The Sims 4 na gamescom 2013 - usprawniona powtórka z rozrywki
Czwarta odsłona cyklu nie wprowadzi żadnych rewolucyjnych zmian, jednak liczne usprawnienia powinny przypaść fanom do gustu. Na gamescomie zobaczyliśmy nowe wersje narzędzi, rozbudowany system emocji, a nawet stworzyliśmy własnego Sima.
Krzysztof Chomicki
Fenomen Simsów nie przestanie mnie zadziwiać. Mimo ustawicznych narzekań graczy na przesadną eksploatację i stagnację cyklu kolejne jego odsłony sprzedają się jak ciepłe bułeczki, a ilość dodatków do każdej części przechodzi ludzkie pojęcie. W momencie gdy zapewne już samo Electronic Arts nie potrafi doliczyć się rozszerzeń do aktualnej odsłony serii, następuje swego rodzaju restart – po wprowadzeniu pewnych modyfikacji liczba przy tytule zwiększa się o jeden, a masowa produkcja dodatków może zacząć się od nowa. Wszystko wskazuje na to, że EA nie ma zamiaru rezygnować z tego wyjątkowo opłacalnego modelu biznesowego. Chociaż zmiany i ulepszenia w „czwórce” widać gołym okiem i fani z pewnością się z nich ucieszą, to ciężko mówić o jakiejkolwiek rewolucji – chyba że dla kogoś jest nią możliwość zbudowania rakiety i lot w kosmos.


Czwarta odsłona cyku The Sims została oficjalnie zapowiedziana tuż przed targami E3 w czerwcu bieżącego roku i wielu fanów liczyło na to, że o nowej grze dowie się więcej właśnie podczas tej imprezy. Koncern Electronic Arts nie był jednak wtedy gotowy, by udzielać informacji na jej temat – zrobił to dopiero teraz.
W udostępnionych dotąd materiałach najwięcej uwagi poświęcono stworzonemu zupełnie od nowa kreatorowi Simów i pozwolono nam nawet własnoręcznie przetestować to narzędzie. Całość jest genialna w swej prostocie – zrezygnowano z dziesiątków podzielonych na grupy i podgrupy suwaków, którymi ciężko było uzyskać zamierzony efekt. Teraz wszystko odbywa się za pomocą prostych kliknięć i pociągnięć myszą. Chcecie poszerzyć postaci biodra? Wystarczy je chwycić i przesunąć w bok. Pogrubić łydki, uda czy ramiona? Prosty gest i po sprawie. W ten sposób w dosłownie kilka czy kilkanaście sekund da się wyrzeźbić pożądaną sylwetkę naszego Sima. Całości towarzyszą jedynie dwa suwaki, które odpowiadają za ilość tkanki tłuszczowej oraz muskulaturę – oba ustawienia można dowolnie mieszać przy równoczesnym zachowaniu proporcji wszystkich części ciała, co pozwala uzyskać naprawdę dobre i zróżnicowane efekty.
Podczas edycji twarzy nieoceniony okazuje się tryb szczegółowy, dzięki któremu na dużym zbliżeniu ustawimy detale w rodzaju wychylenia kącików ust, ułożenia brwi czy nawet wielkości tęczówek. Mimo prostoty systemu opartego na intuicyjnych kliknięciach, wciąż warto korzystać z gotowych szablonów - zarówno twarzy, jak i sylwetki. Zawsze łatwiej poprawiać drobnostki w ogólnie udanym projekcie niż ryć mozolnie w czymś, co zupełnie nie przypomina docelowego wyglądu naszego Sima.

Dalej wybieramy osobowość, głos, a nawet styl chodzenia tworzonej postaci, by wreszcie skompletować jej ubrania. Tutaj zaszła jedna zmiana, szczególnie istotna dla fanów kapeluszy – od teraz nakrycia głowy i fryzury można dobierać kompletnie niezależnie i w każdej konfiguracji wyglądają one dobrze. Koniec z uczesaniem narzuconym odgórnie przez wybraną czapkę czy kapelusz.
Na podobnej zasadzie co edytor postaci powstał odświeżony sposób wznoszenia budowli. W nowych Simsach nie trzeba będzie mozolnie stawiać pojedynczych ścian i malować każdej z nich z osobna. W The Sims 4 gracze otrzymają do dyspozycji zestaw rozmaitych klocków, które należy według własnego uznania ukształtować i ustawić – wszystko znów za pomocą prostego mechanizmu klikania i przeciągania myszą po odpowiednich fragmentach.

