Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

World of Warcraft: Battle for Azeroth Publicystyka

Publicystyka 9 maja 2018, 15:08

World of Warcraft: Battle for Azeroth – wciąż król, ale czy ciągle MMORPG?

Najnowszy dodatek do dzieła Blizzarda ma prawo się podobać i zdecydowanie zachęci graczy do powrotu. Raczej nie groźna mu konkurencja, chociaż nie wszystko złoto, co się świeci…

Z wypiekami na twarzy oglądałem zeszłoroczny BlizzCon. Wieść o tym, że Blizzard planuje World of Warcraft Classic mnie zachwyciła, ale mój miernik emocji eksplodował dopiero przy zapowiedzi Battle for Azeroth. Deweloper po raz kolejny stanął na wysokości zadania, jeśli chodzi o cinematic. Przygotowywane nowości również pozwalały wierzyć, że król MMORPG ma się dobrze i czeka go świetlana przyszłość. Po spędzeniu ponad 30 godzin w zamkniętych beta-testach potwierdzam – jest bardzo dobrze. Ale...

Nie wszystko okazuje się takie fajne, jak się wydawało, że może być. Na 14 sierpnia 2018 roku zaplanowano oficjalną premierę dodatku i nie zanosi się na to, by wiele elementów miało ulec zmianie względem wersji testowej. Nie oznacza to jednak, że bawiłem się źle. Nie, zwyczajnie oczekiwałem czegoś więcej. To rozszerzenie koncentruje się na konflikcie pomiędzy Przymierzem a Hordą. Spodziewałem się zatem soczystego PvP na każdym kroku. A co dostałem?

WoW fabułą stoi

W WORLD OF WARCRAFT: BATTLE FOR AZEROTH OTRZYMAMY:
  1. sprzymierzone rasy wspierające obie strony konfliktu, posiadające swoje historie oraz zdolności;
  2. dwa kontynenty z unikatowymi ścieżkami fabularnymi;
  3. maksymalny poziom postaci podniesiony do 120;
  4. ekspedycje na wyspy w trzyosobowych grupach z możliwością spotkania innych graczy;
  5. RTS-owe misje PvE dla dwudziestoosobowej ekipy, które mają przypominać kampanie z kultowej strategii Blizzarda;
  6. legendarny amulet Heart of Azeroth, który uwolni zaklęte moce naszego ekwipunku.

Testując Battle for Azeroth dostałem… grę dla jednego gracza z opcjonalnym trybem kooperacji. World of Warcraft niestety coraz bardziej skłania się ku zwykłemu multiplayerowi. Wiem, część z Was potraktuje to, co napisałem, z oburzeniem i chętnie obrzuci mnie obelgami (jak typowa Horda!). Niemniej podczas testowania rozszerzenia odniosłem wrażenie, że król MMORPG przestał pasować do tego gatunku.

Zaczynamy zabawę od kampanii wprowadzającej, która różni się w zależności od wybranej strony konfliktu. Ja stworzyłem undead rogue’a (chciałem wyprostować mu kręgosłup u fryzjera), więc broniłem Undercity przed atakiem wojsk Przymierza. System dobrał mi jednego gracza do pomocy, ten jednak okazał się zupełnie zbędny. Wprowadzenia nie da się przegrać, zatem równie dobrze mogłem bawić się sam. Sama misja natomiast została zrealizowana po mistrzowsku i ma ogromne znaczenie fabularne, dlatego oszczędzę Wam spoilerów.

Zaznaczyć jednak muszę, że Blizzardowi udało się zachęcić mnie do sprawdzenia drugiej strony konfliktu. Jestem przy tym przekonany, że znajdą się gracze, którzy stworzą dwie postacie, aby przetestować wstęp fabularny do Battle for Azeroth, bo pod względem przedstawionej historii to prawdziwe mistrzostwo. Ze swej strony dodam, że Sylvanas zdecydowanie zyskała jako postać. Wiem, że część graczy odwróci się od warchief Hordy, bowiem jej metody działania nie wszystkim będą pasować. Sam też zamierzam tak zrobić, ponieważ „ja nie być taki ork”!

