Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 21 lutego 2007, 14:07

autor: Emil Ronda

The Legend of Zelda: Phantom Hourglass - przed premierą

Phantom Hourglass jawi nam się na horyzoncie nadchodzących gier jako swoista rewolucja. Otóż cała w zasadzie mechanika gry bazować będzie na wykorzystaniu stylusa, a zarazem też ekranu dotykowego.

Ach, Zelda. Kto z Was nie grał nigdy w żadną część, ten... Gdyby nie fakt, że gry z tej serii są wydawane na – delikatnie rzecz ujmując – mniej popularnych od PlayStation konsolach, moja tolerancja dla graczy którzy nigdy nie zaznali przygód Linka poszłaby zupełnie na dno. Ocarina of Time, czyli ta część, która stała się wzorem dla przyszłych gier przygodowych łączących w sobie elementy akcji i RPG na stronie metacritic.com ma średnią ocen 99/100, ale o potędze serii niech świadczy fakt, że 8 części z wydanych 13 nie schodzi ze średnią poniżej 95/100. Grzech nie zagrać choćby w jedną z nich. Jeśli jesteś nemo w kontaktach z zielonym chłopaczkiem wymachującym mieczykiem, nadchodzi dobra okazja, by to naprawić, bo właśnie zbliża się ekskluzywna wersja tej gry na Nintendo DS. W ogóle, jeśli lubisz gry przygodowe/RPG, to przenośna konsola Ninny lada dzień będzie jedną z lepszych inwestycji. Odrestaurowany graficznie Final Fantasy 3, czy nadchodzący nowy Dragon Quest są odpowiedzią japońskich developerów na to, która przenośna konsola lepiej sobie radzi na tamtejszym rynku (a jak wiecie zapewne z newsów, nie tylko na tamtejszym). No i do tego nowa Zelda, wciąż bez daty wydania. Oto, co wiemy o tym jakże wyczekiwanym projekcie.

Powiew Wind Wakera

Phantom Hourglass to duchowy następca wydanej na GameCube’a, nieco kontrowersyjnej The Legend of Zelda: Wind Waker. Kontrowersyjnej, bo przestawionej od strony graficznej w konwencji cell shading. Wind Waker jest kolorowy, momentami śmieszny i cukierkowy. Co nie znaczy, że nie jest świetną grą, bo z tym już większość graczy nie polemizuje. Chodzi jednak o tę grafikę, która niektórych po prostu odrzuciła – nie mogli przełknąć tak słodkiej landrynki. Ot, kwestia gustu, a i pewnie wieku, bo nie zapominajmy, że większość fanów serii jest z Linkiem od czasu Nintendo 64, a gracze bawiący się tamtymi czasy, teraz mają już – za przeproszeniem – nieco na karku.

W takich cell-shadingowych szatach prezentować się będzie również Phantom Hourglass. Odważne to posunięcie Nintendo, choć wydaje mi się, że ten cartoonowy styl jednak na przenośnym DS nie wzbudzi aż takich kontrowersji. Tym bardziej że szczególnie w ruchu – po zaprezentowanych dwóch trailerach – możemy szczerze powiedzieć, że gra wygląda rewelacyjnie i na pewno znajdzie się w ścisłej czołówce, co najmniej pod względem wykonania, wśród gier na DS.

O fabule wciąż wiadomo niewiele. Link z przyjaciółką Tetrą w kilka miesięcy po wydarzeniach z Wind Wakera przeszukują opuszczony okręt. W wyniku tajemniczych zdarzeń, Tetra znika, a Link wyrzucony przez morze, budzi się na brzegu niezidentyfikowanej wyspy. Tak zaczyna się nie tylko zadanie uratowania przyjaciółki (Link, ale żeś chłopaku dziewuch już wyratował!), ale również kolejna walka z rosnącym w siłę złem.

Namiętny dotyk

Phantom Hourglass jawi nam się na horyzoncie nadchodzących gier jako swoista rewolucja. Otóż cała w zasadzie mechanika gry bazować będzie na wykorzystaniu stylusa, a zarazem też ekranu dotykowego. Chodzenie, walka, uniki, obsługa mapy, pływanie łodzią po morzu (kontynuacja idei z GameCube’owego Wind Wakera), rzucanie bumerangiem (ta broń też nie pojawia się w serii po raz pierwszy) – wszystkie te elementy wymagają Twojego zaangażowania w dotyk, a mniej w duszenie jakichś klawiszy.

