Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 13 kwietnia 2011, 09:40

autor: Łukasz Malik

Wiedźmin 2: Zabójcy Królów - Wrażenia z pierwszego aktu

Pierwszy akt utwierdził mnie w przekonaniu, że gra Wiedźmin 2 będzie jedną z najważniejszych produkcji tego roku. Sądząc po fabule, szykuje się naprawdę wielki hit.

Pierwszy akt utwierdził mnie w przekonaniu, że gra Wiedźmin 2 będzie jedną z najważniejszych produkcji tego roku. Dla osób ceniących w erpegach zgrabnie prowadzoną fabułę, ciekawe zadania poboczne i iskrzące dialogi Zabójcy Królów okażą się spełnieniem marzeń.

Przejście tej części gry zajęło mi kilkanaście godzin (nie wliczając prologu), dodatkową godzinę poświęciłem na zbadanie drugiego zakończenia. Tutaj przechodzimy do meritum – strona, po której się opowiemy, ma decydujący wpływ na otaczający nas świat i ludzi. To nie pusty marketingowy bełkot – po prostu dostaniemy inny zestaw questów głównych w drugim akcie. Nie chcę rzucać frazesami, typu: „świat u Sapkowskiego nie jest czarno-biały”, ale naprawdę nie mam bladego pojęcia, która ze ścieżek jest bardziej prawa (tak, tak, zwykle starałem się grać po jasnej stronie mocy). Zresztą sam Geralt zdaje się być nie do końca pewien, czy wybrał właściwą drogę.

W drugim Wiedźminie nie mogło zabraknąć Jaskra i Zoltana.

Nadrzędnymi wątkami głównymi są tytułowi Zabójcy Królów oraz powracająca pamięć Białego Wilka – tu fani twórczości Sapkowskiego powinni już zacierać ręce, oprócz poukrywanych skrzętnie smaczków i nawiązań do książek jedno z głównych zadań ma ścisły związek z sagą. Trzeba jednak zaznaczyć, że osoby niezaznajomione z literacką wersją Wiedźmina czy nawet niegrające w pierwszą część nie powinny czuć się zagubione w opowiadanej historii. Oczywiście – spotykamy starych, dobrych znajomych. Do Triss, z którą baraszkowaliśmy na początku prologu, dołącza Jaskier i Zoltan (z nimi na szczęście nie baraszkujemy) – na obydwu panów natykamy się już na początku, w dość nietypowych okolicznościach.

Przez główny wątek przewija się kilka niezwykle barwnych postaci i różnorodnych zadań. Nie mniej ciekawie jest z questami pobocznymi (pozdrowienia dla trolla alkoholika). Nawet zlecenia na potwory z tablicy ogłoszeń, które znamy z pierwszej części, zostały sprytnie rozbudowane. Biorąc takowe, jeśli dotyczy nieznanego typu plugastwa, musimy posiąść wiedzę na jego temat – tę zdobywamy z książek, podobnie jak w pierwszej części. Nowością jest uczenie się wiedźmińskiego fachu poprzez praktykę. Wybieramy się do lasu, a gdy licznik trupów dobije do odpowiedniej wartości, zyskujemy wystarczający poziom wiedzy na temat danego monstrum. Możemy przeczytać, jak się zachowuje, jakie znaki, ciosy czy oleje na miecze są w jego przypadku najskuteczniejsze. Jednak nagrodę wiedźmin dostaje dopiero za zwalczenie problemu u źródeł: na przykład za zniszczenie legowisk bądź jaj składanych przez królową (i pozbycie się samej królowej).

Zadania poboczne też są o tyle ciekawe, że praktycznie nie znajdziemy w nich typowych „fedexów”, a wszystkie misje zdają się być spójne z fachem Geralta. Oczywiście większość możemy mniej lub bardziej wyrafinowanie zakończyć na co najmniej dwa sposoby. Choć na mapie przeważnie widnieje znacznik miejsca, w które musimy się udać, to jednak w wielu zadaniach po prostu nie występuje, a rozwiązanie nie jest podane na tacy. Na przykład, poszukując pewnego trofea łowieckiego, na które jeden z mieszkańców wsi wyrywał dzierlatki, musimy łazić po domach i patrzeć na ściany, by znaleźć winowajcę. Podobnie jak w pierwszym Wiedźminie bezkarnie da się łupić ludziom domostwa – ale braku implementacji mechanizmów własności, znanych np. z Obliviona, czy Gothica w żaden sposób nie uznaję za wadę produkcji RED Studio.

Na jedenastym poziomie, na którym skończyłem pierwszy akt, udało mi się trochę rozwinąć moje drzewko umiejętności. Skupiłem się na szermierce, a najbardziej przydatną zdolnością okazał się kontratak – gdy jesteśmy w pozycji bloku i zdążmy nacisnąć lewy przycisk myszy (pojawia się specjalna ikonka), Geralt wykonuje śmiertelnie niebezpieczny cios z półobrotu. W zwalczaniu potworów pomagają także bomby i pułapki, które możemy rozstawiać. Rodzajów zarówno jednych, jak i drugich jest kilka – ogłuszają, oślepiają, podpalają przeciwnika, nawet wabią w konkretne miejsce.

Gęsty las robi olbrzymie wrażenie.

Pułapki i broń wykonujemy u rzemieślników – musimy posiadać odpowiednie instrukcje i komponenty. Ten sposób jest tańszy od zakupu gotowych przedmiotów.

Nasz wiedźmin nie zapomniał oczywiście alchemii, a oprócz eliksirów nauczył się także robić bomby. Zasady nie uległy większym zmianom – podobnie jak w przypadku rzemiosła powinniśmy mieć odpowiednie składniki oraz przepisy. Eliksiry warzymy i pijemy tylko w trybie medytacji, po wyjściu z niego, przez czas wyświetlany na małym znaczniku, jesteśmy pod wpływem magicznej substancji. Wniosek jest jeden – do trudniejszych potyczek trzeba się dobrze przygotować.

Pod ostatnim tekstem nieco niepotrzebnie wywołałem małą burzę na temat wymagań sprzętowych. Opisywane przeze mnie problemy ze spadkiem wydajności w nowej lokacji już się nie powtórzyły. Co więcej w ustawieniach ultra i w pełnym HD (1920x1080) dało się grać komfortowo, a Wiedźmin 2 na dużym ekranie telewizora wygląda kapitalnie. Największe wrażenie zrobił na mnie las, gęsto porośnięty ogromnymi drzewami, pełen wzniesień i ruin elfickiej architektury – stosunkowo niewielki rozmiar tej lokacji z nawiązką zwraca jej doskonały projekt.

Pierwszy akt niesłychanie zaostrzył mój apetyt na pełną wersję gry, z niecierpliwością wypatruję 17 maja. Z każdą godziną spędzoną z Zabójcami Królów zanikały moje obawy, że coś może pójść nie tak – to po prostu murowany hit.

Łukasz „Verminus” Malik

Wiedźmin 2: Zabójcy Królów

Wiedźmin 2: Zabójcy Królów