Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

WildStar Publicystyka

Publicystyka 2 października 2015, 15:04

autor: Luc

WildStar free-to-play – czy darmowy model służy kosmicznej grze MMO?

WildStar miał był pogromcą World of Warcraft. Pomimo tego, że produkcja nie była zła, nie zebrała odpowiedniego grona graczy – co wymusiło przejście na model free-to-play. Zajrzeliśmy więc na darmowego Nexusa!

PLUSY:
  • wciąż niezwykle ciekawy system walki;
  • uproszczony dostęp do rajdów;
  • system kontraktów;
  • lekko poprawiona oprawa graficzna.
MINUSY:
  • nienaturalne zmiany w sposobie poruszania się;
  • nieco zbyt duże różnice między płacącymi a darmowymi graczami.

Ach, WildStar... Gra, która ponad rok temu absolutnie oczarowała mnie swoim pomysłem na odświeżenie gatunku MMORPG. Gra, przy której przez miesiąc bawiłem się równie udanie jak w czasach debiutującego World of Warcraft. Gra, o której po dobiciu do maksymalnego poziomu niemal całkowicie zapomniałem i która w chwilę po premierze zaczęła borykać się z tysiącem problemów – wychodząca na jaw przesadna hardkorowość (w praktyce kompletnie się to nie sprawdziło) czy zalew botów to tylko czubek góry lodowej, o którą WildStar – że tak to ujmę – się rozbił. Baza graczy kurczyła się z miesiąca na miesiąc i studio Carbine, widząc, że „coś jest nie tak”, w końcu postanowiło zmienić obrany kierunek. Efekt? Tytuł niedawno przeszedł na model free-to-play, doczekał się też sporej aktualizacji zmieniającej kilka istotnych rzeczy. Jak to wszystko wypada w porównaniu z tym, co widziałem kilkanaście miesięcy temu?

Problemy i lagi

Obecnie WildStar przeżywa drugi raz to samo, co zdarzyło się w momencie premiery – ogromne zainteresowanie graczy przełożyło się na problemy z serwerami. To niestety coraz powszechniejsza sytuacja – że przypomnę tylko niesławny debiut Diablo III – zakładam jednak, że za kilka dni wszystko wróci do normy.

Warstwa wewnętrzna i zewnętrzna

Wszystkich aspektów gry dokładnie omawiać nie będę (możecie się z nimi zapoznać w pierwszej recenzji), co najwyżej krótko do nich nawiążę, by nadać reszcie tekstu nieco kontekstu. Skupię się głównie na zmianach, jakie udało mi się zaobserwować w trakcie czasu spędzonego z wersją beta oraz już po oficjalnym przejściu WildStara na darmowy model biznesowy. Na początek: fabuła. Tu bez niespodzianek – modyfikacji nie doczekaliśmy się praktycznie żadnych, bo i nie było takiej potrzeby. Wciąż zaczynając jako przedstawiciel jednej z dwóch frakcji, staramy się dowiedzieć, co doprowadziło do zniknięcia potężnej rasy Eldanów, a także poznać pozostałe sekrety niedawno odkrytej planety Nexus. W tym przypadku pamięć może mnie odrobinę zawodzić, ale odniosłem wrażenie, że w paru miejscach pojawiło się kilka nowych linii dialogowych, nie mogłem skojarzyć również niektórych z widzianych przerywników, choć to w sumie całkowicie poboczna kwestia. Oczywiście od momentu premiery doszło trochę nowych wątków, misji oraz przygód, ale w gruncie rzeczy fabuła, tak jak i wcześniej, stanowi jedynie tło naszych działań i mało kto będzie się na niej skupiać.

Witamy dawnych znajomych!

O aspektach technicznych zazwyczaj wspominam dopiero w końcowej części recenzji, ale tym razem drobny wyjątek. O ile w przypadku przerywników filmowych nie do końca byłem pewny, czy coś się nie zmieniło, tak przy oprawie graficznej nie mam żadnych wątpliwości. Nie są to poprawki wybitnie spektakularne – modele wyglądają po prostu nieco ostrzej, broń nie wydaje się już tak ogromna jak kiedyś, tu i ówdzie widać zastosowanie lepszego oświetlenia. WildStar wciąż jest lekko cukierkowym tytułem o komiksowym zacięciu, co z pewnością nie każdemu odpowiada, ale ci, którym wcześniej to nie przeszkadzało, docenią zmiany, na jakie zdecydowało się studio Carbine.

Stare lokacje zwiedza się o wiele przyjemniej.

