Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Driftland: The Magic Revival Publicystyka

Publicystyka 7 czerwca 2016, 16:01

Widzieliśmy Driftland: The Magic Revival – fantastyczne połączenie Heroesów i Majesty

Polscy weterani branży zrzeszeni pod nazwą Star Drifters szykują bardzo interesującą strategię, która garściami czerpie z takich tytułów jak Heroes of Might and Magic i... Majesty.

DRIFTLAND: THE MAGIC REVIVAL W SKRÓCIE
  1. niebanalna gra strategiczna typu RTS z elementami 4X;
  2. klimat klasycznego fantasy, ale po... magicznej apokalipsie;
  3. nastawienie na ograniczenie mikrozarządzania;
  4. strategia łatwa do nauczenia się, ale trudna do osiągnięcia mistrzostwa;
  5. mapy składają się z unoszących się nad powierzchnią planety wysp;
  6. mniej jednostek – za to każda ma imię i poziom doświadczenia;
  7. tryby dla jednego i wielu graczy;
  8. tytuł ukaże się na PC i nie będzie mieć przesadnych wymagań sprzętowych;
  9. wczesny dostęp jeszcze w tym roku; premiera w połowie 2017.

„Chcę zrobić grę, z której będę dumny do końca życia” – powiedział nam Michał Sokolski, współzałożyciel studia Star Drifters, które pracuje obecnie nad unikatową strategią czasu rzeczywistego w klimatach fantasy. Słowa te brzmią przekonująco, bo Driftland: The Magic Revival zaskakuje świeżością podejścia do klasycznych rozwiązań, pełną detali oprawą graficzną (kłania się Unreal Engine 4), a także ciekawą próbą dogodzenia zarówno hardkorowym fanom gier strategicznych, jak i ich casualowym kolegom. Na branżowej konferencji Digital Dragons mieliśmy okazję porozmawiać z twórcami i zobaczyć – jako pierwsi na świecie – jak tytuł sprawdza się w akcji. To, co widzieliśmy, deklaracja z początku akapitu, a także pasja, ponad 20-letnie doświadczenie i oryginalne pomysły autorów pozwalają przypuszczać, że Driftland okaże się prawdziwą strategiczną perełką z Polski. Mówiąc krótko: jest na co czekać!

Gwiezdni włóczędzy z doświadczeniem

Driftland: The Magic Revival - fantastyczne połączenie Heroesów i Majesty - ilustracja #2

Za strategią Driftland: The Magic Revival stoi niezależne studio Star Drifters. Siedziba firmy znajduje się w Warszawie, a pracuje w niej na co dzień ok. dziesięciu osób – nie jest to więc wcale taki mały zespół. Warto podkreślić, że studio założyli Michał Sokolski oraz Krzysztof Jakubowski, weterani branży. Doświadczeni deweloperzy swoją pierwszą firmę uruchomili jeszcze w 2000 roku, ale najwięcej osiągnęli, współtworząc CI Games, odpowiedzialne m.in. za serię Sniper: Ghost Warrior czy RPG Lords of the Fallen.

Magiczna apokalipsa

W Driftland: The Magic Revival przenosimy się do klasycznego świata fantasy, który powoli otrząsa się ze skutków magicznej katastrofy sprzed setek lat. Dawno, dawno temu, wiele galaktyk stąd, była sobie planeta zamieszkiwana przez cztery rasy. Jak można się domyślić, mieszkańcy nie potrafili żyć w zgodzie – ciągle trwała wojna, sporadycznie tylko przerywana kruchymi rozejmami. W trakcie walk tak ochoczo korzystano z czarów, że planeta zaczęła się rozpadać. Dopiero wtedy magowie doszli do porozumienia i zużyli wszystkie zasoby magii na stworzenie potężnego zaklęcia utrzymującego świat we względnej równowadze. Zanik magii doprowadził do upadku świata. Cywilizacje, oparte do tej pory na czarach, cofnęły się w rozwoju; część kultur zniknęła na zawsze, inne tylko zdziczały... Teraz, po setkach lat powracają okruchy magii, a wraz z nimi ludzie, którzy potrafią je wykorzystywać – nowi czarodzieje. Tworzą swoje państwa i starają się odtworzyć podupadłą kulturę – wtedy jednak znowu wybuchają wojny. Gracz wciela się w jednego z owych magów, organizuje własne państwo i walczy z innymi o dominacją nad światem.

