Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Elder Scrolls Online: Morrowind Publicystyka

Publicystyka 28 kwietnia 2017, 15:00

The Elder Scrolls Online: Morrowind – sieciowa wycieczka po Vvardenfell

Najnowsze rozszerzenie do The Elder Scrolls Online: Tamriel Unlimited zadebiutuje 6 czerwca. Zaoferuje nową wyspę, klasę oraz tryb PvP. Nie zabraknie również sporego pakietu nostalgii. Przekonajmy się zatem, czy Morrowind jest wart wydania 40 dolarów.

DODATEK MORROWIND W SKRÓCIE:
  1. nowa ogromna lokacja z mnóstwem zadań do wykonania;
  2. wciągająca fabuła, pozwalająca poznać przeszłość wyspy Vvardenfell;
  3. skoncentrowana dawka nostalgii w formie znanych miejsc oraz bohaterów;
  4. unikatowa klasa postaci, Warden, wprowadzająca nieco świeżości;
  5. długo wyczekiwany tryb PvP pozwalający walczyć w małych drużynach.

Kto by pomyślał, że The Elder Scrolls Online dojdzie kiedyś do takiego momentu? Pamiętam jak dziś początki tego tytułu i pierwsze, niepochlebne opinie. Twórcy potrzebowali kilkunastu miesięcy, by ponownie przekonać graczy do swojej produkcji. I trudno zaprzeczyć, że ta niełatwa sztuka im się udała. Nawet mój Khajiit był zadowolony, a to już nie lada osiągnięcie! Z tego powodu, gdy usłyszał o nowym dodatku, uśmiechnął się szelmowsko, spakował plecak i gotów był na kolejną przygodę.

I have a bad feeling about this.

Nielimitowane Tamriel

Przygoda zaczęła się w typowym dla serii The Elder Scrolls stylu, czyli ponownie zostaliśmy uwięzieni. Dalej oszczędzę Wam spoilerów, bowiem na początku nie brakuje smaczków dla fanów. Warto wspomnieć, że każdy gracz może zacząć zabawę na wyspie Vvardenfell. Nie ma znaczenia, czy jesteście nowym podróżnikiem, czy macie wysokopoziomową postać – jeśli tylko zakupiliście Morrowinda, możecie rozpocząć grę w tym miejscu. Nie powiem, jak to wygląda z perspektywy doświadczonego bohatera, bo serwer testowy pozwolił mi stworzyć tylko nowego Khajiita (były też inne rasy, ale jak można grać kimś innym?!). No więc początek mojej wycieczki po wyspie mrocznych elfów okazał się tutorialem.

Ekipa ZeniMax Online dotrzymuje słowa i rzeczywiście, jej Tamriel jest w całości dostępne dla wszystkich bohaterów. Cały świat dostosowuje się do naszej postaci i nie inaczej dzieje się na Vvardenfell – po skończeniu linii fabularnej spokojnie możemy sprawdzić inne krainy. Zanim jednak do tego dojdzie, przyjdzie nam zmierzyć się ze sporą liczbą zadań. W sumie mają zapewnić ponad 30 godzin zabawy – a więc całkiem sporo. Jestem jednak przekonany, że fani gry The Elder Scrolls III: Morrowind spędzą z tym dodatkiem zdecydowanie więcej czasu. Dlaczego? Na każdym kroku bowiem puszczane jest do nich oczko! Historia z rozszerzenia toczy się przed wydarzeniami z oryginału. Dzięki temu spotykamy sporo ważnych postaci, a przy okazji poznajemy istotne wątki. Tak mimochodem wspomnę, że ponownie rozwiązujemy problem pewnego niebiesko-złotego boga – Viveca.

Drzewa, ogromne grzyby i wulkan, czyli jak dobrze wrócić na stare śmieci.

Warto wybrać się na Vvardenfell

Mój Khajiit, nie unikając nostalgicznych wspomnień, zadomowił się na wyspie. Jego bystry wzrok od razu dostrzegł, że nowe-stare Vvardenfell wygląda znajomo. Wulkaniczna fauna oraz flora na pierwszy rzut oka kusi, przy czym lojalnie uprzedzam – jak coś wydaje się ładne, nie znaczy to, że nie jest niebezpieczne. Największe wrażenie robi zaś Czerwona Góra. Nie potrafiłem oprzeć się odczuciu, że w każdej chwili może wybuchnąć. Na szczęście nic takiego (jak dotąd) nie nastąpiło, ale wulkan budzi szacunek.