Trochę nowego, trochę tego samego

No dobrze, ale podziwiając widoki, Nexusa nie podbijemy, pora więc przejść do akcji. W nowym kreatorze postaci mamy do dyspozycji te same opcje co wcześniej, jednak wszystko prezentuje się o wiele schludniej i bardziej przejrzyście, stworzenie własnego bohatera nie powinno więc zająć nikomu przesadnie dużo czasu. Gdy trafimy nareszcie na powierzchnię planety, przyjmujemy kolejne zadania i oddajemy się szaleństwu na polu bitwy. Walka jest dokładnie taka, jak była, ale trudno nazwać to zarzutem! Wciąż polega na dynamicznym zmienianiu pozycji, bieganiu i celowaniu poszczególnymi umiejętnościami – stojąc w miejscu, szybko giniemy, czarowanie i pociąganie za spust wymaga więc odrobiny zręczności. Od początku system ten bardzo mocno przypadł mi do gustu i wracając do WildStara, z przyjemnością stwierdziłem, że moje preferencje pozostały takie same. Starcia nadal są niezwykle różnorodne, a gdy zdecydujemy się wziąć udział w potyczkach PvP, konia z rzędem temu, kto zorientuje się w tym, co się dzieje. Kosmiczny Dziki Zachód w pełnym wydaniu!

Tworzenie postaci wygląda nieco inaczej, ale obyło się bez rewolucji.

Oczywiście w niektórych aspektach dotyczących naszego funkcjonowania w świecie gry zaszły jednak pewne zmiany. Na przykład w... bieganiu. Tak jak do tej pory mogliśmy w razie potrzeby przyśpieszyć bieg na określony czas, tak teraz sprint aktywowany jest automatycznie. Przemierzając Nexusa – czy to na piechotę, czy w pojeździe – przemieszczamy się w absolutnie zabójczym tempie. Ma to swoje plusy i minusy, choć tęskniący za starym systemem mogą go częściowo przywrócić. Za pomocą odpowiedniego przycisku na klawiaturze możemy przełączać się między chodzeniem, sprintem i stanem pośrednim, gdzie przyśpieszamy w tradycyjny sposób, choć już bez miernika zmęczenia. Mimo że od ostatnich sesji z WildStarem minęło sporo czasu, siła nawyku brała u mnie górę – domyślne przyśpieszenie wydało mi się kompletnie nienaturalne i błyskawicznie z niego zrezygnowałem, choć jestem w stanie zrozumieć motywy, jakie kierowały twórcami. Zmierzając w stronę szybszej, prostszej i wygodniejszej rozgrywki, musieli po prostu coś takiego wprowadzić.

Rajdowanie dla każdego

WildStar free-to-play – czy darmowy model służy kosmicznej grze MMO? - ilustracja #2

Rozpoczynając rajd, należy nastawić się na kolejną zmianę – całkowicie zniknęły wariacje oferujące udział jednocześnie 40 osobom. Zamiast tego wszystkie wyzwania wymagają „zaledwie” 20-osobowej drużyny. Rajdy nie wyglądają już może równie widowiskowo, a za nami nie stoi cała armia kompanów, ale przynajmniej znacznie łatwiej zebrać odpowiedni skład i koordynować jego działania.

Wspomniane uproszczenia widać chyba jednak najlepiej na przykładzie rajdów. Struktura większości misji, przygód i instancji pozostała identyczna (choć niektóre z nich nieco zmodyfikowano pod kątem napotykanych wyzwań), ale proces dostrajania do rajdów... Oryginalnie pokonanie wszystkich etapów pozwalających na wzięcie w nich udziału było prawdziwą drogą przez mękę i nawet przy pełnym zaangażowaniu w grę potrzebowaliśmy minimum dwóch tygodni. Dziwaczne misje, zabijanie gigantycznych bossów swobodnie przemierzających planetę, odpowiednio szybko kończone wyzwania i cała reszta innych, naprawdę przesadnie trudnych zadań – wszystko to odrzucało niemal każdego. Od teraz jednak wygląda to całkowicie inaczej – skupiając się na instancjach i przygodach oraz kupiwszy odpowiedni kryształ, jesteśmy w pełni gotowi do rajdowania i... to tyle. Żadnych superhardkorowych wymagań, po prostu naturalna kolej rzeczy.

System kontraktów przypadnie go gustu mniej zaangażowanym graczom.

