Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 25 listopada 2010, 13:47

autor: Adrian Werner

Warhammer 40,000: Space Marine - zapowiedź

Twórcy cyklu Dawn of War szykują na przyszły rok grę akcji osadzoną w tym samym świecie. Czy okaże się ona równie dużym hitem jak jej RTS-owe poprzedniczki?

Uniwersum Warhammera 40,000 powstało w 1987 roku na potrzeby figurkowej gry bitewnej stworzonej przez firmę Games Workshop. W przeciwieństwie do sporej części popularnych licencji ta akurat miała sporo szczęścia do wirtualnych adaptacji. Zdecydowana większość produkcji bazujących na tej marce prezentowała co najmniej przyzwoity poziom. Sęk w tym, że były to głównie różnego rodzaju gry strategiczne. Znacznie gorzej wygląda sprawa, jeśli chodzi o pozycje zręcznościowe. Dostaliśmy co prawda wspaniałe dwie części Space Hulka, ale ostatnia z nich ukazała się kilkanaście lat temu. Z kolei w 1996 roku zapomniana już dzisiaj firma Mindscape szykowała się do wypuszczenia FPS-a zatytułowanego Warhammer: Dark Crusaders, ale jego jakość okazała się tak słaba, że praktycznie gotową już grę wyrzucono do kosza i jedyne, co z niej zostało, to scenki przerywnikowe, wykorzystane potem w strategii turowej Final Liberation. Od tego czasu wydana została jedynie strzelanka Fire Warrior, ale na nią lepiej litościwie spuścić zasłonę milczenia. Futurystycznej edycji Warhammera wyraźnie nie powodzi się w gatunku gier akcji, więc firma THQ (obecny posiadacz licencji) uznała, że trzeba w końcu coś z tym zrobić. By zagwarantować wysoką jakość projektu, postanowiono zaangażować do niego Relic Games, które tworząc cykl strategii Dawn of War, doskonale zaznajomiło się z realiami tego świata. Tak właśnie narodził się Space Marine, czyli projekt, mający dać wreszcie fanom zręcznościówkę, na jaką zasługuje marka tego kalibru.

Inwazję zielonoskórych mogą powstrzymać jedynie Kosmiczni Marines.

Akcja gry będzie toczyć się w jednym ze światów podległych władzy Imperium Ludzkiego. Ta konkretna planeta jest o tyle cenna, że stanowi jedno z głównych przemysłowych centrów, zajmujących się produkcją uzbrojenia wojskowego. Dlatego gdy hordy orków rozpoczynają inwazję na jej powierzchnię, sytuacja robi się na tyle poważna, że rezultat starcia może zadecydować o przyszłości naszej rasy. Wcielamy się w Titusa z legionu Ultramarines, który wraz z podobnymi sobie wojownikami zostaje wysłany, by zatrzymać triumfalny pochód zielonoskórych. Kosmiczni Marines tacy jak on to zmodyfikowani genetycznie żołnierze, przeobrażeni w perfekcyjne maszyny do zabijania. Jak to wydawca ładnie określił, łączą oni wszystkie najlepsze cechy swoich ziemskich poprzedników – mają kondycje spartan, honor samurajów, determinację krzyżowców i zmysł taktyczny rzymskich centurionów. Dodajmy do tego wyposażone w egzoszkielety superwytrzymałe pancerze bojowe i otrzymujemy wojowników o sile rażenia małej armii.

Pierwszy rzut oka na Space Marine od razu przywodzi skojarzenia z Gears of War – biegamy po zniszczonych lokacjach żołnierzem o muskulaturze, której pozazdrościć mogliby mu nawet najbardziej oddani amatorzy sterydów. Kamera przez większość czasu pokazuje jego plecy, a gdy znajdzie się on blisko wrogów, potrafi wbić im w bebechy miecz łańcuchowy. Nie brzmi to zbyt oryginalnie, ale należy pamiętać, że to właśnie Warhammer 40,000 stworzył te odrobinę oklepane już dzisiaj schematy, więc narzekanie na nie ma taki sam sens, jak biadolenie, że Władca Pierścieni to typowe fantasy.

