Widzieliśmy Days Gone - to nie będzie klon The Last of Us
Po wielu latach przerwy Bend Studio powraca z ekskluzywnym tytułem na konsolę PlayStation 4. Choć produkt ten wydaje się mieć wiele elementów wspólnych z The Last of Us, w rzeczywistości zaoferuje zupełnie inne atrakcje.
Amerykańskie studio Bend od początku swego istnienia tworzy gry na sprzęt firmy Sony, a największą popularność przyniosła mu ceniona seria skradanek o nazwie Syphon Filter. Przez długie lata deweloperzy ci nie dostarczali produktów na „duże” konsole PlayStation, koncentrując się wyłącznie na mobilnych platformach japońskiego giganta. Teraz sytuacja się zmienia, a to za sprawą Days Gone – trzecioosobowej gry akcji, która sięga po wyeksploatowaną do granic możliwości tematykę zombie. Czy doczekamy się w tym przypadku dzieła na miarę The Last of Us? Jeszcze za wcześnie, by wyciągać tak daleko idące wnioski, niemniej tytuł ten zapowiada się na tyle ciekawie, że warto przyjrzeć mu się bliżej.

Znakomitą okazję do ujawnienia gry Days Gone stanowiła oczywiście poniedziałkowa konferencja firmy Sony. Choć imprezę zdominowała imponująca zapowiedź nowej odsłony serii God of War, to właśnie produkt studia Bend był dwukrotnie prezentowany na scenie Shrine Auditorium. To samo demo mieliśmy możliwość zobaczyć również za zamkniętymi drzwiami na targach E3, ale tym razem pokazowi towarzyszyła solidna dawka dodatkowych informacji.

USA po apokalipsie
Głównym bohaterem gry jest Deacon St. John, były łowca nagród, który po wybuchu apokalipsy zombie został typowym włóczęgą, przemierzającym na motocyklu skażone tereny USA. Obecni na prezentacji przedstawiciele studia Bend nie zdradzili, jakaż to zaraza zainfekowała sporą część populacji, dowiedzieliśmy się jedynie, że akcja toczy się dwa lata po wybuchu pandemii, a fabuła osadzona jest w czasach nam współczesnych. Deweloperom zależało, żeby świat w Days Gone przedstawiał się realistycznie i nie miał nic wspólnego z science fiction, choć – jak sami zaznaczyli – w grze znajdą się również bardziej wymyślne narzędzia zagłady.

Jednym z motorów napędowych tej produkcji będzie zbieractwo. Deacon ma bowiem do dyspozycji uproszczony system craftingu, pozwalający konstruować różnego rodzaju zabawki. Na potrzeby pokazu ujawniono jedynie schemat koktajlu Mołotowa, ale można się spodziewać, że tego typu receptur trafi się dużo, dużo więcej. Jak to zwykle bywa, przedmioty niezbędne do budowy gadżetów znajdziemy rozrzucone w różnych miejscach, dlatego kluczowym elementem gry okaże się eksploracja. Przedstawiciele studia Bend wspomnieli, że freakerzy (tak nazywają się w Days Gone zarażeni) również będą źródłem tajemniczego surowca, ale szczegółów nie chcieli podać. Składnik ten ma być jednak na tyle istotny, żeby uzasadnić polowanie na potwory.
Stalowym rumakiem przez Stany
Ważną rolę w przygodzie odegra także motocykl. Podczas prezentacji widzieliśmy maksymalnie rozbudowaną maszynę, ale po odpaleniu Days Gone będziemy ją wyposażać od podstaw, zarówno w części poprawiające parametry techniczne rumaka, jak i w torby pozwalające przewozić większą liczbę przedmiotów. Gra nie umożliwi Deaconowi prowadzenia innego pojazdu – to właśnie widziany na filmie jednoślad spełni funkcję podstawowego środka transportu. Nie otrzyma on nieskończonej ilości paliwa, więc od czasu do czasu będziemy zmuszeni zatroszczyć się o dostawę benzyny. Istotne okażą się też „juki”, bo to w nich przechowywana jest amunicja do broni palnej oraz inne użyteczne gadżety. Autorzy kilkakrotnie podkreślili, że Deacon będzie musiał dokonać selekcji wyposażenia przed wyruszeniem na wyprawę, jeśli bowiem zainteresuje nas jakiś budynek i zdecydujemy się go zwiedzić, nie będzie czasu na wracanie do motocykla po potrzebne rzeczy.

Ciekawie w Days Gone prezentują się freakerzy, czyli potwory, choć stanowczo nie nazwałbym ich oryginalnymi. Demo pozwalało zobaczyć dwa rodzaje oponentów – tzw. newtów oraz hordziarzy, którzy w pojedynkę nie stwarzają być może wielkiego zagrożenia, ale w grupie stają się śmiertelnie niebezpieczni. To właśnie zastępy tych ostatnich z takim zapałem eliminował na prezentacji Deacon, choć z punktu widzenia poszukującego zasobów śmiałka marnowanie amunicji na bezsensowne strzelanie do goniących nas pokrak nie miało wielkiego sensu. Deweloperzy wyjaśnili, że chcieli w ten sposób zwiększyć dramaturgię filmu i pokazać, że życie w czasach zarazy do łatwych nie należy. Temu samemu miała także służyć ostatnia scena, w której bohater ląduje w pozornej pułapce bez wyjścia.

To nie jest The Last of Us
Skoro o potworach mowa, warto wspomnieć także o interaktywnych elementach otoczenia, którymi Deacon posłuży się w walce. W sytuacjach podbramkowych, gdy któryś ze zdechlaków zdoła nas złapać, Days Gone odpali system quick time eventów (QTE). Wciskając szybko wskazany na ekranie klawisz, będziemy w stanie uwolnić się z chwytu i uderzyć stworem o jakiś obiekt, o ile ten ostatni znajdzie się w pobliżu. Bohater będzie mógł również użyć występujących w świecie gry przedmiotów podczas ucieczki. Na pokazie zobaczyliśmy fragment, w którym nasz podopieczny szybko przecina linę podtrzymującą deski, a te przygniatają biegnących za nim zombiaków. W podobny sposób Deacon wykorzystał bale drewna, przytwierdzając do nich prosty ładunek wybuchowy. Eksplozja nie była duża, ale w zupełności wystarczyła, by wyrzucić pniaki w powietrze i unieszkodliwić tych nieszczęśników, którzy akurat znaleźli się pod nimi.

Days Gone bazuje na Unreal Enginie 4 i prezentuje się bardzo przyzwoicie. Autorzy specjalnie osadzili akcję gry w takiej części USA, by móc wykorzystać zróżnicowane warunki terenowe i zachęcić eksploracji. Podobnie jak The Last of Us produkt studia Bend uraczy nas dość przygnębiającym klimatem, poza tym jednak już teraz wydaje się mocno różnić do tego, co widzieliśmy w niedawnym hicie Naughty Dog. Niestety, to na razie wszystko, co jesteśmy w stanie Wam powiedzieć. Na kolejne szczegóły dotyczące tego tytułu z pewnością poczekamy jeszcze długo – wydaje się mało prawdopodobne, aby trafił on do sprzedaży przed wakacjami przyszłego roku.