Podczas testów rozmawiałem z innymi graczami na temat tego zabiegu fabularnego. Sporo osób martwi się, że Blizzard ponownie postawi na recykling i zmieni Sylvanas w głównego przeciwnika dodatku. Hordziacy obawiają się powtórki sytuacji z Garroshem. Według mnie do tego nie dojdzie, bowiem Horda pod dowództwem Mrocznej Pani jest po prostu inna. Prędzej zakładałbym rozpad frakcji.

Sylvanas zdecydowanie wpłynie na Hordę.

Prawie jak single player

Po ukończeniu wstępu czekało na mnie zadanie specjalne – w moim przypadku infiltracja stolicy Przymierza. Wykonywałem je sam, towarzyszyli mi jedynie NPC. Przyznaję, że całość zrobiła na mnie wrażenie i przyjemnie było skradać się ulicami Stormwind, a nawet spotkać kilka ważniejszych postaci. Problem tylko w tym, że tego typu misje kompletnie nie pasowały mi do charakteru MMORPG. Miałem bowiem poczucie, że gram w pozycję single player, i o ile dobrze się bawiłem, tak jednak spodziewałem się czegoś innego.

Bardzo przyjemna misja, szkoda tylko, że dla pojedynczego gracza.

Sytuacja bardzo się nie zmieniła, gdy trafiłem na Zandalar. To nowy kontynent, na którym będą zdobywali doświadczenie gracze Hordy. Do dyspozycji Przymierza oddano natomiast Kul Tiras, które przy najbliższej okazji chętnie zwiedzę. Wyspa trolli zamieszkana jest przez dinozaury, więc nie zdziwcie się, gdy podczas wycieczki co chwilę natraficie na przerośnięte gady. Zresztą pomiędzy punktami z misjami poruszamy się na grzbiecie pterodaktyla – przyznaję, że to miła odmiana po dotychczasowych wierzchowcach.

Samo Zandalar zapiera dech w piersiach. Stolica plemienia trolli przypomina budowle cywilizacji Majów. Na mnie zrobiły wrażenie swoich przepychem, wielkością oraz bogactwem, chociaż na największą uwagę zasługują mieszkańcy. Nie sposób się bowiem nie uśmiechnąć, słysząc specyficzny akcent trolli, u których będziemy gościć.

Stolica trolli w Zandalar robi wrażenie.

Szybko otrzymałem Heart of Azeroth, czyli specjalny naszyjnik, który zastąpi artefakty znane z Legionu. Zasada jego rozwijania pozostała taka sama jak przy broni. Podróżując po Azeroth, zbieramy Artifact Power, ulepszający amulet. Po zgromadzeniu właściwej ilości, przedmiot osiąga poziom, poprawiając swoje statystyki. Z czasem odblokowuje też dostęp do specjalnych właściwości innych części ekwipunku (o czym później).

To nadal stary WoW

Podobnie jak w Legionie w Battle for Azeroth również możemy wybrać miejsce startowe naszej przygody. Sami decydujemy, którą część kontynentu zwiedzimy najpierw. Dodatek wyposażony został w skalowanie znane z poprzedniego rozszerzenia, więc nie ma się czego obawiać, jeśli chodzi o zadania o zbyt wysokim stopniu trudności czy o zbyt ciężkich przeciwników. Wszystko dostosowane jest do gracza.

Nie mamy jednak większego wyboru w przypadku misji. Główne questy fabularne każdy musi przejść, jeśli chce odblokować dostęp do większości elementów gry. W efekcie ponownie udajemy się od wykrzyknika do wykrzyknika, zbierając zioła, zabijając potwory itp. Na tym polu bez zmian, ale ponownie odniosłem wrażenie, że nie potrzebuję towarzystwa. Nawet wyzwaniom grupowym bez problemu stawiałem czoła samodzielnie. Nikt nikomu nie przeszkadzał, bo nie dało się ukraść choćby mobka – wystarczy drasnąć przeciwnika, a ten i tak zostanie zaliczony do zadania czy otrzymamy z niego loot.