Na szczęście pracownicy Relica nie idą na łatwiznę i nie zamierzają kopiować rozwiązań Epic Games. Zamiast tego dostaniemy grę, która w pełni odda to, jak potężnymi maszynami do zabijania są Kosmiczni Marines. Przede wszystkim nie ma mowy o jakimkolwiek systemie osłon. W Gears of War połowę walk spędzało się skulonym za przeszkodą. W Space Marine taką taktykę stosują jedynie tchórze i słabeusze, czyli innymi słowy – nasi przeciwnicy. Widok odzianego w potężną zbroję sługi Imperatora kucającego za cienkim murkiem byłby zresztą komiczny i twórcy doskonale zdają sobie z tego sprawę. Zamiast tego cała zabawa ma polegać na wpadaniu w sam środek wrogich oddziałów i zamienianiu ich w orkowy tatar. Pomoże nam w tym rozbudowany system walki, pozwalający na wykorzystywanie szerokiego asortymentu broni i ciosów.

Oczkiem w głowie ludzi ze studia Relic jest zadbanie, by kontrolowanie Titusa sprawiało masę frajdy. Dlatego każde trafienie ma swoją siłę i brak sytuacji, w których nieprzyjaciel radośnie przyjmuje na klatę cały magazynek nim wreszcie łaskawie raczy wyzionąć ducha. To dlatego w Space Marine nawet zwykłe karabiny maszynowe załadowane są wybuchającymi kulami, więc wszystko, co znajdzie się na linii lotu naszego pocisku, będzie mieć problem z pozostaniem w jednym kawałku. Oczywiście, pojawią się też bardziej wytrzymali przeciwnicy, tacy jak odziani w specjalne zbroje zielonoskórzy bohaterowie i wykończenie ich ma wymagać więcej wysiłku, ale nawet wtedy nie spędzimy całej minuty na faszerowaniu ich ołowiem. W tej grze wyzwaniem jest liczba wrogów, a nie ich indywidualna siła.

Walka ma być wyjątkowo efektowna i brutalna.

Autorzy szykują dla nas około piętnastu różnych typów uzbrojenia. Naraz wolno będzie nosić trzy narzędzia mordu – dwa palne i jedno do walki w zwarciu. Wraz z postępami w zabawie każde z nich ma być ulepszane, stając się nie tylko bardziej śmiercionośnym, ale również zmieniając swój wygląd, a nawet zyskując nowe typu ataków. Od czasu do czasu natkniemy się również na broń ściśle związaną z daną lokacją, która najczęściej posiadać będzie tylko jeden magazynek, ale za to w danym miejscu umożliwi nam poradzenie sobie z kolejnymi bardzo licznymi falami nieprzyjaciół. Oczywiście, nie po to Kosmiczny Marine ma biceps szeroki jak pień starego drzewa, by jedynie naciskać na spust, wiec nie zabraknie również walki w zwarciu. Poza mieczami będziemy mogli położyć ręce m.in. na młotach bojowych czy energetycznych kastetach. Większość z tych „zabawek” wyposażona zostanie w specjalne i wyjątkowo brutalne ruchy egzekucyjne. Jest to kolejny element mający zachęcić do bliższego podchodzenia do przeciwników. Co ciekawe, siła Titusa spowoduje, że będziemy mogli przebijać się przez osłony, za którymi schowali się przeciwnicy. Pomocni na pewno okażą się też sterowani przez komputer towarzysze broni, choć i tak większość roboty wykonamy sami. Jednocześnie, mimo że zbroja Titusa potrafi wytrzymać naprawdę dużo, pojawią się sytuacje, gdzie frontalny atak ma być zawsze fatalnym pomysłem. Zmiana standardowej taktyki okaże się konieczna, zwłaszcza w starciach z bardzo wymagającymi bossami. Strategia polegająca na pchaniu się prosto pod lufę, np. orkowego myśliwca bojowego, ma więc małe szanse na powodzenie. W takim wypadku trzeba będzie trochę pokombinować i unikać ataków aż do czasu wymyślenia sposobu poradzenia sobie z takim przeciwnikiem.

