nie zdradzić... podstawą inspiracji był zapewne kultowy Piątek trzynastego, bo nasi bohaterowie to maturzyści, którzy spędzają wakacje, pracując na letnim obozie jako „counselors”, czyli opiekunowie dzieciaków. Nie obawiajcie się jednak jakiejś rzezi niewiniątek na ekranie. Akcja zaczyna się w momencie wyjazdu kolonistów pod koniec turnusu. Nasza ekipa też zbiera się do powrotu, ale młodzieńcze uczucia i burza hormonów sprawiają, że wszyscy muszą zostać na jeszcze jedną, imprezową, noc. Jak można się domyślić, zabawa szybko zmienia się w walkę o życie.
Twórcy bardzo umiejętnie budują klimat, stopniowo podrzucając różne niepokojące obrazki w trakcie dość sielankowego początku. Domyślamy się, że coś jest z tym miejscem nie tak, i staramy się pojąć istotę obecnego tam zła, wczuwamy się w klimat... i wtedy czar pryska, by nagle autorzy pokazują „to coś” w pełnej krasie. Nie ma już budowania napięcia, tylko kolejny, banalny [cenzura antyspoilerowa]. Już się trochę zaczynałem na twórców obrażać, ale na szczęście bez powodu. Okazało się, że biorąc na warsztat sztampowy motyw z podrzędnych horrorów, zrobili z niego złożoną historię, która wciąga jak bagno z każdą kolejną godziną.
Nie obyło się oczywiście bez paru wpadek – celowych bądź nie – bo to wciąż horror klasy B o amerykańskich nastolatkach. Mamy tu więc standardowe zaglądanie z ciekawości do obskurnych miejsc, mimo że wszystko inne dookoła wysyła sygnał „uciekaj!”, rozdzielanie się i chodzenie solo po lesie w nocy. Jest też parę ewidentnych niedociągnięć scenariusza, gdy jakaś postać kompletnie nie reaguje na to, co się wokół niej dzieje, lub zbyt łatwo omija niebezpieczeństwo. Na szczęście to sporadyczne drobiazgi niedoskwierające szczególnie przy konkretnych, intrygujących wątkach fabuły.
Obsada na medal
W odbiorze tego interaktywnego filmu pomaga świetnie dobrana obsada. Nie w każdym przypadku, bo z czasem okazuje się, że w grupie bohaterów są ci bardziej pierwszoplanowi, nie wszyscy zagrali też na równym poziomie. Ale wspominanie o tym, kto, co i jak, to proszenie się o spoilerowanie! Ograniczę się więc tylko do wymienienia tych bardziej sławnych nazwisk. Mamy tu znanego chociażby z serii Krzyk Davida Arquette’a, niezwykle charakterystycznego Teda Raimiego, pamiętnego Bishopa z Aliens, czyli Lance’a Henriksena, oraz oglądaną często w filmach Davida Lyncha Grace Zabriskie.
Oprócz tej plejady weteranów kina jest jeszcze młoda obsada, która również może pochwalić się naprawdę kapitalnie zagranymi rolami. Szybko zaczynamy mieć swoich faworytów, postacie, które lubimy mniej i bardziej. Autorzy dość pomysłowo unowocześnili sztampową ekipę młodzieży odhaczaną w każdym horrorze tego typu. Zamiast licealnej „gwiazdy” cheerleaderki mamy tu vlogującą influencerkę, a rola rozsądnego mądrali należy do miłośnika podcastów. Nie ma też wątpliwości, że mamy do czynienia z pokoleniem millenialsów, dla których telefon stacjonarny to muzealny zabytek, a takie przedmioty jak taczka to już totalnie nieznana abstrakcja.
W kreowaniu postaci pomagają dobrze napisane dialogi. Są sceny, gdy głównie słuchamy tylko jakiejś dłuższej rozmowy dwójki bohaterów i absolutnie nie mamy ochoty tego przyspieszać, co zresztą i tak jest niemożliwe. To właśnie dialogi pokazują relacje pomiędzy postaciami oraz ich charaktery. ruchu ust z mową trochę się rozmija, ale ogólnie nie jest to jakoś dokuczliwe. Czasem zdarza się że synchronizacja ruchu ust z mową trochę się rozbiega, ale ogólnie nie jest to jakoś dokuczliwe. Ogólnie twarze bohaterów wykonano niezwykle przekonująco, choć wydaje mi się, że w jednym rozdziale wykorzystano autentyczny wizerunek postaci, bez cyfrowej przeróbki. Wygląda to prostu zbyt dobrze i realistycznie, nie tylko na tle innych osób.
Autorzy umiejętnie bawią się także konwencją horroru klasy B, nie przesadzając z kiczem czy nadmiarem głupkowatego humoru. Fabuła The Quarry poza tym bardzo dobrze rozdziela różne wątki i wprowadza po drodze nowe, w związku z czym ekipa młodzieży i to, kto z nich zginie, niekonieczne jest tu najważniejsza, a historia staje się o wiele ciekawsza.