Okazjonalni gracze jednak i tak zapewne zdecydują się na system kontraktów – to spora nowość, polegająca na wykonywaniu pomniejszych, krótszych zleceń (np. zabiciu określonej liczby przeciwników), za które otrzymujemy specjalne punkty. Gdy zgromadzimy ich wystarczająco dużo – czeka na nas worek z atrakcyjnymi nagrodami, które wcześniej dało się zdobyć jedynie poprzez nieprzyzwoicie długi grind. Miłe i przyjemne usprawnienie, oferujące zajęcie także tym, którzy nie chcą spędzać przy grze setek godzin. Grając mniej, nie pozostają również tak mocno w tyle jak wcześniej, choć absolutnie najlepszy ekwipunek wciąż zarezerwowany jest jedynie dla najbardziej zagorzałych fanów. Jak dla mnie – obie strony wygrywają.

Twórz i płać

Usprawnienia zawitały także do systemu craftingu. Wprawdzie ten ani w obecnej, ani w poprzedniej formie kompletnie mi nie odpowiadał, niemniej osoby lubujące się w masowym wytwarzaniu przedmiotów powinny być zadowolone z nowości. Ścieżkę wykuwania broni czy pancerza znacznie skrócono i teraz wszystko jest gotowe po dwóch, trzech kliknięciach. Wybieramy „trzon”, decydujemy o niektórych statystykach (te doczekały się w nowym WildStarze solidnej przebudowy) i gotowe. Oczywiście im potężniejsza jest projektowana w ten sposób broń, tym większe ryzyko niepowodzenia. Nie ma w tym wielkiej filozofii, ale oszczędność czasu trudno zanegować.

No to się wpakowaliśmy…

Największą spośród zmian stanowi jednak, rzecz jasna, przejście na model free-to-play. WildStara pobrać, zainstalować i ukończyć może bezpłatnie absolutnie każdy, bez żadnych ograniczeń. Niemniej gdy przyjrzymy się temu, co otrzymują subskrybenci, a co grający za darmo, różnice widać gołym okiem. Gdzieś pośród tego wszystkiego znajduje się jeszcze trzecia grupa „tych, którzy kiedyś kupili grę”, ale poza większą pulą postaci oraz miejscem na ekwipunek nie wyróżnia się ona niczym szczególnym. Regularnie płacący mogą oczywiście liczyć na specjalne bonusy – znacznie szybciej zdobywają doświadczenie i umiejętności, mają większe szanse na udane stworzenie przedmiotu, większą ilość zdobywanej gotówki i materiałów, możliwość tworzenia i zapraszania do gildii, priorytet przy logowaniu do gry, większy plecak, a czasy odnawiania wskrzeszania są w ich przypadku o połowę krótsze... Wymieniać można by tak jeszcze w nieskończoność, ale wszystkie te „usprawnienia” łączy jedno – nie są one jedynie czysto kosmetyczne. Płacąc, szybciej się rozwijamy i szybciej zdobywamy ekwipunek, co nie każdemu zapewne przypadnie do gustu, szczęśliwie żaden z tych elementów nie uniemożliwia grającym za darmo korzystania w pełni z zabawy. Do wyboru zamiast wykładania na stół realnych pieniędzy na abonament jest oczywiście jeszcze system C.R.E.D.D. pozwalający aktywować subskrypcję za wirtualną walutę, wymaga to jednak sporej ilości godzin spędzonych z grą. W jej obrębie funkcjonuje od teraz także specjalny sklep, w którym za prawdziwą gotówkę kupować można nowe kostiumy czy wyposażenie do własnego domu.

Logując się każdego dnia otrzymujemy dodatkowe nagrody.

Znajomy kosmos

Jak więc podsumować WildStara po przemianach? Z jednej strony to wciąż ta sama gra, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie rok wcześniej – pełna ciekawych, choć nie nowatorskich rozwiązań, interesujących mechanik i ze świetną walką. Do tego doliczyć trzeba aktualnie znacznie uproszczony dostęp do rajdów, czyli do prawdopodobnie najciekawszej części rozgrywki! Jednak patrząc na całość z innej perspektywy... Podobnie świetnie gra prezentowała się i wcześniej, a mimo wszystko ostatecznie okazała się kompletną klapą. Twórcy nie potrafili zaoferować czegoś, co przyciągałoby na dłużej, gracze się wypalali... Uderzanie na siłę w klimaty „starego World of Warcraft” po prostu się nie sprawdziło. Dziesięć lat temu byłby to absolutny hit, ale teraz... Jako tradycyjna gra MMORPG WildStar jest naprawdę bardzo dobrą pozycją i tak też postanowiłem ją ocenić. Tylko, czy na takie tytuły jest jeszcze w ogóle miejsce na współczesnym rynku?

WildStar

WildStar