Klimatu dodatku odmówić nie można.

Odnosiłem wrażenie, że uczestniczę w kampanii fabularnej, przygotowanej specjalnie dla mnie. Nie jest to nic nowego, bo taki zabieg zastosowano w poprzednich dodatkach, ale w Battle for Azeroth wyjątkowo mocno dało się to odczuć. To JA jestem bohaterem Azeroth i to JA ponownie ocalę wszystkich – nie ma znaczenia, że setka graczy dookoła robi dokładnie to samo.

Szczególną „atrakcją” było nieudane fazowanie się jednego z NPC. W pewnym momencie miałem porozmawiać z przeciwnikiem, który dusił trolla ze sprzymierzonego klanu. Potem miałem pogadać z owym nieszczęśnikiem, gdy dusiciel znikł. Dostałem kilka zadań i wróciłem do nieboraka po godzinie. Znalazłem go w powietrzu, ponownie duszonego, ale przez niewidzialną siłę (Darth Vader?!). Okazało się, że gracz obok był dopiero na wcześniejszym etapie zadania i świat gry musiał pójść na pewien kompromis...

Obdarte ze skóry, nieumarłe dinozaury?

W tym wszystkim grało się naprawdę dobrze. Zadania zostały ciekawie pomyślane i nie nudziłem się mimo wrażenia samotności. Zdecydowanie polecam serię misji u Bwonsamdiego, który ma ciekawe poczucie humoru. Eksploracja lokacji również okazała się opłacalna. Podczas wycieczek można natrafić na elitarnych przeciwników. Mają oni więcej życia niż standardowe mobki, a do tego dysponują atakami specjalnymi. W nagrodę z kolei otrzymujemy Artifact Power oraz często niezły ekwipunek. Ten pierwszy jest najistotniejszy, bowiem dzięki niemu wzmacniamy nasz amulet. Sporo AP dostajemy z zadań, ale polecam zwyczajnie polować na elitki.

Artefakty odeszły do lamusa, pora na magiczny naszyjnik

Co się zaś tyczy samego Heart of Azeroth, to na ten moment jest średnio. Naszyjnik wzmacniamy i gdy osiągnie odpowiedni poziom, pozwoli wybrać traita w ekwipunku. Problem tylko w tym, że najpierw musimy pozyskać sprzęt z Azerite Powers. Spokojnie, taki ekwipunek nie jest ciężki do zdobycia, a pierwsze egzemplarze dostaje się za wykonywanie misji. Nie każdy przedmiot będzie mógł jednak skorzystać z dobrodziejstw amuletu. Na ten moment dodatkowe bonusy można odblokować w przypadku hełmu, naramienników oraz napierśnika. Do tego są trzy poziomy traitów, zależne od mocy (poziomu) Heart of Azeroth.

W efekcie gracze w danej części ekwipunku decydują o trzech efektach specjalnych, których chcą używać. Niektóre przypisane są do klas postaci, a niektóre są neutralne. Wybór jest spory, jednak jak do tej pory nie znalazłem niczego wyjątkowego. Ot, były to zwyczajne wzmocnienia. Z czasem może się to zmienić, gdy World of Warcraft wzbogaci się o większą ilość sprzętu z Azerite Powers – Blizzard zadeklarował bowiem, że im rzadszy i lepszy ekwipunek, tym zapewni lepsze traity.

Towarzystwa w grze nigdy nie brakuje.

Szczerze? Na ten moment o wiele bardziej podobały mi się artefakty z Legionu, które wydawały się bardziej namacalne. Heart of Azeroth było dla mnie ciekawym urozmaiceniem, ale nie wywróciło mojego świata do góry nogami. Tak samo zresztą było z Warfronts, w których brałem udział. To szumnie zapowiadany specjalny tryb, stanowiący przeniesienie RTS-owej kampanii z Warcrafta III: Reign of Chaos. Brzmi dumnie, ale rzeczywistość okazała się zdecydowanie nudniejsza. Przede wszystkim w przypadku tego trybu nie sposób przegrać – można jedynie go nie uruchomić. Frakcje rywalizują bowiem ze sobą (zbierając surowce) o możliwość odpalenia Warfronts.

