filmomaniak.pl Newsroom Filmy Seriale Obsada Netflix HBO Amazon Disney+ TvFilmy

Filmy i seriale

Filmy i seriale 28 maja 2020, 09:41

autor: N. S.

Siły Kosmiczne wcale nie takie silne – recenzja serialu Space Force od Netflix

Wiedzieliście, że USA formuje własne siły kosmiczne? Netflix z pomocą twórców kultowego The Office postanowił stworzyć serial satyryczny na ten temat. Sprawdziliśmy, czy Space Force jest rzeczywiście kosmicznie zabawne!

PLUSY:
  1. ciekawa tematyka;
  2. różnorodny humor;
  3. zabawne dialogi;
  4. bardzo aktualna satyra;
  5. odcinki o optymalnej długości.
MINUSY:
  1. przedstawienie życia prywatnego bohaterów bywa nudne;
  2. od połowy serialu temat zdaje się wyczerpywać;
  3. zdarzają się nieprzetłumaczalne nawiązania i gra słów.

Podobno zaczęło się od tego, że sama nazwa i idea stworzenia specjalnych kosmicznych sił zbrojnych po prostu rozbawiła pracowników Netflixa. Pomysł zrobienia o tym serialu podsunięto Steve’owi Carellowi oraz Gregowi Danielsowi, czyli twórcom jednego z najzabawniejszych amerykańskich seriali, The Office. Fani tej serii z entuzjazmem przyjęli pierwsze doniesienia o powstawaniu Space Force.

Szczegóły działań militarnych nie są udostępniane publicznie, dlatego scenarzyści mogli swobodnie popuścić wodze fantazji i skupić się na wszystkich absurdach tego nietypowego zjawiska. Potencjał rzeczywiście jest ogromny – wizja kolonizacji Księżyca, wyścig zbrojeń z Chinami czy Rosją oraz militaryzacja przestrzeni kosmicznej mogą stanowić barwne tło dla polityczno-obyczajowej satyry. Chociaż Carell znów wciela się w przełożonego, mimo wszystko generał Mark R. Naird nie jest Michaelem Scottem. Space Force trochę próbuje być The Office, a trochę nie. Ostatecznie pozostawia widzów z pewnym niedosytem – niezależnie od tego, czy są fanami Biura, czy nie mieli okazji go oglądać.

Space Force – o co w ogóle chodzi?

Chociaż tworzenie sił kosmicznych faktycznie brzmi trochę absurdalnie, w Ameryce wszystko jest możliwe. Kwestia ta nie tylko bawi, ale też intryguje. Nic dziwnego, że natychmiast znalazła się w obrębie zainteresowań filmowców – gotowy temat po prostu sam się pojawił! Pod koniec 2019 roku prezydent USA Donald Trump podpisał ustawę o budżecie Pentagonu na 2020 rok o rekordowej wysokości 738 miliardów dolarów. Część pieniędzy została przeznaczona na stworzenie nowej, szóstej jednostki amerykańskich sił zbrojnych. US Space Force ma koncentrować się na działaniach w przestrzeni pozaziemskiej, uznanej przez USA i NATO za piąty wymiar zaangażowania bojowego. Nie jest to więc wymysł scenarzystów, tylko próba przedstawienia tego zjawiska w krzywym zwierciadle. Wiele osób dowie się o tych działaniach właśnie z serialu.

Chociaż Trump wprost powiedział, że kosmos jest „najnowszym obszarem wojennym”, siły kosmiczne nie będą służyć do działań zbrojnych. Ich głównym zadaniem ma być ochrona infrastruktury satelitarnej, w szczególności jednostek wykorzystywanych do komunikacji, nawigacji oraz obserwacji. Z wypowiedzi ekscentrycznego prezydenta USA można jednak łatwo wywnioskować, że jest zainteresowany podbojem kosmosu. Współczesna militaryzacja, a także (w pewnym sensie) komercjalizacja Księżyca są w związku z tym głównym punktem odniesienia dla całej produkcji.

