Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 3 marca 2011, 08:25

The Next Big Thing - testujemy przed premierą

Najnowsze dzieło twórców serii Runaway, przewrotnie zatytułowane The Next Big Thing, zdążyło już zrobić furorę w Niemczech, a teraz przygotowuje się do debiutu w innych krajach, w tym w Polsce. Sprawdziliśmy, jak sprawuje się anglojęzyczna wersja gry.

Hiszpańskie studio Pendulo ma duży kredyt zaufania u fanów gier przygodowych, a to za sprawą serii Runaway, która od dłuższego czasu jest jedną z najjaśniejszych gwiazd tego wciąż niedającego się pogrzebać gatunku. Po kilku latach niańczenia Briana Basco i Giny Timmins twórcy postanowili odpocząć od tych dwojga sympatycznych bohaterów i zrealizować coś zupełnie innego. Ich najnowsze dzieło, przewrotnie zatytułowane The Next Big Thing, zdążyło już zrobić furorę na niemieckim rynku, a teraz przygotowuje się do debiutu w innych krajach, w tym w Polsce. Sprawdziliśmy, jak sprawuje się anglojęzyczna wersja gry.

Wielu z Was zapewne nie ma o tym zielonego pojęcia, ale pomysł na kolejny produkt firmy Pendulo Studios nie jest wcale nowy. W 1997 roku Hiszpanie opublikowali grę Hollywood Monsters, której fabuła łudząco przypomina to, czego świadkami jesteśmy właśnie w The Next Big Thing. Podobnie jak tam wśród rozmówców spotykamy różnorakie stwory występujące w filmach, a główni bohaterowie to para dziennikarzy, która rozpoczyna zmagania od wizyty w willi szefa wytwórni MKO, specjalizującej się w produkcji horrorów. Jakby tego było mało, akcja obu tych tytułów rozgrywa się mniej więcej w tym samym czasie – jest to Ameryka lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy to fantastyczne produkcje z różnymi paskudami w rolach głównych robiły zawrotną furorę.

Tę grę ogląda się z prawdziwą przyjemnością.

Rozgrywka została podzielona na kilka dużych rozdziałów. W każdym z nich obejmujemy kontrolę nad innym bohaterem, a przynajmniej tak było w wersji prasowej, w której dostępne były tylko pierwsze dwa etapy – najpierw do głosu doszła Liz Allaire, a potem pałeczkę przejął Dan Murray. Przygoda rozpoczyna się w chwili, kiedy dziennikarze przyjeżdżają do willi słynnego producenta filmowego, FitzRandolpha. Kobieta zauważa, jak do posiadłości milionera włamuje się Big Albert (jeden ze stworów występujących w horrorach) i postanawia to sprawdzić. Murray początkowo nie jest zainteresowany sprawą i spędza czas w towarzystwie wypełnionej alkoholem piersiówki.

Od początku widać, że Liz i Dan nie przepadają za sobą, co graczy przyzwyczajonych do dzieł hiszpańskiej firmy nie powinno dziwić. Bohaterowie nie szczędzą sobie docinków i przytyków, a ich dialogi wręcz kipią od złośliwości, zwłaszcza tych dotyczących wykonywanego fachu. Oczywiście z czasem to wszystko ulega powolnej, ale widocznej zmianie. Pomiędzy postaciami rysuje się coraz większa nić porozumienia, która w trakcie późniejszych wydarzeń zapewne przerodzi się w bardziej zażyłą znajomość. To również jest standard, któremu firma Pendulo Studios jest wierna od lat.

Zupełnie inaczej przedstawia się natomiast kwestia poziomu trudności. Seria Runaway uchodziła powszechnie za dość wymagającą, przez co dla wielu początkujących fanów przygodówek stawała się sporym wyzwaniem. The Next Big Thing wydaje się zdecydowanie przystępniejsze. Dużym ułatwieniem jest tu zwłaszcza jasno zarysowany podział na kolejne zadania – gra głosem narratora na bieżąco podpowiada, co należy zrobić, żeby rozwinąć akcję i sukcesem zakończyć dany etap. Co prawda kolejne „checkpointy” trzeba najpierw odkryć, ale nie zmienia to faktu, że gracz nie zostaje rzucony na tak głęboką wodę, jak w innych produkcjach tego typu.