Kto wygra, ten może cieszyć się tym trybem PvE. Dwudziestoosobowa grupa bierze udział w działaniach wojennych, gdzie mierzy się z przeciwnikami sterowanymi przez komputer. Klimat jest i sporo elementów zostało tu przeniesionych z kultowej strategii Blizzarda. Mamy zarządzanie surowcami, rozbudowywanie bazy, ale całość bardziej przypomina mi grę MOBA. Nasi żołnierze biegną swoimi liniami i walczą z wojskami wroga. My zaś, jako jednostki mocniejsze, pomagamy im, z czasem przejmując kolejne punkty. Pierwsze trzy razy były fajne, ale potem wiało już nudą, bowiem brakowało realnego zagrożenia. Liczyłem na to, że po drugiej stronie barykady staną inni gracze, a nie NPC.

Nie wszystkie nowości są takie fajne...

Nie, to nie jest Exalibur.

Na szczęście inny reklamowany element gry wypadł zdecydowanie lepiej. Ekspedycje na wyspy odblokowujemy po przejściu kampanii fabularnej, więc nawet nie liczcie na omijanie zadań. Warto je robić, bowiem nagroda w postaci tej endgame’owej aktywności jest tego warta. Trzyosobowa drużyna wyrusza na wyspę, gdzie można zdobyć azerite. Na miejscu czekają ukryte skarby, mnóstwo mobów oraz wrodzy gracze, o ile zdecydujemy się na PvP. Warunkiem zwycięstwa jest zebranie 6 tysięcy azerite. Przeciwna strona – niezależnie, czy to gracze, czy NPC – rywalizuje z nami o ten surowiec.

Brzmi prosto, ale zabawy jest co niemiara. Mamy bowiem mały zespół, a same wyspy są proceduralnie generowane – możemy natrafić na podobny wygląd, ale lokacja będzie oferować inne misje, potwory czy skarby. I wiecie co? Nawet sobie nie wyobrażacie, jakie to satysfakcjonujące, i to nawet z komputerowym przeciwnikiem! Zwłaszcza że można mu podnieść poziom trudności, a sami rywale nie są zwykłymi, szeregowymi NPC. Podczas ekspedycji walczymy również z postaciami, które odcisnęły swoje piętno na historii Azeroth. Problem tylko w tym, że ponownie wszystko to jest mało MMORPG-owe, a bardziej multiplayerowe czy kooperacyjne.

World of Warcraft ma już 14 lat!

Tak, dzieło Blizzarda jest stare, rzekłbym nawet, że bardzo stare. I – niestety – widać ten upływ czasu. Przydałoby się, by król zmienił silnik graficzny i zaoferował lepszą jakość wizualną. Niemniej twórcom należą się szczere brawa za wyciśnięcie z gry wszystkiego, co było możliwe. Pamiętam jej początki, graficzną ewolucję podczas Cataclysmu czy nowinki z Legionu. Wszystko to jednak blaknie przy tym, co oferuje Battle for Azeroth. Gra prezentuje się prześlicznie: pozmieniano modele postaci, dodano mnóstwo szczegółów, co zwyczajnie cieszy oko. Mimo to obawiam się, że to maksimum tego, na co stać World of Warcraft, jeśli chodzi o grafikę. Niemniej najnowsze rozszerzenie udowadnia, że produkcja ta może się ładnie zestarzeć.

...chociaż większość z nich daje radę!

Pewną ciekawostką są również statystyki. I w tym dodatku zapowiedziano ograniczenie ogromnych liczb. Niestety, nie mam pewności, czy to jedynie na potrzeby bety, czy może to urok Battle for Azeroth, ale mój rogue miał strasznie mało życia. Startowałem z poziomem 110, mając około 17 tysięcy punktów HP. Obrażenia zadawałem również w przedziale od 2 do 4 tysięcy i o ile mnie pamięć nie myli, takie liczby występowały za czasów dodatku Wrath of the Lich King. Nie wiem, czy to zmiana, która przetrwa do dnia premiery, ale ja byłem z niej zadowolony.

