Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 19 lipca 2005, 13:05

autor: Hanna Skrzypczak

Zlot fanów gry Red Dragon

W dniach 15-17 lipca 2005, w Jeziorach Małych koło Poznania, odbył się ogólnopolski zlot fanów sieciowej strategii Red Dragon. Oto sprawozdanie z tej imprezy.

Spis treści

15 lipca

Zlot rozkręcał się powoli... Małymi grupkami, co jakiś czas, do ośrodka wczasowego przybywali zlotowicze. Niezbyt komfortowy dojazd i wyjątkowo gorący dzień nie sprzyjały takiemu przedsięwzięciu, ale nie zrażeni niczym uczestnicy natychmiast przystępowali do intensywnego zapoznawania się i witania starych znajomych. Ośrodek wypełniał się okrzykami typu „wyobrażałem sobie ciebie zupełnie inaczej” lub „który z was to...”. Z lubością oddawano się zajęciom w podgrupach, od kąpieli w jeziorze, po granie w brydża włącznie. Jedyną zestresowaną osobą była Śliweczka – organizatorka zlotu, z powodu dosyć eufemistycznego opisu warunków sanitarnych, jaki przedstawił jej wcześniej właściciel ośrodka. Jednakże nawet to nie popsuło humoru zlotowiczom, przecież brak zasłonek pod prysznicem, nie przeszkodził jeszcze nikomu we wspólnym, radosnym i beztroskim spędzaniu wolnego czasu. Jedynym odczuwalnym przez wszystkich minusem był brak działającej stołówki, ale i na ten problem szybko znaleziono rozwiązanie, jakim okazała się pobliska pizzeria (która dzięki zlotowi zapewne potroiła swoje tradycyjne weekendowe dochody).

Wszyscy z niecierpliwością czekali na pojawienie się głównego administratora – Ramiresa, od którego oczekiwano, że do ogólnego rozluźnienia i nicnierobienia wprowadzi odrobinę organizacji... ale nie wprowadził. Dużym zawodem dla wszystkich było niepojawienie się Damage’a, gwiazdy czy też atrakcji turystycznej forum gry, znajomego Pudziana z siłowni i posiadacza BMW M-Power. Wszystkich uczestników razem udało się zgromadzić dopiero na rozdawaniu identyfikatorów. Jednak niemiłą niespodzianką dla wielu z nich okazała się konieczność zapłacenia za możliwość publicznego obnoszenia się z własnym nickiem na piersi. Niektórzy postanowili zdobyć swoje plakietki podstępem, jednak rozdające niczym lwice broniły do nich dostępu i większość prób zakończyła się fiaskiem.

Po tym krótkim wspólnym epizodzie uczestnicy powrócili do własnych zajęć. Głównym tematem rozmów prowadzonych przy grillach, spontanicznych ogniskach bądź też przy stołach zastawionych różnorakimi trunkami były opowieści reddragonowe, w których, niczym jak w opowieściach wędkarskich, w których to ryby rosną z czasem, ledwo wygrane wojenki urastają do rangi wielkich batalii, a przegrane pomija się milczeniem. W zakamarkach ośrodka kwitło knucie, spiskowanie, zawiązywano nowe sojusze, kłócono się... lub po prostu oddawano się pomniejszym przyjemnościom na świeżym powietrzu. Pod dachy zlotowiczów zapędziła na moment bardzo widowiskowa letnia burza, ale już chwilę po niej, w cieplejszym odzieniu wszyscy wrócili do zajęć sprzed deszczu, a do pójścia do łóżek zmusił ich dopiero świt.