Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 4 kwietnia 2005, 11:12

autor: Krzysztof Gonciarz

The Bard's Tale: Opowieści Barda - testujemy przed premierą

Z zabitego wilka wypada parę rzeczy. Narrator: „Ku zaskoczeniu barda, w pozostałościach zwierzęcia znajdowały się nie tylko pieniądze, ale i kilka przedmiotów użytku domowego”. Bard: „To nic, kiedyś zabiłem szczura i wypadła z niego skrzynia ze skarbami”.

Hack’n’Slash to, z całkiem niezrozumiałych powodów, określenie dość pejoratywne. RPG-owcy go nie lubią, bo to wszak niegodne – mało statystyk, sub-questów, itp. Nie-RPG-owcy nie lubią, bo to dla nich w zasadzie to samo, co RPG. I taki wytwarza się nam impas, że w zasadzie nikt się z sympatii do hack’n’slashy nie spowiada, a Diablo 2 jest jedną z najpopularniejszych gier w historii. Zonk. Nie warto przekreślać gry, która się do popularnych „siekanek” zalicza, jako że może się ona paradoksalnie okazać perełką równie piękną, co mistrzowsko doszlifowaną. Czy tak też będzie z Bard’s Tale? Złudzeń już raczej nie ma, wersja konsolowa ukazała się dobrych kilka miesięcy temu i wszyscy są mniej więcej zgodni: coś tam dzwoni, ale nie wiadomo do końca w którym kościele. Rewolucji nie będzie, choć możemy oczekiwać powiewu świeżego powietrza w stęchliźnie światka komputerów osobistych.

Nadchodzący po cichu, pecetowy port najnowszego dzieła Briana Fargo miałem przyjemność potestować poprzez „Official preview version”. Soft, który za pośrednictwem oryginalnej płyty DVD wylądował na moim dysku, zajmował 1GB jego przestrzeni, a ukończenie wszystkich zawartych w nim misji zajęło mi dokładnie 1 godzinę i 20 minut. Niewiele. Rygorystycznie kontrolowana licencja (w sumie na 20 dni użytkowania, z koniecznością powtórnej aktywacji co 5 dni) okazała się dzięki temu wystarczająca, by z grubsza poczuć bluesa i dojść do kilku wstępnych wniosków na temat gry „zainspirowanej” przez jednego z pierwszych cRPG-ów w historii.

„Śpiewajcie więc Charliemu i czołem bijcie mu, Boże, pobłogosław go i piwo daj na stół !”

W niespełna 10 minut po uruchomieniu gry wiedziałem już, co będzie jej głównym argumentem w walce z konkurencją. Ten świeży, zupełnie inny niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni klimat, wypełniony celtyckimi akcentami i nietuzinkowym humorem. Już samo założenie, że „robimy RPG-a na wesoło” zwraca uwagę, jako że ze świecą szukać drugiego tytułu o podobnym założeniu. No, ale po kolei. Grę otwiera cut-scenka, w której to bohaterski bard ratuje piękną karczmarkę przed krwiożerczym szczurem. Inna sprawa, że sam tego szczura przywołał przy pomocy swojej magicznej lutni. Takim właśnie charakterem przyjdzie nam komenderować – spryciarzem, łotrzykiem, naciągaczem i złodziejaszkiem. Cały manewr ze szczurem miał przecież na celu zasłużenie na darmowy posiłek i nocleg. Karczmarka okazuje się jednak bardziej wymagająca, co do świadczonych przez bohaterów usług, w zamian za opierunek oczekuje dodatkowo pozbycia się szczura z piwnicy.

W tym momencie to my przejmujemy stery bohatera. Już na samym początku zaatakowani zostajemy przytulnym klimatem karczmy „The Drunken Rat”, w której wysłuchać możemy (przedstawionej w formie karaoke) pijackiej piosenki wesołych tubylców – „Long live Charlie Mops”. Jest to w istocie klasyczna przyśpiewka „do kielicha”, w Polsce znana pod tytułem „Niech żyje Charlie Mops” i wykonywana w charakterze szanty. Niby nic, a atmosfera gry już na samym początku zaczyna ustawiać gracza w charakterze zaskoczonego widza. Jej kwintesencję napotykamy po udaniu się do owej przejętej przez gryzonia piwnicy. Po krótkiej penetracji miniaturowych rozmiarów „lochu”, znajdujemy szczura, którego nasz bard ukatrupia jednym cięciem miecza. Entuzjastycznie wykrzykuje on „Quest complete!” i podnosi swe ostrze w górę w geście tryumfu. Odzywa się narrator, opiewający kolejny bohaterski czyn wielkiego herosa... podczas gdy za plecami barda skrada się dwumetrowy, ziejący ogniem gryzoń, który w jednej chwili podpala nieszczęśnika jednym zionięciem nozdrzy. Przez moment nie wiedziałem naonczas co zrobić – próbować walczyć, czy uciekać? Wspomógł mnie narrator, patetycznym tonem recytując historię wycofania się barda z piwnicy. I o to w zasadzie chodzi w tej grze. Nigdy się nie spodziewamy, co się stanie, jako że jeden z największych bossów świata developerskiego, Mr. Brian Fargo, postanowił zakpić sobie z RPG-owego patosu i złamać wszelkie konwenanse fantasy.

Karczmarka w zależności od naszego sposobu konwersacji przenocuje nas na zapleczu, bądź w swym luksusowym łożu.

Jednym z podstawowych czynników budujących wyjątkowy klimat gry są dialogi, deklamowane z niepowtarzalnym szkockim akcentem (pomnijcie charakterystyczne wokalizy Johna Rhysa-Daviesa, swoją drogą z pochodzenia Anglika, a będziecie wiedzieć o czym mówię) oraz olbrzymią porcją wyszukanego humoru. Czegoś takiego po prostu jeszcze nie było. Najbardziej brylują tutaj pogaduszki pomiędzy tytułowym Bardem oraz Narratorem, którzy najczęściej dochodzą do głosu.

