Recenzja drugiego epizodu gry Hitman - niemal perfekcyjna włoska robota
Agent 47 po krótkich wakacjach otrzymuje kolejne zlecenie, tym razem w słonecznych Włoszech. Jeśli komuś dłużyło się czekanie na drugi epizod, misja „Świat jutra” powinna wynagrodzić to z nawiązką.
Misja w Paryżu powiodła się, ale miałem wątpliwości, czy wszystko odbyło się tak, jak powinno. Wielokrotnie analizowałem poszczególne etapy, sytuacje, zastanawiałem się, czy można było postąpić inaczej, zrobić coś lepiej, choćby oszczędzić tych paru pechowców, których ubrań tak potrzebowałem. Sam już nie wiem, ile razy rozegrałem to wszystko ponownie w myślach – za każdym chyba podświadomie omijając moment pajacowania na wybiegu jak jakiś model, za to pozbywając się tych paru innych bufonów, którzy wtedy weszli mi w drogę. Byłem aż tak monotematyczny, że Diane kazała mi jechać na wakacje i na chwilę zapomnieć o „pracy”. Miałem dość Francji, ale musiałem zostać w Europie – słoneczna plaża we Włoszech wydawała się idealnym miejscem na mały przymusowy urlop. Ta przerwa rzeczywiście mi się przydała, ale tak naprawdę nie mogłem się już doczekać, kiedy pojawi się kolejne zlecenie, kiedy w laptopie ujrzę ekran: „Ściągam aktualizację...”. Okazało się, że agencja znalazła mi coś na miejscu, zadanie w miasteczku tuż obok – w malowniczej Sapienzie.
Podobnie jak w przypadku innych gier epizodycznych postanowiliśmy wystawić końcową ocenę kontraktom Hitmana dopiero po ukazaniu się ostatniego odcinka cyklu.
Włoska robota
Słoneczna miejscowość w misji „Świat jutra” wprowadza zupełnie nową jakość do przygód Hitmana, a paryski pałac z poprzedniego epizodu, ograniczony ścianami i pełen ludzi, wydaje się teraz wręcz klaustrofobicznym doznaniem. Sapienza to taki uroczy mikroświat – leniwe, wakacyjne miasteczko z kafejkami, skuterami i spacerującymi urlopowiczami. Teren nie jest zbyt duży i z czasem odkrywamy, że wszędzie można się szybko dostać mniej lub bardziej ukrytymi skrótami. Pierwsze wrażenie wprawia jednak w zachwyt, ponieważ Sapienza jest jednocześnie zwarta i spójna, ale też niezwykle zróżnicowana. Oprócz centralnie umiejscowionej posiadłości ekscentrycznego naukowca (naszego celu) znajdziemy tu plażę, przystań, rynek, ratusz, cmentarz, kościół, wąskie uliczki pełne sklepów i mieszkań możliwych do eksploracji, a nawet wykute skale podziemne tajne laboratorium – wszystko sensownie i logicznie ze sobą połączone. Uczucie przebywania w prawdziwym i tętniącym życiem miasteczku jako zwykły turysta jest tak silne, że na początku z pewnością wybierzemy się na małą przechadzkę, ignorując wszelkie sugestie dotyczące zaplanowania akcji.