Recenzja gry Total War: Warhammer – Stary Świat w nowych szatach
Warhammer plus Total War to połączenie tak naturalne – aż dziw bierze, że dopiero teraz Creative Assembly przygotowało tę odsłonę. Dziś już wiemy, że warto było czekać.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- Total War w świecie Warhammera!
- cztery mocno różniące się frakcje;
- klimat mrocznego fantasy;
- nowości w postaci magii, potężnych jednostek i oddziałów latających;
- SI na polu bitwy zazwyczaj wie, co robić;
- uproszczenia w systemie zarządzania prowincjami;
- niezbyt wyśrubowane wymagania sprzętowe i przyzwoita optymalizacja;
- wysmakowane detale (interfejs, muzyka, jednostki, cut-scenki).
- Warhammer zasługiwał na nowy silnik napędzający grę;
- polityka wydawnicza (wycinanie zawartości, która trafia do DLC);
- uproszczenia na polu bitwy (brak formacji);
- czasami mechanika dominuje nad klimatem.
Total War: Warhammer to gra, która nie mogła się nie udać. Połączenie jednego z popularniejszych uniwersów fantasy z mechaniką uznanej serii strategicznej jest tak naturalne, że od wielu lat było na wyciągnięcie ręki – powstała przecież masa fanowskich modyfikacji, które przenosiły kolejne Total Wary do mrocznego Starego Świata. Dobrze wiedzieli o tym twórcy ze studia Creative Assembly, którzy wprowadzając do najnowszej odsłony cyklu masę nowości, w wielu sprawach zdecydowali się na bezpieczne rozwiązania. Wykorzystali więc sprawdzony silnik oraz znane mechanizmy zarządzania imperium. Dało to w efekcie bardzo solidną produkcję, ale pozostawiło mnie z poczuciem niedosytu. Temat taki jak Warhammer aż prosił się o rewolucję. Tej nie ma – jest za to jeden z najlepszych Total Warów w historii serii. Nie idealny, ale klimatyczny, efektowny i serwujący dziesiątki godzin czystej frajdy. Słowem – świetny.

Świat skazany na zagładę

Uniwersum Warhammera stworzyła brytyjska firma Games Workshop na początku lat 80. na potrzeby bitewniaka Warhammer Fantasy Battle. Dzięki polityce hojnego użyczania marki dzisiaj korzysta z niej przytłaczająca wręcz liczba rozmaitych produktów, głównie mniej lub bardziej udanych gier wideo. Osobne uniwersum stanowi natomiast futurystyczny Warhammer 40,000 – wbrew pozorom oba światy nie są ze sobą w żaden sposób fabularnie powiązane.
Warhammer to jedno ze starszych, a zarazem najbardziej znanych uniwersów mrocznego fantasy. Tym, co nadaje mu specyficzny, ponury klimat, jest wisząca nad światem wizja ostatecznej zagłady – co jakiś czas ludziom i ich sojusznikom udaje się zapobiec katastrofie, ale finalnie walka okaże się przegrana. Siły Chaosu z potężnym Archaonem na czele zmiażdżą i zdruzgoczą raz na zawsze Stary Świat. Blisko tego właśnie momentu rozpoczyna się omawiana gra – dopiero co mianowany cesarzem został ostatni przywódca Imperium Karl Franz, a Chaos szykuje się do decydującej inwazji. W Total War: Warhammer bierzemy udział w wydarzeniach poprzedzających przepowiedziany w wielu proroctwach koniec czasów.
Jako fan Warhammera cieszę się, że twórcom ze studia Creative Assembly udało się przenieść ten ciężki klimat do gry strategicznej. To głównie zasługa wysokiego poziomu trudności – nie ma w zasadzie momentu, w którym nie groziłoby nam poważne niebezpieczeństwo; początkowo zmagamy się z innymi frakcjami czy buntownikami, a kilkadziesiąt tur później na Stary Świat spada nawałnica potężnych sił Chaosu i jego spaczonych podwładnych z Norski. Atmosferę wzmacniają nie tylko efektowne filmiki wprowadzające w każdą z czterech kampanii, ale także takie drobne szczegóły jak np. oprawa mapy strategicznej, muzyka czy projekty jednostek. Nawet dopracowany interfejs oraz cytaty pojawiające się w trakcie wczytywania bitew i zapisów (choć czasem niezrozumiałe dla laików) udanie zapoznają nas ze światem Warhammera.
Zdarzają się, niestety, sytuacje, kiedy mechanika gry Total War góruje nad klimatem Warhammera. Lord wampirów wygłaszający przemowę do swoich... niekumatych ożywieńców czy możliwość wypuszczenia pojmanych w trakcie bitwy... szkieletów – bardzo żałuję, że twórcy nie uniknęli tych drobnych wpadek. Klimatu nie niszczą, o to nie trzeba się martwić, ale fanów uniwersum mogą nieco drażnić.