Ta prosta opowieść zarówno pełni funkcję tła dla kampanii fabularnej, składającej się z powiązanych ze sobą misji (na wzór Heroes of Might and Magic czy Age of Wonders III), jak również stanowi pretekst do stworzenia wyjątkowo intrygującego świata. Oto mapa, na której gramy, składa się z unoszących się nad rozpadającym się jądrem planety wysp. Całość wygląda efektownie i dość oryginalnie jak na gry strategiczne, kojarząc się odrobinę z Bastionem, niezależnym RPG studia Supergiant Games.

Żyć jak krasnolud z elfem

W Driftland: The Magic Revival występują cztery różne rasy. Ludzie są najbardziej uniwersalni i przodują w gospodarce. Krasnoludy nie ujeżdżają neutralnych stworzeń – w zamian tworzą własne machiny latające. Mają również strzelby w miejsce łuków i – co łatwe do przewidzenia – są słabsze w magii. Elfy dzielą się na leśne oraz mroczne. Pierwsze dobrze radzą sobie z czarami i naturą, a drugie są świetnymi budowniczymi i jako jedyne stawiają fortyfikacje wokół wszystkich budowli.

Latające wyspy

Driftland: The Magic Revival - fantastyczne połączenie Heroesów i Majesty - ilustracja #2

Starszym graczom Driftland powinien skojarzyć się z kultową grą strategiczną z 1991 roku – z Mega Lo Manią. Sami twórcy nie ukrywają, że inspirowali się tym reprezentantem klasyki.

Driftland: The Magic Revival będzie grą strategiczną typu RTS z elementami 4X, w której zbieramy surowce, rekrutujemy jednostki i wznosimy budynki, aby pokonać wszystkich przeciwników na proceduralnie generowanych mapach. Omawianą produkcję wyróżnia fakt, że te ostatnie składać się będą z unoszących się w powietrzu, niezależnych od siebie wysp. Korzystając z potęgi magii, da się je przesuwać – gdy zbliżą się do już zajętych przez nas terenów, możemy postawić między nimi most, włączając w ten sposób nową wysepkę do naszego królestwa. Jestem pewien, że ta oryginalna mechanika wniesie do rozgrywki sporo świeżości. Po pierwsze, mapa ma się stale zmieniać, bo królestwa będą grupować wokół siebie kolejne lądy. Po drugie, łatwo wprowadzić w ten sposób różnorodność nawet w jednym scenariuszu – wyspy dzielą się bowiem na pięć różnych biomów (mroźny, umiarkowany, pustynny etc.), nic nie stoi więc na przeszkodzie, aby obok siebie znalazły się zupełnie inne obszary. Co więcej, dochodzą do tego ciekawe zagrania, które pozwalają za pomocą magii wydrzeć daną wysepkę przeciwnikowi (niszczymy most, zrywając tym samym jej przynależność do wrogiego królestwa) – oczywiście będzie to bardzo kosztowe, niemniej możliwe. Po takim manewrze da się wykorzystać budynki wroga, ale tylko tej samej rasy.

Co ciekawe, mechanika przyciągania wysp okazała się poważnym wyzwaniem dla samych twórców. W trakcie jej projektowania autorzy spędzili sporo czasu na próbach, testując, jak np. ma wyglądać mgła wojny, w sytuacji gdy mapa stale się zmienia. Problematyczne okazało się także dynamiczne przesuwanie obiektów – deweloperzy ze Star Drifters stworzyli własne mechanizmy, bo te dostępne miały z tym kłopot.

M jak Majesty

Trudno dzisiaj stworzyć grę w całości oryginalną – ba, pytanie, czy to w ogóle możliwe? Nic więc dziwnego, że twórcy Driftland: The Magic Revival, opracowując swe dzieło, korzystali ze sprawdzonych, choć trochę już zapomnianych rozwiązań. Zacznijmy od najbardziej oczywistego skojarzenia – polska strategia powraca do idei znanych z serii Majesty. Autorzy starają się bowiem wykreować RTS-a, w którym konieczne jest planowanie, a nie szybkie klikanie w klawisze. „RTS-y stają się grami wymagającymi coraz więcej mikrozarządzania, a w efekcie umiejętności nie tyle strategicznych, co po prostu zręcznościowych. Chcę od tego odejść” – powiedział nam Michał Sokolski.