Bossowie mają służyć urozmaiceniu rozgrywki, co – jak się wydaje – bardzo się temu tytułowi przyda. O ile podstawowa mechanika zabawy już dzisiaj sprawia bardzo solidne wrażenie, to spory niepokój może budzić wybór przeciwników. Orkowie są co prawda bardzo barwną frakcją, ale trzeba przyznać, że uczynienie z nich jedynych wrogów jest dosyć kontrowersyjne. Uniwersum Warhammera 40,000 pełne jest potworów, które doskonale nadawałyby się do walki z graczem, a Relic, zamiast skorzystać z tego bogactwa, postawił jedynie na zielonoskórych. Twórcy chyba zdają sobie jednak z sprawę z tego problemu, dlatego szykują sporo efektownych sekwencji specjalnych, mających urozmaicić standardowe potyczki. Pojawią się więc na przykład misje, w których lecąc statkiem transportowym typu Valkyria, będziemy odpierać kolejne fale orków za pomocą broni pokładowych. Kiedy indziej dostaniemy rozkaz odnalezienia i bezpiecznego wydostania z pola bitewnego Imperialnego Inkwizytora, co znacząco utrudni fakt, że do celu ścigać się z nami będzie boss orków. Inna misja ma z kolei toczyć się na dachu pędzącego ku zagładzie pociągu – w tym wypadku otrzymamy tylko sześć minut na wykonanie zleconego nam zadania.

W grze nie zabraknie staranie wyreżyserowanych sekwencji specjalnych.

Studio Relic ma olbrzymie doświadczenie w wirtualnych rekonstrukcjach tego uniwersum, ale dzięki temu, że Space Marine nie jest grą strategiczną i nie musi wyświetlać aż tak wielu postaci naraz, twórcy mogli zaszaleć, jeśli chodzi o poziom detali. Cały świat odtworzony został z olbrzymim pietyzmem i doskonale oddaje atmosferę pierwowzoru. Dostaniemy zatem okazję walczenia m.in. w ruinach gotyckich katedr, rozległych kanałach czy gigantycznych zakładach przemysłowych, a większość odwiedzanych lokacji ma nosić ślady inwazji orków. Sami zresztą też otrzymamy szansę odciśnięcia na nich własnego piętna, ponieważ większość elementów otoczenia będzie można zniszczyć, co nie tylko wygląda świetnie, ale i pozwoli dorwać wrogów kryjących się za osłonami. Dodatkowe atrakcje zapewni zagrzewająca do walki i odpowiednio pompatyczna ścieżka dźwiękowa.

Według zapowiedzi kampania dla pojedynczego gracza powinna starczyć na około dziesięć godzin zabawy. Wiadomo również, że pojawi się tryb multiplayer, choć na razie nie ujawniono żadnych dotyczących go szczegółów. Dobrą wieścią dla osób czekających na edycję pecetową jest to, że gra, zamiast korzystać z systemu Games for Windows Live (tak jak Dawn of War II), zrobi użytek z konkurencyjnego rozwiązania w postaci Steamworks. Wszystko, co wiemy o Space Marine, napawa sporym optymizmem. Twórcy zdają się dobrze rozumieć, co czyni to fikcyjne uniwersum wyjątkowym, a to powinno przełożyć się na diabelsko efektywną i wierną pierwowzorowi adaptację. Do tej pory Relic znany był głównie z doskonałych pecetowych gier strategicznych i jego jedyna konsolowa próba (wypuszczony w 2006 r. The Outfit) raczej nie zachwycała. Wydaje się jednak, że Kanadyjczycy wyciągnęli wnioski z poprzedniej porażki i dostarczą produkcję, która może okazać się jedną z najlepszych gier akcji przyszłego roku.

Wiktor „Adrian Werner” Ziółkowski

NADZIEJE:

  • świetnie odtworzona atmosfera tego uniwersum;
  • wreszcie możemy poczuć się jak prawdziwy Kosmiczny Marine;
  • brak systemu osłon i wymuszanie szaleńczych ataków to obecnie coś świeżego.

OBAWY:

  • Orkowie jako jedyni wrogowie mogą się w końcu znudzić;
  • Relic Games ma małe doświadczenie w tworzeniu gier akcji.

Adrian Werner

Adrian Werner

Prawdziwy weteran newsroomu GRYOnline.pl, piszący nieprzerwanie od 2009 roku i wciąż niemający dosyć. Złapał bakcyla gier dzięki zabawie na ZX Spectrum kolegi. Potem przesiadł się na własne Commodore 64, a po krótkiej przygodzie z 16-bitowymi konsolami powierzył na zawsze swoje serce grom pecetowym. Wielbiciel niszowych produkcji, w tym zwłaszcza przygodówek, RPG-ów oraz gier z gatunku immersive sim, jak również pasjonat modów. Poza grami pożeracz fabuł w każdej postaci – książek, seriali, filmów i komiksów.

więcej

Warhammer 40,000: Space Marine

Warhammer 40,000: Space Marine