W pewnym momencie uznałem, że wypadałoby wejść na szczyt. Po godzinie wędrówki dotarłem na drugi koniec mapy, ale wierzchołka Czerwonej Góry nie zdobyłem. Vvardenfell okazało się ogromną wyspą, czego nie dostrzega się na pierwszy rzut oka. Twórcy nie rzucali słów na wiatr, twierdząc, że to największa lokacja, jaka kiedykolwiek została przez nich wprowadzona w dodatku do gry. Warto wspomnieć, że wydarzenia, w których uczestniczymy, mają miejsce 742 lata przed historią znaną z oryginalnego Morrowinda, więc wtedy Czerwona Góra nie obsypała jeszcze całego Vvardenfell popielatym pyłem. Nie zmienia to jednak faktu, że wyspa wcale wiele się nie zmieniła. Dowody znajdziecie poniżej.

Źródła: własne, rockpapershotgun.com

Wardeni, wszędzie Wardeni

No dobra, ale ja i Khajiit nie wybraliśmy się na wycieczkę krajoznawczą, prawda? Uznaliśmy, że trzeba sprawdzić Wardena, czyli nową klasę. Oferuje ona trzy specjalizacje: Animal Companion, Green Balance oraz Winter’s Embrace. Pierwsze wrażenia? The Elder Scrolls Online wzbogaciło się o samowystarczalnego druida! A jedno z drzewek umiejętności pozwala nawet posiadać niedźwiedzia jako towarzysza broni. Ten duet sprawdza się doskonale w tankowaniu. Green Balance z kolei daje dostęp do wachlarza zdolności leczących, czyniąc Wardena prawdziwym specem od uzdrawiania. Ostatnia opcja umożliwia wcielenie się w lodowego maga.

Niestety, przeciwnicy nadal nie są zbyt trudni do pokonania.

Po kilku godzinach testowania nowej klasy nabrałem pewności, że już dawno powinna zostać ona wprowadzona do TESO. Nie pamiętam, kiedy bawiłem się tak dobrze, wypróbowując specjalizacje – każda z nich była na tyle odmienna, że nie nudziłem się podczas ich sprawdzania. Jednak obawiam się, że ZeniMax Online będzie musiało przyłożyć się do zbalansowania zdolności tej klasy. Po dłuższym obcowaniu z Wardenem odniosłem wrażenie, że jego uniwersalność jest niebezpieczna. Wystarczy dwóch takich druidów w drużynie, by żaden przeciwnik nie był dla nas problemem. W efekcie pozostałe klasy zostają nieco w tyle, jeśli chodzi o przydatność.

Nie są to jedynie moje obawy. Na forum gry regularnie pojawiają się wątki, które wskazują, że Warden jest zbyt silny. Klasa ta posiada bardzo zróżnicowany zestaw umiejętności i dobrze poprowadzona nie będzie musiała korzystać z innych drzewek umiejętności, jak np. zdolności broni. Możemy zatem spodziewać się tu pewnych zmian, ale daleki jestem od stwierdzenia, że Warden jest aż tak mocny. Oczywiście, w PvE klasa ta oferuje zbyt dużą uniwersalność, przez co inne postacie mogą czuć się niepotrzebne, ale w PvP sprawa wygląda zupełnie inaczej.

Spokojnie, ten przyjemniaczek z tyłu nie jest naszym niedźwiedziem.

Walki graczy nigdy nie były tak dynamiczne

Przetestowałem też najbardziej wyczekiwaną (moim zdaniem) nowość w The Elder Scrolls Online, czyli Battlegrounds. Dostępne są od 10. poziomu dla każdego, niezależnie od frakcji czy posiadanego ekwipunku. Na polu bitwy szybko okazało się, że Warden wcale nie jest tak potężny, jak o nim mówią. O wiele sprawniej wypadła klasa Nightblade, która szybkim „burstem” potrafiła wyeliminować dwóch członków drużyny, zanim ktokolwiek się zorientował.

