Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 31 marca 2005, 09:17

autor: Piotr Bielatowicz

Ys: The Ark of Napishtim - zapowiedź

„Ys: The Ark of Napishtim” jest grą prostą, z fabułą pozbawioną wielkich ambicji i bez scen walki przebijających hollywoodzkie produkcje. Zamiast tego skupia się na nieskomplikowanej, ale przez to bardzo wciągającej i bezpretensjonalnej rozgrywce.

Pewnie większość ludzi czytających tę zapowiedź słyszało o serii Ys, której szóstą odsłonę za chwilkę będę miał przyjemność przedstawić, tyle co i ja jeszcze jakiś tydzień temu – czyli dosłownie nic. Winę za to ponosi zapewne fakt, iż od ostatniej części, która wyszła poza granice Kraju Kwitnącej Wiśni, minęło już 10 lat. I jeśli sądzić po jakości najmłodszej przedstawicielki erpegów spod znaku Ys, pozostaje mieć jedynie żal do wydawców za pozbawienie nas możliwości zagrania w szereg naprawdę wciągających pozycji.

Gra to prosty jRPG z naciskiem położonym na liniowe popychanie standardowej, aczkolwiek przyjemnej w odbiorze fabuły, oraz równie schematyczną akcję (choć ponownie bardzo przyjemną). Rozwijając kolejno te dwa aspekty, zacznę może od zawiązania akcji.

Głównym bohaterem, oraz znakiem charakterystycznym dla całej serii Ys, jest czerwonowłosy wojownik Adol Christin. Tuż przed rozpoczęciem omawianej gry uciekał właśnie siłom militarnym Romun na pirackim statku, gdy któryś z nadgorliwych oprawców wydał rozkaz ostrzelania naszej łajby z dział przyciężkiego kalibru. W efekcie podróż kontynuowaliśmy niesieni Wielkim Wirem, prądem morskim, który na zakończenie wyrzucił nas na plażę wyspy zamieszkałej przez długouchą rasę Radha. Tak kończy się intro i jednocześnie zaczyna właściwa gra.

Odnajdują nas i opiekują się nami dwie siostry będące siostrzenicami lokalnego wodza plemiennego. Starsza przy okazji pełni funkcję kapłanki strzegącej w wiosce starożytnego ładu. To także ich wstawiennictwu zawdzięczamy opatrzenie ran, gdyż większości tubylców jest nam niechętna, z powodu pochodzenia z wrogiej rasy Erezjan. Po odzyskaniu sił musimy więc zapracować sobie na szacunek okolicznych mieszkańców, pokonując lokalnego bossa. I tak dochodzimy do drugiego głównego elementu gry, czyli walki.

W przeciwieństwie do większości erpegów z Japonii, potyczki są tu rozgrywane w czasie rzeczywistym, zaś sama gra to typowy hack & slash z nastawieniem na szybkość wduszania przycisku odpowiedzialnego za cios, niż na jakąkolwiek głębszą taktykę. Nie znaczy to oczywiście, że gra jest zupełnie pozbawiona jej elementów. Przede wszystkim, poza zwykłym cięciem mieczem (w całej grze występują trzy różne miecze, każdy z nich możemy zaś dodatkowo odpowiednio ulepszyć po uzbieraniu odpowiedniej ilości kryształów Emel) mamy jeszcze dwa ruchy związane ze skokiem. Pierwszy to półobrót, drugi polega z kolei na pionowym przybiciu oponenta do ziemi. Właściwe ich używanie wobec różnego rodzaju przeciwników oraz skuteczne unikanie ich specyficznych ataków (także skokami) to, wraz z odpowiednim dopakowaniem postaci, klucz do sukcesu. Sami przeciwnicy poza atakami utrudniają nam życie także swoją ilością – często walczymy nawet z kilkunastoma oponentami na raz.

Wspomniałem o pakowaniu postaci – jest to ukłon w stronę staroszkolnych tytułów. Możemy praktycznie od początku gry zwiedzić większość lochów czy jaskiń, jednak w rzeczywistości kolejność ich zaliczania jest ściśle ustalona właśnie poziomem rozwoju naszego herosa (wystarczy, iż przeciwnik będzie parę leveli wyżej i już nie mamy w starciu szans). Pojawiają się też często zarzuty o wysoki poziom trudności, ale ja nie do końca się z nimi mogę zgodzić – przy poświęceniu odpowiedniego czasu na dopracowanie statystyk przechodzenie kolejnych lokacji nie sprawi nikomu problemu. Wyjątkiem mogą być poziomy z większą ilością skakania, gdzie bez pewnej wprawy można się na trochę przyciąć. Także niektórzy bossowie także mogą zająć trochę czasu, ale tylko do momentu rozpracowania odpowiedniego na nich sposobu.

Oprawa audiowizualna budzi mieszane odczucia, chociaż więcej w niej pozytywów. Wszystkie obiekty i postacie w grze są w pełni trójwymiarowe, jednak zarówno kamera – zawieszona sztywno, niemal pionowo nad ziemią, jak i specyficzne teksturowanie i cieniowanie obiektów przywołują skojarzenia z estetyką dwuwymiarowych pozycji sprzed paru lat. Na szczęście ultrapłynna (raptem w paru lokacjach widać krztuszenie się konsoli, objawiające się „chropowatym” scrollingiem ekranu) i dobrze dopracowana w zakresie ruchów postaci animacja ratuje sprawę i ostatecznie rozstrzyga kwestię odbioru grafiki na korzyść gry.

Co do strony dźwiękowej – muzyka świetnie wpasowuje się w koncepcję grafiki, tzn. przygrywają nam proste melodie zrealizowane w starym stylu, które jednak nie męczą zbytnio, a przez większość czasu wręcz uprzyjemniają rozgrywkę. W wersji prasowej, którą testowałem niestety nie było podłożonych głosów postaci, więc tutaj wstrzymam się od oceny. Wersja końcowa ma zawierać pełen dubbing wszystkich dialogów w grze, na razie do przekazania charakteru postaci, z którymi rozmawiamy, musiały wystarczyć bardzo ładnie wyrysowane w stylu manga portrety naszych rozmówców (umieszczone u dołu ekranu, obok wypowiadanych kwestii).

Ys: The Ark of Napishtim jest grą prostą, z fabułą pozbawioną wielkich ambicji napisania nowej japońskiej epopei narodowej czy scen walki przebijających widowiskowością hollywoodzkie produkcje. Zamiast tego skupia się na nieskomplikowanej, ale przez to bardzo wciągającej i bezpretensjonalnej rozgrywce. Jest to jeden z nielicznych jRPG-ów, przy których można się porządnie zrelaksować bez konieczności rozgrzewania szarych komórek – już prędzej przyda się dobrze wyćwiczony kciuk. Dodatkowego smaku dodaje towarzyszący grze klimat staroszkolnych pozycji z okresu panowania S/NES-a. Polecam zarówno fanom RPG-ów, jak i zręcznościówek.

Piotr „Cct” Bielatowicz

Ys: The Ark of Napishtim

Ys: The Ark of Napishtim