Zaczaruj mój świat

Magia odgrywa w Driftland: The Magic Revival bardzo ważną rolę. Nie tylko trzyma w ryzach rozpadający się świat, ale też pozwala na bardziej prozaiczne działania. W grze znajdzie się pięć typów czarów: ofensywne (np. deszcz ognia), przywoływania (np. magiczne oko odkrywające mgłę wojny czy teleporty), defensywne (np. leczenie), dotyczące wysp (np. przyciąganie czy zmiana biomu), a także różne aury, które zmieniają cechy jednostek na danym obszarze, np. spowalniające bądź dające bonus do punktów życia. Oczywiście, aby czarować, trzeba mieć odpowiednią liczbą punktów many.

Widać to m.in. w podejściu autorów do zarządzania poddanymi. Podobnie jak we wspomnianym Majesty, w polskiej grze nie wydamy jednostkom bezpośrednich rozkazów, a tylko ogólne polecenia, za wykonanie których przyznamy określone nagrody. Nasi podwładni sami dojdą we wskazane miejsce, zrealizują zadanie i zgarną trochę złota. Każdy z nich ma mieć też imię i poziom umiejętności, który wzrośnie wraz z nabywanym doświadczeniem (to ostatnie zwiększa się nawet za samo chodzenie czy eksplorację). W ten sposób jednostki, którymi kierujemy, zyskają bardziej indywidualny charakter. Nigdy też nie będzie ich na mapie zbyt wiele: trzydziestu poddanych to już sporo. Po masie bezimiennych oddziałów z innych gier takie podejście wydaje się bardzo odświeżające.

W grze znajdą się cztery podstawowe typy jednostek: robotnicy/chłopi, rycerze, łucznicy oraz magowie wojenni (nie należy mylić ich z postacią, w którą wcieli się gracz – główny czarodziej na mapie się nie pojawi). Na mapie spotkamy również specjalne jednostki latające, w postaci np. gryfów. Każdy taki stwór również posiada imię oraz poziom, początkowo jest też neutralny – najpierw trzeba go oswoić. Nie jest to prosta sztuka, lepiej więc, żeby nie próbował tego zwykły chłop, bo zwyczajnie zostanie pożarty – sprawniej poradzi sobie doświadczony rycerz. Jak można się domyślić, jednostki latające okażą się szczególnie cenne w świecie, który składa się z niezależnych wysp – dlatego też nie będzie ich zbyt wiele.

Siła prostoty

Driftland to nieczęsta próba połączenia gier 4X i RTS z prostotą mobilnych strategii. Dla twórców ważna jest więc ergonomia, wygoda użytkowania i prostota uczenia się zasad – np. w łatwy sposób, za pomocą jednego menu, będziemy mogli przydzielać profesje poddanym. Autorzy chcą bowiem przyciągnąć fanów strategii, którzy szukają czegoś mniej angażującego niż typowi przedstawiciele gatunku – a tu mniejsze mapy można będzie zaliczyć w parę godzin. Druga grupa, do której nadchodząca produkcja jest adresowana, to miłośnicy mobilnych strategii free-to-play, którzy lubią prostą zabawę, ale odstrasza ich wieczny nacisk na płatności. Twórcy ze Star Drifters prezentują zgoła inne podejście:

Model darmowy z mikropłatnościami odrzuciliśmy, bo nie interesuje nas tworzenie gry, w której trzeba płacić za zwycięstwo czy progres. Cierpiałaby na tym mechanika, a to ona jest dla nas priorytetem. Z naszego punktu widzenia tworzenie produkcji free-to-play to bardziej projektowanie modelu sprzedaży i jego udoskonalanie.

Dla każdego coś miłego

Wygląda na to, że w Driftland: The Magic Revival każdy znajdzie coś dla siebie, bo pojawi się kampania (szereg misji powiązanych fabułą), a także scenariusze (mapy z ustaloną liczbą królestw i konkretnymi warunkami zwycięstwa) oraz generator, czyli proceduralnie tworzone mapy z określonymi przez graczy warunkami zwycięstwa, liczbą przeciwników etc.

Nie zabraknie również trybu multiplayer. Cieszy mnie, jako miłośnika sieciowych strać z innymi, że twórcy mocno podkreślają wagę tego aspektu gry. Bardzo jestem ciekaw, jak całość sprawdzi się w meczach z żywymi przeciwnikami – przyznam, że możliwość przejęcia wyspy oponenta wydaje się dość kusząca.

