Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 18 lipca 2008, 11:37

autor: Krzysztof Gonciarz

Warhammer 40,000: Dawn of War II - E3 2008

Pozostając przy raz sprawdzonym schemacie, ludzie z Relic Entertainment przygotowują jeszcze gorętszy sequel. Tym razem bogatsi są jednak o doświadczenia z Company of Heroes.

Na czym polegał sukces gry Warhammer 40.000: Dawn of War? Autorzy wymieniają trzy powody, dla których ich produkcja wybiła się z tłumu. Po pierwsze: wszechobecna brutalność. Neutralna, RTS-owa walka została tam wyniesiona do poziomu festiwalu krwi i pił mechanicznych. Po drugie: dynamiczna akcja, wszędobylskie eksplozje i przepych. I wreszcie: zepchnięcie na dalszy plan warstwy ekonomicznej. Zbieranie surowców i budowanie baz nie grało tak istotnej roli jak w innych tego typu grach. Pozostając przy raz sprawdzonym schemacie, ludzie z Relic Entertainment przygotowują jeszcze gorętszy sequel. Tym razem bogatsi są jednak o doświadczenia z Company of Heroes.

Elementy CoH-a, które znajdą się w Dawn of War 2 to system walki za zasłonami, dające się niszczyć otoczenie i usprawnione AI (zarówno naszych, jak i nieprzyjacielskich jednostek). Ponadto, autorzy chcą uniknąć typowego dla strategii czasu rzeczywistego zaczynania od zera w każdej misji: nasze jednostki, upgrade’y i uzbrojenie rozwijać będziemy przez całą kampanię. Każdy oddział posiadać będzie indywidualne charakterystyki i ekwipunek, więc nie ma mowy o posyłaniu bezimiennych mas na pewną śmierć.

Festiwal eksplozji i brutalnych scen.

Prezentacja w której uczestniczymy rozpoczyna się od ekranu przygotowania przed misją. Na ekranie widzimy planetę Typhon Primaris, na której aktualnie znajdują się imperialne oddziały. Po prawej stronie znajdują się podobizny czterech oficerów, z których każdy dowodzi jedną, wyspecjalizowaną jednostką. Możemy otworzyć ekran ekwipunku każdego z nich i według uznania dobrać typ broni, zbroi i akcesoriów. Te ostatnie to nic innego jak przedmioty umożliwiające korzystanie z umiejętności. W prezentowanym przykładzie mamy obiekt pozwalający na przeprowadzenie ataku o nazwie Sniper Shot – umożliwia on 5 razy w ciągu danej misji wykonać efektownego headshota, zabijając dowolną jednostkę piechoty jednym strzałem.

Otrzymujemy dwie transmisje z prośbą o pomoc, co w praktyce oznacza dwa questy do wyboru. Każdy z nich niesie inne wymagania, ale i inne nagrody: doświadczenie i przedmioty. Wybieramy misję, której celem jest zabicie przywódcy Orków o imieniu Warboss Monemasha.

Przenosimy się do tradycyjnego, RTS-owego trybu zabawy. Widzimy 4 oddziały marines wraz z oficerami, mini-mapę i standardowy zestaw ikonek. W prawym-górnym rogu ekranu znajduje się okienko z ładnie animowanymi postaciami prowadzącymi rozmowę. Ruszamy do przodu – po kilku sekundach napotykamy pierwszych przeciwników. Marines automatycznie poszukują zasłony, zza których mogą prowadzić ogień. Używamy umiejętności Squad Jump – oddział żołnierzy odzianych w dwutonowe zbroje wyskakuje w powietrze, po czym z wielkim impetem uderza w ziemię – odrzucając przeciwników i pozostawiając po sobie efektowny krater. Moc! Jeden z oddziałów jest wyposażony w bomby magnetyczne, które można przyczepiać na metalowych oddziałach wrogiej armii.

W walce ginie któryś z oficerów. Po pokonaniu wrogów wysyłamy do niego jeden z pozostałych oddziałów, dzięki czemu dowódca zostaje wskrzeszony. Aby zregenerować jego stracony oddział, musimy przyzwać posiłki. Jest to możliwe tylko w niektórych punktach mapy: kiedy nam się uda, na powierzchnię planety z olbrzymim impetem spada kapsuła z żołnierzami. Jej uderzenie możemy nawet wykorzystać w walce – kiedy spadnie na wrogie wojska, nie pozostawi im żadnych szans na przeżycie.

Wykonywanie misji pobocznych owocuje bonusami do statystyk wszystkich jednostek.

Zostaje nam zlecona misja poboczna: odbicie z rąk Orków pewnej świątyni, które zaowocuje wzrostem morale żołnierzy podczas wszystkich misji na tej planecie. Siły wroga są przeważające, więc konieczna jest zasadzka. Jeden oddział wykonuje Squad Jumpa w sam środek zielonej armii, drugi zajmuje pozycję snajperską w pobliskim budynku, a dwa pozostałe uderzają od frontu. Udaje się pokonać wroga, choć nie bez strat.

Na końcu rozgrywanego scenariusza przychodzi nam zmierzyć się z Warbossem. Na czas walki pasek jego zdrowia pojawia się na środku głównej części ekranu. Jego pokonanie wymaga ciągłego przemieszczania jednostek i używania umiejętności. Kiedy pada martwy (na końcu widzimy scenkę na silniku gry, odtwarzającą animację pamiętaną z pierwszego zwiastuna gry), zadanie jest ukończone. Otrzymujemy w nagrodę nowy typ broni oraz sporo doświadczenia – oficerowie awansują, dzięki czemu możemy rozwinąć ich w jednej z 4 kategorii: melee, ranged, health oraz energy. Paski poszczególnych statystyk kojarzą się z Mass Effectem: co kilka zainwestowanych punktów odblokowujemy nową umiejętność.

Warhammer 40.000: Dawn of War 2 wygląda wspaniale. Grafika i animacja są świetne, pełne detali i smaczków. Walka z wrogiem wciąga i urzeka doskonałym balansem pomiędzy strategią a czymś w rodzaju lekkiego RPG-a. A wszystko to w otoczce jednego z najbardziej kultowych uniwersów dark-sci-fi w historii. Czekamy.

Krzysztof „Lordareon” Gonciarz

Warhammer 40,000: Dawn of War II

Warhammer 40,000: Dawn of War II