Ulokowane obok siebie pomieszczenia łączą się automatycznie – gracz musi jedynie umieścić drzwi i okna w upatrzonych przez siebie punktach. Istnieje również możliwość rozłączenia pokoi i przeniesienia ich wraz z całym wyposażeniem. Podobnie też twórcy pozwalają wznieść fundamenty już po zbudowaniu całego domu. Z realizmem wiele wspólnego to nie ma, ale życie ułatwia niewyobrażalnie. Według wszystkich tych zasad działają także dachy, które dotychczas były utrapieniem każdego miłośnika budowania w Simsach. Wystarczy ułożyć kilka klocków, przeciągnąć nad całym sufitem i ustawić rodzaj wygięcia, wysokość czy spadzistość danego fragmentu. Łączeniem nie trzeba się już martwić – gra zadba za nas o takie szczegóły.
Kiedy już postawimy cały budynek, warto go jakoś urządzić. Tutaj z pomocą przychodzą gotowe szablony różnych pomieszczeń, które wyglądają, jakby zostały wzięte prosto z kart katalogu Ikei. Jak zwykle zagospodarowany klocek można rozciągnąć na całość lub część pomieszczenia i pozmieniać ustawienia mebli. To świetne rozwiązanie dla osób, które nie są mocne w projektowaniu wnętrz. Jeżeli jednak ktoś nie ma ochoty kupować całego zestawu, nic nie stoi na przeszkodzie, aby każdy element wystroju nabyć zupełnie osobno.
Ustaliliśmy już, że zarówno generowanie nowych Simów, jak i tworzenie im warunków do życia jest teraz prostsze i przyjemniejsze niż kiedykolwiek. Chociaż z pewnością znalazłyby się osoby, którym edytory te starczyłyby już za całą grę, The Sims to jednak przede wszystkim symulator życia – ten zaś również doczekał się znaczących, chociaż mniej widowiskowych ulepszeń.
W „czwórce” poczynaniami Simów kierują nie tylko ich podstawowe potrzeby i pragnienia, ale też stan emocjonalny. Od samopoczucia każdej postaci zależą jej relacje z innymi oraz czynności, których może się podjąć. Twórcy zaprezentowali działanie tego mechanizmu na przykładzie mocno przerysowanej na potrzeby targów historyjki (we właściwej grze zmiany nastroju nie powinny zachodzić aż tak szybko).

Cała rzecz miała miejsce podczas domówki, na której oprócz niejakiej Sophii znaleźli się jej dwaj adoratorzy – Andre i Ollie. Ten drugi czuł się akurat niezwykle pewny siebie, dzięki czemu z łatwością nawiązywał coraz lepszy kontakt z obiektem swoich westchnień. Znudzony Andre postanowił uprzykrzyć życie oponentowi i będąc utalentowanym muzykiem, zagrał Olliemu wzruszający utwór na skrzypcach. Melodia tak głęboko urzekła rywala, że popadł w depresję i przygnębiony udał się do pustego pokoju, aby sobie w ciszy porozpaczać.
Andre skrzętnie wykorzystał słabość konkurenta i sam zaczął flirtować z Sophią, jako że poprawiło mu się samopoczucie. Stan depresyjny Olliego nie trwał jednak długo i gdy poczuł się już lepiej, znalazł w pustym pokoju... laleczkę voodoo. Kilka igieł później znajdujący się pod wpływem czarnej magii Andre rozsierdził się tak bardzo, że w kółku interakcji z Sophią każda opcja zakładała jakieś nieuprzejme zachowanie. Rozwścieczony nieszczęśnik pokłócił się ze swą wybranką i poszedł odstresować przy worku treningowym. Jego obecny stan emocjonalny nie sprzyjał flirtowaniu, ale za to sprawdził się podczas wysiłku fizycznego – Andre zyskiwał punkty umiejętności szybciej niż podczas wykonywania mniej agresywnych ćwiczeń.

Sytuacja znów się odwróciła i Ollie ponownie przejął inicjatywę. Pewien wpływ na emocje Simów okazuje się mieć nawet wystrój wnętrz – rozmowa obok sugestywnego obrazka z kobietą ujeżdżającą rakietę kosmiczną pozwoliła amantowi zadać Sophii niedyskretne pytanie, które brzmiało: „Chcesz zobaczyć moją rakietę?”. Kobieta oczywiście się zgodziła, po czym para wyszła z domu... wsiadła na pokład rzeczonej rakiety i odleciała w kosmos.
Dzięki znacznie usprawnionym edytorom oraz ciekawemu systemowi stanów emocjonalnych The Sims 4 ma zadatki na najlepszą część serii. Równocześnie nie ma się co oszukiwać – wiele wskazuje na to, że dostaniemy kolejną powtórkę z rozrywki, chyba że twórcy trzymają w tajemnicy dalsze istotne zmiany, których postanowili jeszcze nie ujawniać. Szczerze w to jednak wątpię i przewiduję, że skończy się na tym co zawsze – gracze będą narzekać na wtórność, a nowe Simsy wraz z kilkunastoma dodatkami i tak sprzedadzą się w dziesiątkach milionów egzemplarzy.