Proste zasady nie oznaczają jednak uproszczeń w gospodarce. W Driftland: The Magic Revival, jak w każdej porządnej grze strategicznej, pojawią się różne zasoby (np. rudy metali, złoto, mana czy jedzenie), ale ich liczba na danej wyspie będzie ograniczona. W ten sposób twórcy zmuszą graczy do stałej ekspansji, która w pewnym momencie – gdy napotkamy przeciwników – przerodzi się w rywalizację. Tu warto zaznaczyć, że z wrogami początkowo walczyć nie musimy, gdyż za pomocą prostego systemu dyplomacji da się tworzyć sojusze. Nie zabraknie również różnego rodzaju budynków (cywilnych, wojskowych, mostów, kopalni czy wież obronnych), pełniących w pewnym sensie funkcję drzewka technologii (nie istnieje ono dosłownie, ale trzeba postawić jedne struktury, żeby odblokować inne).

Cisza przed burzą?

O Driftland: The Magic Revival jest na razie cicho, choć projekt zmierza powoli ku końcowi. Twórcy planują uruchomienie wczesnego dostępu poprzez platformę Steam jeszcze w tym roku, a pełna wersja gry powinna ukazać się do połowy 2017. Jeśli wszystko się uda, to po premierze czekają na graczy darmowe aktualizacje, wprowadzające np. nowe biomy. Autorom zależy na sukcesie produkcji, gdyż chcieliby na jej bazie stworzyć z czasem cenioną markę, a pomysłów – jak twierdzą – im nie brakuje. Cieszy mnie postawa deweloperów ze Star Drifters – obiecują np. wersję demo dla niezdecydowanych, a o wczesnym dostępie mówią tak:

Uważamy, że grę we wczesnym dostępie można wypuszczać tylko wówczas, gdy jest technicznie wykończona. Inaczej feedback, na którym nam bardzo zależy, skupi się na rzeczach oczywistych, czyli błędach. A nam chodzi o prawdziwe wsparcie społeczności.

Czy takie podejście można nazwać „efektem CD Projekt RED”? Ciężko ocenić, ale nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby otwartość i nastawienie na jakość stały się rozpoznawalnymi cechami polskiej branży gier wideo. Jeśli Driftland odniesie sukces, to studio Star Drifters dołoży do tego swoją cegiełkę.

Skąd się biorą poddani?

Ciekawie wygląda kwestia liczby poddanych, którymi kierujemy. Nie możemy ich tak po prostu rekrutować, jak w innych RTS-ach. Zamiast tego rodzą się oni sami, wymaga to jednak nadmiaru jedzenia i... wolnego czasu. W trakcie gry trzeba będzie więc tak manipulować podziałem obowiązków podwładnych, aby zawsze jakaś ich część miała wolne i zajmowała się... ekhm... tworzeniem nowych poddanych.

Wydaje się, że Driftland ma po swojej stronie wszelkie atuty niezbędne, by osiągnąć powodzenie. Są to proste zasady, opcje zarówno dla fanów grania solo, jak i miłośników starć sieciowych, oryginalna mechanika, darmowe aktualizacje – a to tylko kilka przykładów. Swego rodzaju wisienką na torcie powinna okazać się grafika, tworzona na bazie silnika Unreal Engine 4. Nieliczne obrazki przedstawiają wczesną wersję gry, ale już teraz widać, że Driftland otrzyma efektowną, szczegółową oprawę. Spodobała mi się zwłaszcza animacja rozbudowy budynków – wskazany zamek powoli i płynnie przeistacza się w swoją ulepszoną wersję, niczym w czołówce serialu Gra o tron. Mam nadzieję, że równie płynnie i efektownie polska strategia przeistoczy się z mało znanej produkcji w wielki światowy hit. Driftland: The Magic Revival ma po temu potencjał.

Adam Zechenter

Adam Zechenter

W GRYOnline.pl pojawił się w 2014 roku jako specjalista od gier mobilnych i free-to-play. Potem przez wiele lat prowadził publicystykę, a od 2018 do 2025 roku pełni funkcję zastępcy redaktora naczelnego; szefował też działowi wideo i prowadził podcast GRYOnline.pl. Studiował filologię klasyczną i historię (gdzie został szefem Koła Naukowego); wcześniej stworzył fanowską stronę o Tolkienie. Uwielbia gry akcji, RPG-i, strzelanki i strategie. Kiedyś kochał Baldur’s Gate 1 i 2, dziś najczęściej zagrywa się na PS5 i od myszki woli pada. Najwięcej godzin (bo blisko 2000) nabił w World of Tanks. Miłośnik książek i historii, czasami grywa w squasha, stara się też nie jeść mięsa.

więcej

Driftland: The Magic Revival

Driftland: The Magic Revival