Dolny ekran zazwyczaj przedstawia akcję – ta ukazana jest z góry, pod pewnym kątem. Górny ekran podczas eksploracji stanowi mapa, choć są wyjątki, gdy to ulega zmianie (o czym później). Załóżmy, że bohater stoi po lewej stronie ekranu i chcecie, by podreptał na jego prawy kraniec – w tym celu musicie jedynie delikatnie stuknąć stylusem punkt docelowy, a Link obierze najkrótszą trasę do celu. Walczymy uderzając namiętnie w ekran dotykowy dokładnie w punkt, w którym znajduje się przeciwnik – Link wyprowadza wtedy razy swym mieczem. Słynny Spin Attack, czyli zamaszyste cięcie z pełnym obrotem? Proszę bardzo – wokół linka zataczacie szybkie koło. Do rozwiązywania zagadek często przyda się bumerang – w celu wykonania rzutu na ekranie dotykowym zaznaczamy trasę jego przelotu z uwzględnieniem elementów, z którymi ma wejść w interakcję.

Jakby tego było mało, drapanie na ekranie przyda się również w przypadku obsługi mapy. Wciskając odpowiedni przycisk przywołujemy ją z górnego ekranu na dolny i już możemy swobodnie po niej bazgrać, zaznaczając co ważniejsze miejsca, oznaczając artefakty czy notując uwagi. Nie inaczej będzie, gdy za pomocą łodzi będziemy przemieszczać się z wyspy na wyspę. Na mapie zaznaczamy wtedy trasę i łajba płynie sama we wskazane miejsce, a my możemy zająć się podziwianiem widoków czy walką na działa z innymi jednostkami pływającymi (wtedy gra zamienia się w „strzelaninę na szynach”). Zawsze jednak będziecie mogli przejąć kontrolę nad sterem.

Musicie przyznać, że kwestia sterowania i korzystania z mapy wygląda intrygująco. Nintendo najwyraźniej chciało w jak największym stopniu wykorzystać unikalne możliwości konsoli, a jak wiadomo nie od dziś, oni robią to najlepiej, nie ograniczając się jedynie do półśrodków.

Kolejnym ciekawym pomysłem są walki z bossami, których oczywiście, jak przystało na Zeldę, nie zabraknie. Podczas tych potyczek często mapa z górnego ekranu znika i zabawa toczy się na dwóch ekranach jednocześnie. Jeden z filmów przedstawia Linka rzucającego „bomby” z dolnego na górny ekran – kilka celnych strzałów i boss spada z łoskotem na dół, gdzie możemy już dobyć miecza, aby dokończyć dzieła zniszczenia.

Recepta na sukces

Spodziewać się, że Phantom Hourglass będzie grą nieudaną, byłoby nielogiczne, nieroztropne. Przecież to flagowa seria Nintendo, podobnie jak Mario. Takiej gry nie można zepsuć, bo jeśli tak się stanie – wieść o tym rozniesie się jeszcze głośniejszym echem niż w przypadku, gdyby Zelda okazałaby się po prostu kolejną niemal doskonałą grą. Nintendo chucha i dmucha na swoją ikonę gier. Pieczołowicie odkurza i odrestaurowuje. Znowu możemy spodziewać się kilkudziesięciu godzin świetnej przygody w bardzo spójnym, rozległym świecie. Znowu czekają nas inteligentne, idealnie wywarzone zagadki i wciągające walki – te elementy Nintendo opanowało już w stopniu mistrzowskim. Decyzja w sprawie tak szerokiego zastosowania ekranu dotykowego do niemal wszystkich czynności wydaje się być kontrowersyjna, odważna – podobnie jak ponowne wykorzystanie techniki cell-shading do prezentacji graficznej całego projektu, co raz już spotkało się z pewną dozą krytyki. Jednak jak zwykle, fani czekają z niecierpliwością, a i nie tylko oni, bo w przypadku tej gry nie sposób nie spodziewać się co najmniej dobrego produktu. Coś mi mówi, że Phantom Hourglass będzie 9-tą grą z serii, która na metacritic.com osiągnie średnią co najmniej 95/100. Zakład?

Emil „Samuraai” Ronda

NADZIEJE:

  • świetna, długa, spójna przygoda;
  • jedna z ładniejszych gier na Dual Screena.

OBAWY:

  • całe niemal sterowanie oparte na ekranie dotykowym wzbudza niemałe kontrowersje;
  • znowu grafika w stylu cell-shading (wcześniej The Legend of Zelda: Wind Waker); o ile nie ma obaw o wykonanie techniczne, tak sam styl może znowu dużej części graczy nie przypaść do gustu.
The Legend of Zelda: Phantom Hourglass

The Legend of Zelda: Phantom Hourglass