Dobra, dobra, czym zatem są te całe Battlegrounds? To alternatywa dla Cyrodiil – jeśli nie jesteście fanami masowych walk między graczami, tylko preferujecie mniejsze, ale szybsze starcia, poczujecie się jak w raju. Jak wspomniałem, dostęp do Battlegrounds ma każdy od 10. poziomu. Warto dodać, że nasza frakcja nie ma w tym trybie żadnego znaczenia, bowiem na jego potrzeby dołączamy do innych drużyn. Battlegrounds są bowiem ukłonem w stronę The Elder Scrolls: Areny. Chcąc wziąć udział w walce, musimy wybrać, czy trafimy do Pit Daemons (zieloni), Fire Drakes (pomarańczowi) lub Storm Lords (fioletowi). Dalej wybieramy interesujący nas przedział poziomów (10–49 lub 10–50) i czekamy na bitwę. O ekwipunek się nie martwimy, system automatycznie dopasowuje statystyki.

Battlegrounds to dla mnie największa zaleta dodatku.

W walce biorą udział trzy drużyny (po jednej z każdej grupy), składające się z czterech graczy. W efekcie na polu bitwy ściera się 12 osób. Mecz trwa zazwyczaj 15 minut, a do tego nie można wskazać preferowanego trybu gry – Team Deathmatch, Capture the Flag, Domination – bo ten wybierany jest losowo. Nie wszystkim może spodobać się takie rozwiązanie, ale w moim odczuciu wprowadza ono przyjemną nieprzewidywalność. Przygotujcie się jednak, że gracie w drużynie z trzema innymi zawodnikami, więc siłą rzeczy MUSICIE współpracować.

Kto pamięta tę panią?

Khajiit nie jest do końca zadowolony

Teraz pora na nieco marudzenia. Wymienione wyżej elementy są co najmniej dobre. Przede wszystkim przypadną do gustu nowym graczom, ale i starych wyjadaczy powinny zainteresować. Jest tylko jeden szkopuł, którego nie mogę przeboleć bez utyskiwania. Podczas testowania dodatku odniosłem wrażenie, że część funkcji i rzeczy oferowanych przez The Elder Scrolls Online: Morrowind powinna zostać wprowadzona już dawno. Zacznę od końca, czyli Battlegrounds. Tryb ten należało oddać do dyspozycji graczy podczas premiery tytułu lub wraz z jednym z wielu wydanych już DLC. Nie rozumiem, dlaczego trzeba kazać płacić komuś 40 dolarów, by mógł w ten sposób powalczyć z innymi. Tak, bez dodatku Morrowind nie będziecie mieć szansy sprawdzenia się w tej zabawie PvP.

W pakiecie jednak nie otrzymujemy jedynie Battlegrounds. W cenę wliczony jest przecież i Warden, czyli zupełnie nowa klasa postaci. Nie mam do niego zastrzeżeń, poza jednym – czemu musi być aż tak uniwersalny? Pozostaje mieć nadzieję, że całość zostanie odpowiednio zbalansowana. Nie mam jednak złudzeń, że przynajmniej przez pierwszy tydzień od premiery dodatku Warden nie będzie zbyt silny. W końcu w jakiś sposób trzeba przekonać ludzi do zakupu Morrowinda. Wbrew pozorom to całkiem normalne w grach MMORPG.

Może i tego nie widać, ale wyspa Vvardenfell jest naprawdę ogromna.

Na sam koniec zostawiłem wyspę Vvardenfell. Jest ogromna, wygląda przecudownie, a zróżnicowane biomy zachęcają do zwiedzania tych terenów. Linia fabularna może nie oferuje takich wrażeń jak DLC Thieves Guild, ale zdecydowanie daje radę. Na co zatem narzekam? Na fakt, że w rzeczywistości nie ma większego powodu, by zawędrować w te rejony. Nie mamy podwyższonego maksymalnego poziomu postaci (nadal 50.), nic nie wskazuje też na to, że liczba możliwych do wydania Champion Points (aktualnie 600) zostanie zwiększona – to samo dotyczy jakości ekwipunku. Po co zatem bawić się w The Elder Scrolls Online: Morrowind? Jedynie dla nowej klasy, trybu PvP oraz lokacji do pozwiedzania – w kwestii endgame’u dodatek niewiele zmienia.