Jeśli komuś wybitnie nie idzie, zawsze może skorzystać z innych ułatwień. The Next Big Thing na życzenie wskazuje tzw. hotspoty, czyli interaktywne punkty, w których da się wykonać jakąś akcję, a także oferuje bardziej szczegółowe podpowiedzi. Oczywiście firma Pendulo Studios nie zapomniała o hardcore’owych fanach przygodówek. Wszystkie ułatwienia są dezaktywowane automatycznie po wyborze ostatniego poziomu trudności, co oznacza, że nie można ich włączyć w trakcie rozgrywki, nawet jeśli zmienimy zdanie. To na wypadek, by nie ulegać niecnym pokusom.

Jak się w to gra? Bardzo przyjemnie. The Next Big Thing należy do grupy tych spokojnych przygodówek, które nie zmuszają użytkownika do działania w pośpiechu (jakże to miła odmiana po kontakcie z Gemini Rue!) i są po prostu zabawne. Z bohaterami niezależnymi można pogadać na wiele różnych tematów, a dialogi są w ogóle klasą samą dla siebie – nie dość, że są rozbudowane i ciekawe, to na dodatek odtwarzających kwestie aktorów słucha się z prawdziwą przyjemnością. Jeśli chodzi o zagadki związane z wykorzystaniem przedmiotów, to w wersji prasowej było ich stosunkowo niewiele, ale zakładam, że to kwestia początkowej fazy zmagań. Cieszy natomiast fakt, że napotykane wyzwania pokonuje się w sposób racjonalny – nie trzeba mieć nierówno pod sufitem, by wpaść na rozwiązanie danego problemu. Czy ta tendencja utrzyma się do końca gry? Nie wiem, ale mam taką nadzieję.

Hotspoty wskazują interaktywne punkty w lokacjach. To duże ułatwienie.

Osobny akapit należy poświęcić oprawie wizualnej, gdyż jest ona absolutnie fantastyczna. Każdy, kto widział ostatnią grę z serii Runaway, czyli Przewrotny los, domyśla się zapewne, czego można się spodziewać. Piękne, ręcznie rysowane tła i w pełni trójwymiarowi bohaterowie (zaskakujące, prawda?) idealnie komponują się ze sobą, tworząc małe dzieło sztuki. Animacja jest absolutnie bajeczna – oglądając The Next Big Thing w ruchu, będziecie czuć się, jakbyście mieli przed oczyma dopracowany w najmniejszych szczegółach film animowany i to na dodatek w jakości HD, bo gra obsługuje rozdzielczość 1920x1080.

Choć z wersją prasową najnowszej przygodówki firmy Pendulo Studios bawiłem się stosunkowo krótko, bo raptem dwie godziny z małym hakiem, to jednak nie był to czas stracony. W sumie dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem: fantastycznie prezentujący się produkt, który czerpie z gatunku same najlepsze rzeczy. Cieszy, że Hiszpanie nie rezygnują ze sprawdzonych wcześniej rozwiązań i serwują rozmaite ułatwienia dla mniej doświadczonych graczy – może dzięki temu zainteresują się grą także ci z Was, którym przygodówki wydają się zdecydowanie zbyt trudne. Mam tylko nadzieję, że od strony fabularnej będzie równie dobrze. Początek w wykonaniu Liz był odrobinę niemrawy i przegadany. W drugim rozdziale było już pod tym względem zdecydowanie lepiej, ale czy akcja rozkręci się na dobre, tego na razie nie jestem w stanie stwierdzić. Nie pozostaje zatem nic innego, jak cierpliwie poczekać. Premiera już za kilka tygodni.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

The Next Big Thing

The Next Big Thing