Jeden z trudniejszych przeciwników.

Co się zaś tyczy samej walki, to tu w zasadzie zostało po staremu. Nie ma żadnej rewolucji w klasach postaci. Nieco poprzerabiano talenty i dodano kilka nowych (mój rogue w specjalizacji subtlety miał dwa talenty nieaktywne), ale nie porywano się na żadne większe modyfikacje na tym polu. Wydaje mi się jednak, że przeciwnicy nieco zyskali, bowiem nie padają tak szybko. Nie stanowią większego wyzwania, ale nie pełnią też funkcji worków do bicia.

Z kolei rasy sprzymierzone to taki mały dodatek do rozrywki. Dużo osób je testowało i ja również sprawdziłem, czy gra się nimi jakoś inaczej. Jednak oprócz walorów estetycznych nie wnoszą do zabawy nic więcej, dlatego szybko wróciłem do swojego wyprostowanego undeada. Gdyby jednak plotki o liso-wiewiórkach (Vulpera!) okazały się prawdziwe, wtedy bez wahania zmieniłbym rasę.

Król nadal wygląda ładnie.

Jestem niezadowolony z tego, że testuję betę Battle for Azeroth. Zaspoilerowałem sobie wiele elementów fabuły i widziałem grę w niedokończonym stanie. Zdecydowanie zepsuje mi to zagłębienie się w dodatek po jego premierze. Z drugiej zaś strony – dzięki temu wiem, że na pewno zakupię to rozszerzenie oraz przedłużę abonament. Mimo całego mojego marudzenia jestem przekonany, że World of Warcraft pozostanie królem. A że coraz mniej w nim MMORPG, to już inna kwestia – widocznie ten gatunek musi ewoluować w tę stronę. Dzieło Blizzarda nie jest bowiem jedynym tytułem, który postawił na takie rozwiązania. Tutaj jednak smakują one wyjątkowo dobrze. Niech żyje król multiplayerowego RPG!

O AUTORZE

Z Battle for Azeroth spędziłem już ponad 30 godzin i w tym czasie nie udało mi się wszystkiego odkryć. Głównie dlatego, że Blizzard ciągle raczy nas kolejnymi aktualizacjami, które wprowadzają następne nowości. Sytuacji nie polepszyło również skalowanie poziomów, przez co expi się wolniej (dla mnie to plus), oraz przymus rozwijania artefaktowego medalionu. Na domiar złego w pewnym momencie utknąłem w fabule przez błąd w grze i musiałem czekać na pomoc deweloperów. Czy żałuję? Nie, wbrew pozorom ciągle mi mało i w dniu premiery z przyjemnością zacznę od początku, ale po drugiej stronie konfliktu.

ZASTRZEŻENIE

Dostęp do beta testów dodatku Battle for Azeroth otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy MondayPR, obsługujące w Polsce Blizzarda.

Patryk Manelski

Patryk Manelski

Chciał być informatykiem, potem policjantem, a skończyło się na „dziennikarzeniu” na UŚ. Tam odkrył, że można połączyć pasję do grania z pisaniem. Następnie bytował w kilku redakcjach, próbując przekonać wszystkich, że gry MMO są najlepsze na świecie. Tak trafił do działu publicystyki na GOL-u, gdzie niestrudzenie kontynuuje swoją misję – bez większych sukcesów. W przerwach od walenia z axa hoduje cyfrowe pomidory, bawiąc się w wirtualnego farmera. Nie mając własnego ogródka, zadowala się opieką nad drzewkiem bonsai. Kręci go też jazda na rowerze, zaś czytać lubi mangę i fantastykę. A co najważniejsze, pochodzi z Sosnowca, gdzie zresztą mieszka i z czego jest dumny!

więcej

World of Warcraft: Battle for Azeroth

World of Warcraft: Battle for Azeroth