Skoro mowa o dialogach, warto wspomnieć o zupełnym braku regularności w reakcjach NPC-ów na nasze wypowiedzi (mamy do wyboru wariant grzecznościowy lub zaczepny). Czasami lepiej jest być miłym, czasami wręcz odwrotnie. To nie gra, w której nie opłaca się zgrywać wrednego, interesownego buraka. Teraz możemy dogryzać wszystkim naokoło i wciąż odnosić z tego korzyści. Jak łatwo się też domyślić, są różne sposoby kończenia zlecanych nam questów, te bardziej i mniej „słuszne”. Trudno w przekroju tak krótkiego fragmentu gry, który w sumie obejmował 3-4 questy oceniać potencjał siedzący w scenariuszu, ale sądzę, że na tym polu nie zawiedziemy się.

InXile bezlitośnie parodiuje kwintesencję RPGów, budząc szczery uśmiech na twarzach zgnuśniałych i znudzonych ratowaniem świata graczy. Imaginujcie oto taką sytuację: zabijamy wilka i (jak to w RPG) wypada z niego z 5 różnych przedmiotów. Odzywa się narrator: „Ku zaskoczeniu barda, w pozostałościach zwierzęcia znajdowały się nie tylko pieniądze, ale i kilka przedmiotów użytku domowego”. Bard odpowiada na to: „To jeszcze nic, kiedyś zabiłem szczura i wypadła z niego cała skrzynia ze skarbami”. Niech mnie kule biją, przecież to istny Pratchett! Jeśli macie dość bycia „The One” w wirtualnym świecie i chcecie zostać cynicznym łotrzykiem o ciętym języku, Bard’s Tale dobrze was zabawi. To tak, jakby twórca Discworlda dogadał się z ekipą Monty Pythona w sprawie zrobienia parodii wszystkiego, co RPG-owe.

Jeśli będziemy niemili dla tego karzełka, zleci on nam fikcyjnego questa na dnie miejskiej studni.

System gry w dużej mierze opiera się oczywiście na jej hack’n’slashowości. Misje, które przyszło mi wykonać, polegały na przebiciu się przez poziomy podziemi lub lasów zamieszkałych przez złowrogo usposobione stworzenia. Sama walka bardzo urozmaicona została przez system przyzywania za pomocą lutni magicznych sprzymierzeńców (np. elektrycznego pająka lub humanoidalnej łuczniczki), przez co nie wszystko musimy wykonywać sami. Niemniej, jak zawsze w tego typu grach, wkradnie się w nasze batalie odrobina nudy. Może na późniejszych etapach autorzy mają jakieś wyrywające z monotonii niespodzianki, jako że w „preview version”, mając do przejścia raptem 3 poziomy, pod koniec już zaczynałem spoglądać nerwowo na zegarek. Momentami denerwujący jest też system walki, a dokładniej sposób sterowania myszką, dość niedopracowany. Czasami zmuszeni jesteśmy do mierzenia na oślep. Jedyną pociechą jest fakt, że to dopiero wczesna wersja gry, której daleko do statusu „wersji demonstracyjnej”. Jest nadzieja na zmiany. Engine Baldur’s Gate: Dark Alliance, na którym oparta została Opowieść Barda, ma już swoje lata. Grafika jest mimo to całkiem miła dla oka, choć moja wersja dopuszczała jedynie ascetyczną rozdziałkę 640x480. Mimo to poziom detali sprawił pozytywne wrażenie, choć nie dało się ukryć, że nie są to nawet luźne okolice obecnego, technicznego topu. Zaprzysiężeni pecetowcy dostaną w swoje ręce coś rzadko spotykanego, jako że gra jest bardzo typowym portem z konsol i non-stop czuje się, że pierwotnie tworzona była na PS2 i X-Boxa. Przemawia za tym wszystko, począwszy od menusów, poprzez system sterowania, na charakterystycznych, gameplayowych „sznitach” skończywszy. Aż chce się chwycić pada w ręce i zasiąść przed telewizorem. Mam nadzieję, że taki stan rzeczy nie wyjdzie tej produkcji bokiem. Historia zna już takie przypadki.

Wraz z DVD z grą, otrzymałem także wordowski dokument z wszelkimi uwagami, które mogłyby przydać się w trakcie moich niedługich przygód. Umieszczony w tym pliku nagłówek „Known problems” skłonił mnie, by przemilczeć wszystkie wymienione w nim bugi. Wychodzę z założenia, że jeśli autorzy są ich świadomi, to sobie z nimi poradzą do czasu wydania retaila. Fakt, że liczba pluskw jest na tę chwilę nie do zaakceptowania, ale należy wziąć poprawkę na wczesne (jestem optymistą) stadium importowania gry na PC. Trudno mówić tu o developingu, jako że zmiany w stosunku do wersji konsolowej będą czysto techniczne.

Warto mieć oko na tę grę w przyszłości, jej prześmiewczy, bezkompromisowy klimat jest jak zimny okład na blizny sztampowych RPG-ów. Postać Barda ma szanse wyrosnąć do rangi kultowej. Takiej, którą tekściarze wspominać będą w recenzjach jako przykład oryginalnego, świetnie wykreowanego bohatera. Czemu by nie skusić się na zabawę z pełną wersją gry? „Official preview version” bardzo mnie do tego zachęciło.

Krzysztof „Lordareon” Gonciarz

The Bard's Tale: Opowieści Barda

The Bard's Tale: Opowieści Barda