Analitycy amerykańskiego think-tanku CSIS dowodzą w swoim najnowszym raporcie z kwietnia 2020 roku, że funkcjonowanie satelity może być w dość prosty sposób zakłócone za pomocą specjalnej wiązki lasera (kwestia ta jest poruszana w serialu). Oficjalnie wspomina się o potrzebie zabezpieczenia się przed działaniami organizacji przestępczych, ale trudno nie odnieść wrażenia, że może to być współczesny wyścig zbrojeń. Rosja, Iran, Chiny, Korea Północna i Indie rzeczywiście mobilizują swe siły. Okazuje się, że nie wszystkie problemy przedstawione w serialu są absurdalne! Pozostaje mieć nadzieję, że nie będziemy świadkami prawdziwych „gwiezdnych wojen”.

Space Office, czyli workplace comedy

Głównym bohaterem serialu jest Mark R. Naird (Steve Carell) – doświadczony pilot i generał. Gdy jego zasługi zostają uhonorowane czwartą gwiazdą na pagonach, ma nadzieję, że wkrótce przejmie dowództwo nad siłami powietrznymi USA. Zamiast tego musi stanąć na czele nowo utworzonych sił kosmicznych. Mark jest mimo wszystko niezwykle oddany swojej pracy, dlatego wraz z żoną i córką zmienia swoje życie o 180 stopni, przeprowadzając się do odległego Kolorado. Razem z doktorem Adrianem Mallorym (John Malkovich) prowadzi tajną bazę wojskową, tworzy zespół astronautów, a w międzyczasie wykonuje kolejne misje zlecane przez Biały Dom.

Pierwszy sezon składa się z dziesięciu odcinków o średniej długości ok. 30 min. Każdy przedstawia nową historię, ale fabularnie są oczywiście ze sobą powiązane. Zgodnie z zapowiedzią obserwujemy różne etapy procesu tworzenia Space Force – od kompletowania zespołu po projektowanie mundurów galowych. Każdy temat stanowi pretekst do żartów, gagów i autoironii.

Przez większość czasu akcja toczy się w bazie, która jest przedstawiona w nierealistyczny sposób. Nie chodzi jednak o jej wygląd, a o relacje pracowników. Zamiast placówki wojskowej przypomina pod tym względem typową korporację. Mamy tu do czynienia m.in. z intrygami zazdrosnych współpracowników, przepychankami słownymi, plotkowaniem w stołówce, a nawet imprezami integracyjnymi. Serial wpisuje się w popularny w Ameryce gatunek workplace comedy, czyli komedię, której akcja toczy się w miejscu pracy. Główną osią fabuły jest żmudna droga do osiągnięcia wyznaczonego przez prezydenta celu, czyli założenia bazy na Księżycu oraz zdobycia dominacji w kosmosie. Poszczególne etapy i kolejne misje są często absurdalne lub po prostu rozbrajająco głupie.

Pod względem wizualnym serial wypada poprawnie. Wykorzystywane rekwizyty prezentują się dość realistycznie, tak jak i sama baza. Oczywiście wiele elementów zostało podkoloryzowanych lub podporządkowanych fabule, ale nic jakoś szczególnie nie razi. Startujące rakiety czy satelity unoszące się w przestrzeni kosmicznej robią dobre wrażenie. Często otoczenie dodatkowo stanowi element komediowy – warto przyjrzeć się np. wyposażeniu gabinetu generała Nairda. Poza tym kilka ujęć nawiązuje do znanych filmów o podobnej tematyce, np. Armageddonu Michaela Baya.

Muzyka przez większość czasu przyjemnie dopełnia akcję i buduje odpowiedni klimat. Czasami bywa niezauważalna. Urozmaiceniem są amerykańskie hity, często śpiewane przez głównego bohatera w chwilach, w których ten nie radzi sobie ze stresem i próbuje się uspokoić.

Twórcy konsultowali się z astronautami i naukowcami, dlatego pojawiające się w serialu dywagacje naukowe oraz techniczne są w większości zgodne z prawdą. Z tego względu osoby zainteresowane astronomią będą raczej usatysfakcjonowane tymi odniesieniami.

TWOIM ZDANIEM

SF wolę oglądać...

W wydaniu poważnym
90,9%
W lekkiej konwencji przygodowej/blockbusterowej
6,1%
W wersji na wesoło.
3%
Zobacz inne ankiety