Na koniec sprawy finansowe. Omawiane rozszerzenie kosztuje 40 dolarów, przy czym w mojej opinii część jego zawartości mogłaby pojawić się przy okazji innych DLC. Jednak największym moim problemem z Morrowindem jest fakt, że tego dodatku nie da się kupić za walutę premium w Crown Store. Oznacza to, że wszyscy zainteresowani będą musieli wydać na niego realne pieniądze. Nieważne, że spora część graczy nabyła kilka DLC (po około 20 dolarów) lub opłaca abonament. Oczywiście, osoby grające w World of Warcraft lub Final Fantasy XIV: A Realm Reborn również muszą kupować nowe rozszerzenia. Te jednak oferują więcej zawartości za podobną cenę.

Wiecie, że w lawie można pływać? Poważnie, zaufajcie mi.

Nostalgia to nie wszystko

Khajiit i ja skończyliśmy naszą wycieczkę po wyspie Vvardenfell. Generalnie wróciliśmy z wyprawy zadowoleni – podobało nam się walczenie z innymi na arenach, przytuliliśmy swojego niedźwiedzia oraz zostaliśmy oczarowani przez Czerwoną Górę. Jesteśmy jednak łasi na pieniądze i niekoniecznie chętnie pozbywamy się złotych monet. Dlatego wciąż zastanawiamy się, czy The Elder Scrolls Online: Morrowind jest warty swojej ceny. Niby dobrze się bawiliśmy, ale z drugiej strony wątpimy, czy ten dodatek zainteresowałby nas na dłużej. Wprawdzie oferuje rzeczy naprawdę niezbędne (Battlegrounds!), ale posiada też elementy, które niczego w sumie nie zmieniają (nowa lokacja), jeśli nie jest się fanem fabuły. Wiecie co? Rzucimy monetą i tak zadecydujemy, czy wydamy kasę na to rozszerzenie, czy nie!

O AUTORZE

Uniwersum The Elder Scrolls jest mi całkiem dobrze znane, chociaż moja przygoda z nim rozpoczęła się dopiero od The Elder Scrolls III: Morrowind. Gdy tylko mam okazję, wyruszam w podróż z moim Khajiitem, bowiem żadna inna rasa nie wzbudza we mnie zainteresowania. Jeśli zaś chodzi o The Elder Scrolls Online, to regularnie odwiedzam ten tytuł. Grałem w niego jeszcze, zanim wprowadzono Tamriel Unlimited. Dodam, że niekoniecznie podobają mi się wszystkie decyzje podejmowane przez twórców, jak np. aktualizacja One Tamriel. Nie zmienia to jednak faktu, że TESO to kawał porządnego MMORPG. Szkoda tylko, że nie jest tym, czym ludzie chcieliby, by było, czyli takim Skyrimem Online

ZASTRZEŻENIE

Dostęp do testów dodatku do The Elder Scrolls Online uzyskaliśmy za pośrednictwem firmy Cenega.

Patryk Manelski

Patryk Manelski

Chciał być informatykiem, potem policjantem, a skończyło się na „dziennikarzeniu” na UŚ. Tam odkrył, że można połączyć pasję do grania z pisaniem. Następnie bytował w kilku redakcjach, próbując przekonać wszystkich, że gry MMO są najlepsze na świecie. Tak trafił do działu publicystyki na GOL-u, gdzie niestrudzenie kontynuuje swoją misję – bez większych sukcesów. W przerwach od walenia z axa hoduje cyfrowe pomidory, bawiąc się w wirtualnego farmera. Nie mając własnego ogródka, zadowala się opieką nad drzewkiem bonsai. Kręci go też jazda na rowerze, zaś czytać lubi mangę i fantastykę. A co najważniejsze, pochodzi z Sosnowca, gdzie zresztą mieszka i z czego jest dumny!

więcej

The Elder Scrolls Online: Morrowind

The Elder Scrolls Online: Morrowind